Śledząc w mediach społecznościowych filmiki z koncertów – które niekiedy zmieniają się w manifestacje – zdjęcia zwykłych ludzi czy znanych blogerów, można dostrzec swego rodzaju modę na protestowanie wśród młodych Polaków, która zapanowała w te wakacje. Jakże inny nastrój panuje na dzisiejszych demonstracjach, jeśli porównamy je z niedawnymi jeszcze marszami Komitetu Obrony Demokracji, na którym grupki osób, najdelikatniej rzecz ujmując, w kwiecie wieku, powiewały rachitycznie biało-czerwonymi lub europejskimi flagami.
Jedną z cech ostatnich protestów jest ich apartyjność czy wręcz antypolityczność. Z jednej strony przychodzili sympatycy różnych partii opozycyjnych, ale równocześnie tym, co przyciągało młodych ludzi, było to, że nie szli na ulice ze świecami, by opowiedzieć się za jakąkolwiek partią opozycyjną, za jakimkolwiek politykiem, lecz by protestować przeciw reformie sądownictwa. Rzadko domagali się zmiany władzy, oni chcieli, by prezydent Andrzej Duda zawetował rewolucję w sądownictwie.
Z pewnością różne osoby, które przychodziły na manifestacje w ponad stu miastach Polski, mogły mieć różne motywacje, różne poglądy polityczne, różne podejście do rozmaitych spraw światopoglądowych, ale łączyło ich to, że przystali do tego antypolitycznego ruchu protestu. Nie mam wątpliwości, że przystało do niego wielu polityków opozycji, którzy obecnej władzy życzą jak najgorzej. Ale to nie oni przyczynili się do siły ostatnich protestów. Wszak dotychczasowe protesty organizowane przez opozycję wcale nie porywały tłumów, nie porywały też młodych ludzi. Zmiana, z którą teraz mamy do czynienia, jest więc jakościowa, a nie ilościowa. Najważniejsze pytanie dziś brzmi czy, a jeśli tak, to kiedy, partia rządząca zda sobie sprawę ze zmiany, która zaszła, i czy będzie potrafiła znaleźć na nią odpowiedź. Od tego zależy bowiem, czy sytuacja będzie coraz bardziej napięta, czy też się uspokoi.
Ale to, co mi nie daje spokoju, to coś, co pojawia się w różnych miejscach Polski na protestach. Prócz flag Polski i Unii Europejskiej coraz częściej powiewają flagi tęczowe. I tu dochodzimy do sprawy najpoważniejszej. Największym ryzykiem, jakie podejmuje dziś PiS, jest to, że wszystkie wartości rzuca na jedną szalę. W efekcie dla wielu ludzi, którzy nie zgadzają się np. z rewolucją w wymiarze sprawiedliwości, również i proponowane przez PiS wpisanie etyki chrześcijańskiej jako źródła prawa w Sądzie Najwyższym staje się elementem antydemokratycznej opresji. I dlatego boję się, że kiedy PiS kiedyś przestanie wygrywać, jego następcy z uporem równym jak teraz PiS chce zmieniać sądownictwo, zaczną realizować postulaty spod tęczowej flagi. Ucierpi na tym nie tylko Kościół czy ludzie religijni, ale wszyscy. Być może chrześcijańskiej tożsamości Polski bardziej niż islamscy uchodźcy może zagrażać dziś swą polityką PiS, gdyż jego następcy będą chcieli przestawić wajchę ostro na lewo.