Logo Przewdonik Katolicki

Co nas różni od Białorusi

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Ostatni weekend marca upłynął za naszą wschodnią granicą pod znakiem wielotysięcznych manifestacji. Na Białorusi na ulice wyszli przeciwnicy prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Jeszcze przed wiecem w niejasnych okolicznościach zaginął lider opozycji i organizator protestu w Mińsku.

Z kolei w Rosji podczas protestów zatrzymano lidera rosyjskiej opozycji, który przedstawił niedawno raport, opisując korupcję na szczytach władzy na Kremlu. Znamienne, że prorządowe media w obu zaprzyjaźnionych krajach zaniżały liczbę uczestników zajść.
Rzut oka za wschodnią granicę powinien być dla Polaków źródłem nadziei, ale też powinien im uświadomić w jak niespokojnym regionie świata żyjemy. Skąd nadzieja? Otóż można lubić lub nie obecny rząd, zgadzać się lub nie zgadzać, ale Białoruś i Rosję dzieli od Polski przepaść. Mimo bardzo ostrego sporu w Polsce politycy opozycji nie znikają bez śladu, ani nie są zatrzymywani przez policję. Warto więc zapytać, na czym polega ta różnica między naszymi krajami. Co sprawia, że my jesteśmy Zachodem, a wydarzenia na Białorusi i w Rosji są typowe dla Wschodu. Odpowiedź jest bardzo prosta: to kwestia rządów prawa, swobód obywatelskich. Podstawą zachodnich demokracji nie jest to, że rządzi ten, który wygrywa wybory, ale chociażby to, że ci, którzy chcą protestować przeciwko władzy, mogą to swobodnie robić. Podstawą jest więc swoboda zrzeszania się, dosyć szerokie prawo do zgromadzeń publicznych. Oraz niezależne sądownictwo – które nie będzie sankcjonować kar kilkunastu dni aresztu dla obywateli, tylko dlatego, że brali udział w proteście opozycji.
Nie mają więc racji ci, którzy mówią, że w Polsce nie ma już demokracji. Ale też trudno się dziwić tym, którzy alarmują, gdy w Polsce zmieniają się przepisy dotyczące zgromadzeń publicznych, gdy media publiczne prowadzą kampanię przeciw związanym z opozycją organizacjom pozarządowym, gdy politycy chcą zwiększać swój wpływ na sądownictwo.
Czy to nam się podoba, czy nie, kluczową cechą Zachodu jest liberalne podejście do praw obywatelskich – a zatem wyposażanie obywateli w przeróżne prawa, nie zaś ich ograniczanie z uwagą, że przecież uczciwi ludzie nie mają się czego obawiać. Liberalna demokracja często jest krytykowana, bo nie jest ideałem. Pytanie tylko, czy dotąd jej krytycy przedstawili jakąś atrakcyjną alternatywę dla liberalnej demokracji? Dziś, gdy Unia Europejska znajduje się w tak poważnym kryzysie, gdy coraz wiele osób również w Polsce zaczyna wątpić w sens Unii opartej na wspólnych wartościach liberalnej demokracji, popatrzmy na Wschód. Obywatele Ukrainy niedawno zapłacili krwią za chęć wejścia do kręgu zachodnioeuropejskich wartości. Opozycjoniści z Białorusi czy Rosji marzyliby, by mieć tyle swobód co opozycjoniści z Zachodu. I nie chodzi wyłącznie o bogactwo Zachodu, ale właśnie o pewien system wartości.
Czy zatem różnica między Polską a Wschodem ma być różnicą stopnia czy jakości? Czy chcemy, by w Polsce obywatele mieli ilościowo więcej swobód niż na Wschodzie (by zawsze móc powiedzieć, że przecież w Polsce nie jest tak źle, bo na Białorusi jest gorzej), czy też że różnica będzie jakościowa, że nasz system będzie właśnie gwarantował przede wszystkim wolność jednostki. Każdej, a szczególnie tej, która nie lubi władzy. 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki