Prowadzący program stwierdził, że on by tego nie chciał i być może wiele osób w Polsce też by sobie tego nie życzyło. Dobrze, że od słów Cejrowskiego się zdystansował, jednak wymagają one stanowczej reakcji i poważniejszego komentarza. Powiedzmy sobie szczerze, że mało komu zależy dziś na tym, by Polska wyszła z Unii Europejskiej, jak Władimirowi Putinowi. Od dawna bowiem Rosja marzy o tym, by w relacjach z europejskimi partnerami rozmawiać z każdym z osobna. Francja, Niemcy czy cała Unia są dla niej zbyt poważnymi graczami. Ale Polska czy kraje naszego regionu występując samodzielnie, są w rozgrywkach z Rosją od razu na przegranej pozycji.
Nie, to wcale nie oznacza, że jesteśmy w Unii wyłącznie na złość Rosji. Ale członkostwo we wspólnocie europejskiej jest dla nas jedną z gwarancji bezpieczeństwa. Oczywiście spieramy się z innymi krajami w różnych sprawach, nawet w podejściu do Rosji są w państwach unijnych rozbieżne interesy. Ale bezsprzecznym faktem jest, że po agresji Putina na Ukrainę Unia zachowała się jak należy. I jeśli ktoś kilka lat temu ocalił Polskę przed podpisaniem niekorzystnej dla nas umowy gazowej z Rosją, to była to właśnie Komisja Europejska.
Właśnie dlatego powinniśmy ze szczególną ostrożnością podchodzić do tych, którzy przekonują, że sobie poradzimy bez Unii, że Europa to tylko zło, zepsucie, zgnilizna i tylko Polska jest ważna. Jak dotąd hasła wyjścia Polski zgłaszały tylko i wyłącznie środowiska skrajne, na przykład radykalnie nacjonalistyczne. Coraz częściej wśród zwolenników rządów PiS również pojawiają się takie szkodliwe pomysły.
Niestety, również unijni biurokraci robią wszystko, by dać do ręki argument zwolennikom wyjścia Polski z Unii, czyli polexitu. Jeśli głównym argumentem prawnym, którym posługuje się wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans, prowadzący postępowanie w sprawie praworządności w Polsce, jest ten, że nie można zróżnicować wieku emerytalnego pań i panów sędziów, ponieważ jest to niezgodne z unijną zasadą równości genderowej, i w dodatku w środku wakacji stawia Polsce ultimatum, że w ciągu miesiąca trzeba tę sprawę załatwić, trudno nie mieć wrażenia, że chodzi tu wyłącznie o pretekst. W efekcie, wszyscy ci, w obozie władzy, którzy przekonywali, że z Unią trzeba się jakoś dogadać, że Bruksela wcale nie ma złych intencji, znajdują się na przegranej pozycji. Jeśli Komisja daje Polsce ostre ultimatum tuż po tym, jak prezydent Andrzej Duda zawetował ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, to paradoksalnie wzmacnia tych, którzy w obozie władzy marzą o konflikcie z Unią. Jeśli więc ktoś – poza naszymi rodzimymi środowiskami eurosceptycznymi – będzie odpowiedzialny za to, że w Polsce rosnąć będzie w siłę niechęć do Brukseli, będą to właśnie nieodpowiedzialni unijni urzędnicy w typie Fransa Timmermansa.