To nie jest tekst polityczny, chociaż kontekstu politycznego pominąć się tu nie da. Tematem jest historia sporu o zaostrzenie prawa do aborcji. Konkluzja dotyczyć będzie jednak nie tylko samej ustawy, ale także sposobu, w jaki próbowano doprowadzić do jej uchwalenia. Szybko okazało się bowiem, że dobre intencje nie były wystarczające, aby całą sprawę zakończyć sukcesem. Zamiast poprawy sytuacji zrobiliśmy spory krok w tył. Próba zmiany zakończyła się fiaskiem i spadło poparcie społeczne dla idei pro-life. Zasadne jest więc zapytać, co było powodem tego, że zmiana prawa się nie powiodła.
Relacjonując i komentując kolejne wydarzenia związane z tą sprawą „Przewodnik Katolicki” zaproponował alternatywny w stosunku do projektu „Stop aborcji” punkt widzenia, a inspiracją tej odmienności było nauczanie Jana Pawła II i papieża Franciszka. Dziś jesteśmy tym bardziej przekonani, że wczytując się w teksty Wojtyły i słuchając Franciszka bardziej uważnie, mogliśmy doprowadzić do nieco innego finału. Wcale więc nie cieszy nas fakt, że Fundacja „Pro – Prawo do Życia” przyznała tytuł „Heroda 2016” Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tym razem bynajmniej nie Jarosław Kaczyński jest głównym winowajcą, a zrzucanie winy na innych to zabieg mało poważny.
Nurt dobrej zmiany
Wszystko zaczęło się jesienią 2015 r., gdy władzę przejęło PiS. Hasło „dobrej zmiany” dotyczyło przecież nie tylko spraw czysto politycznych czy gospodarczych, ale także światopoglądowych. Nowe otwarcie miało polegać na powrocie do wartości chrześcijańskich we wszystkich wymiarach życia społecznego. Chodziło jednak nie tylko o promowanie wartości stricte religijnych, ale przede wszystkim chrześcijańskiego sposobu rozumienia godności i praw człowieka. W tym kontekście jasno wybrzmiał też postulat obrony życia nienarodzonych. Współcześnie chodzi przede wszystkim o ochronę życia od poczęcia – czytamy w programie PiS ogłoszonym w 2014 r.
Szybko odżyły więc nadzieje związane ze zmianą ustawy dopuszczającej aborcję. Środowiska pro-life w Polsce podjęły starania, by stworzyć wspólną obywatelską inicjatywę ustawodawczą w celu objęcia prawną ochroną wszystkich poczętych dzieci, bez wyjątków. Bardzo szybko doszło jednak do zerwania wspólnych działań. Różnica zdań dała o sobie znać w kontekście propozycji nowych zapisów prawnych. Otoczenie Fundacji „Pro – Prawo do Życia” stało na stanowisku, że należy karać wszystkich bezpośrednich uczestników aborcji, a więc także kobiety, które się jej dopuściły. W później opracowanym projekcie ustawy faktycznie taki zapis się znalazł, choć projekt zakładał również możliwość odstąpienia od egzekucji karnej. Inne środowiska, w tym organizacje zrzeszone w Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ), wyraziły sprzeciw wobec ich karalności za aborcję. Podobne stanowisko prezentował od początku polski Episkopat, a swoje zastrzeżenia przedstawiał bezpośrednio zainteresowanym. W międzyczasie PFROŻ zainicjowała kampanię społeczną „Kochamy KAŻDE dziecko”, w której zbierała podpisy pod „Apelem do polskich parlamentarzystów o prawo do życia dla każdego poczętego dziecka i ochronę macierzyństwa”. Jednakże jedynym proponowanym wtedy projektem ustawy pozostała inicjatywa społeczna „Stop aborcji” autorstwa Fundacji „Pro– Prawo do Życia”.
Niezamierzony zbieg wydarzeń
Oficjalna publikacja tego projektu niefortunnie zbiegła się z komunikatem prezydium Episkopatu dotyczącym zaostrzenia prawa do aborcji. Sam komunikat, napisany naprawdę doskonale, wzywał wszystkich ludzi dobrej woli do podjęcia działań zmierzających do większej ochrony prawnej nienarodzonych. Nie wskazał jednak żadnego konkretnego rozwiązania ani środowiska, które miałoby cieszyć się w tej sprawie wyraźnym poparciem Kościoła. Komunikat nie został odczytany we wszystkich diecezjach, ale bardzo wielu katolików w Polsce mogło usłyszeć go w czasie Mszy św. podczas uroczystości Zwiastowania NMP w 2015 r. Publikacja projektu „Stop aborcji” oraz odczytanie komunikatu biskupów w tym samym czasie zostało przez wiele osób odebrane jako wyraźny znak poparcia, jaki hierarchowie udzielają działaniom Fundacji „Pro – Prawo do Życia” i Instytutowi „Ordo Iuris”, który dla Fundacji projekt przygotował. Z tego powodu przez bardzo długi czas inicjatywa „Stop aborcji” postrzegana była nie tylko jako obywatelska, ale wprost jako propozycja Kościoła. Fundacja wysłała ponadto prośbę do proboszczów, aby ci odczytali w kościołach apel skierowany do parafian o złożenie podpisu pod proponowanym projektem. Fundacja nie w każdej diecezji uzgodniła wystosowaną do proboszczów prośbę z miejscowymi biskupami. Dlatego włączenie oficjalnych struktur Kościoła do promocji tego projektu spotkało się z negatywną oceną niektórych hierarchów. Niezależnie od głosu tych biskupów, i w większości przypadków jeszcze przed ich wypowiedziami na ten temat, w wielu parafiach powstały komitety zbierające podpisy.
Wrażliwość Wojtyły
W „Przewodniku Katolickim” informowaliśmy o podejmowanych przez Fundację działaniach, o sukcesie społecznego poparcia, jaki odniosła w związku ze zbieraniem podpisów pod projektem, a w końcu o złożeniu go w Sejmie. Jednocześnie jednak stanęliśmy na stanowisku, że projekt zakładający karanie kobiet nie może pozyskać naszego poparcia. Podkreślaliśmy też fakt, że sam projekt mógł przyczynić się do pozytywnej zmiany prawa, a osoby, które go poparły, nie powinny tego gestu żałować. Nie uważaliśmy jednak za stosowne, aby bez poprawek został on w takiej postaci zaakceptowany przez Sejm. W tamtym czasie chyba jako jedyne z katolickich mediów w Polsce prezentowaliśmy taki pogląd na sprawę. Nasz punkt widzenia uzasadnialiśmy wrażliwością, jaką ukształtował w nas Jan Paweł II, który nalegał, aby za aborcję obwiniać kobietę jako ostatnią, a raczej widzieć inne osoby i okoliczności, które do decyzji aborcji doprowadziły. Mówiąc dzisiejszym językiem, święty papież uczył, że matka zabijająca własne dziecko jest także ofiarą tej zbrodni. I to nie tylko post factum, ale także wtedy, gdy brakuje jej wsparcia przed porodem. To uzasadnienie stało się podstawą dla formułowanych przez nas opinii w kontekście zmian prawnych dotyczących prawa aborcyjnego i przychylanie się do stanowiska PFROŻ.
Stanowisko episkopatu w sprawie kobiet
Krótko potem swój komunikat w sprawie braku poparcia dla karalności kobiet opublikował polski Episkopat, co ze strony Fundacji spotkało się z natychmiastową reakcją w postaci tłumaczenia, że przecież ich projekt zakłada możliwość odstępowania od egzekucji karnej. „Przewodnik Katolicki” powracał więc do sprawy i wielokrotnie przypominał, że należy całkowicie odstąpić od karania kobiety. Nie tylko od egzekwowania kary, ale wprost od samego procesu sądowego, który mógłby uznać kobietę popełniającą aborcję za przestępcę. Nasz głos wsparł bardzo mocno abp Henryk Hoser, który zaznaczył, że nie wyobraża sobie, żeby rozstrzygać sprawy tak delikatne przed sądem. Niejednoznaczność etyczna i medyczna sytuacji, w których dochodzi do poronienia, jest tak duża, że próba ich analizy na sali sądowej faktycznie była również dla nas niedopuszczalna. Abp Hoser przypomniał także, że Kościół przewiduje karę ekskomuniki dla kobiet popełniających aborcję, choć daje również bardzo prosty sposób zniesienia tej kary. Fundacja nie przyjmowała do wiadomości faktu, że projekt powinien zostać zmodyfikowany. Takie głosy ze strony samej Fundacji pojawiły się przy czytaniu projektu w Sejmie, ale było to już na tyle późno, że nie wpłynęły one na zasadniczą zmianę oceny społecznej projektu „Stop aborcji”. Równolegle do publikacji komunikatu biskupów i zamieszczanych na stronie internetowej przez Instytut „Ordo Iuris” swoich uzasadnień, pojawiła się bardzo duża ilość wpisów w internecie przeciwnych stanowisku Episkopatu. Paradoksalnie były to najczęściej portale internetowe środowisk prawicowych i katolickich.
Zgoda na zmiany stopniowe
Śledząc toczącą się dyskusję wokół projektu w innych mediach katolickich w Polsce, można było odnieść wrażenie, że komunikat Episkopatu o niekaraniu kobiet nie zyskał szerokiego poklasku. Zamieszczano odpowiednie informacje o stanowisku biskupów, ale równocześnie publikowano teksty i wywiady mające na celu zdyskredytowanie przeciwników karania kobiet. Byliśmy również przekonani, że efekt wahadła (czyli prowokowanie skrajnej reakcji z drugiej strony) ma w tym przypadku swoje uzasadnienie. Przekonywaliśmy więc, że zanim podejmie się kroki tak stanowcze, jak całkowity zakaz aborcji, najpierw należy ocenić stan opinii społecznej. O efekcie wahadła powiedział też dla „Przewodnika Katolickiego” przewodniczący Episkopatu Słowacji, który przestrzegał przed brakiem rozwagi.
Niebezpieczeństwo wystąpienia tego efektu interpretowano niestety często jako pogląd lewicowy, który ma na celu zahamowanie zmian prawnych. W „Przewodniku Katolickim” nieustannie odnosiliśmy się do tych opinii, podkreślając, że Jan Paweł II widział konieczność zgody ze strony katolików, przynajmniej w pewnych okolicznościach, na drogę stopniowego zdobywania społecznego poparcia dla zmian prawnych dotyczących etyki, które jeszcze nie zyskały szerokiego poparcia. Dokumenty Stolicy Apostolskiej z czasów jego pontyfikatu wyraźnie zaznaczają, że katolicy zawsze powinni jasno głosić pogląd o konieczności obrony życia od poczęcia, ale jednocześnie mogą, a czasami nawet powinni, zgadzać się na rozwiązania prawne, które nie realizując ich postulatu w pełni, będą jednak pozwalały na jakiś krok do przodu. Jest to swego rodzaju wybór możliwie największego dobra w danym czasie, z nadzieją, że można będzie w przyszłości podejmować kolejne kroki.
Społeczny dialog
Oczywiście to nie znaczy, że wolno hamować proces dobrych zmian w prawie. Nie można jednak tego robić w oderwaniu od ludzi i ich aktualnego sposobu oceny problemów moralnych. Zawsze wtedy, gdy chce się zaproponować prawo, które może spotkać się z szerokim sprzeciwem, należy podjąć szeroki dialog społeczny. Nie wolno w tym czasie traktować adwersarzy jak wcielonych diabłów. Trzeba raczej z nimi rozmawiać, dużo rozmawiać. Nie wycofywać się ze swojego stanowiska, ale długo i skrupulatnie je uzasadniać. W „Przewodniku Katolickim” kilkakrotnie pisaliśmy o zbyt radykalnym prezentowaniu stanowiska przez niektóre środowiska pro-life, które zamiast rozmowy (przynajmniej w tamtym, bardzo napiętym społecznie czasie) zdecydowały się rozwieszać billboardy z dziećmi po aborcji. Trudno było nam się zgodzić, że w okresie tak ważnej debaty społecznej działania te były pomocą w budowaniu atmosfery do prawdziwego dialogu. I naprawdę nie chodzi o to, że ktoś chciał przemilczeć prawdę o zabijaniu dzieci.
Dobry przykład
Równolegle do tych wydarzeń opublikowaliśmy wywiad z Mary Wagner, kanadyjską aktywistką pro-life, która z powodu swojego zaangażowania została skazana na karę więzienia. Ta niezwykła kobieta nawet w więzieniu poszukuje kobiet, które dokonały aborcji, aby towarzyszyć im w ich dramacie. Jej cała postawa, nawet ton głosu, przemawiają za tym, co „Przewodnik Katolicki” starał się promować w dialogu społecznym. Z przekonaniem, że nie chodzi o zmiękczanie prawdy, ale szacunek do ludzi, których nie można chcieć zwyczajnie przegłosować, ale także przekonać do własnych przekonań. Samo zwycięstwo polityczne, czy nawet obywatelskie jednych nad drugimi, to znacznie za mało.
W tym kontekście pisaliśmy też kilkakrotnie, że należy dążyć do zmian prawnych aż po całkowity zakaz aborcji we wszystkich przypadkach. Jednocześnie podkreślaliśmy, żeby nie przeceniać roli prawa. Ono ma wpływ na postawy i myślenie ludzi. Istnieje jednak cała sfera obyczajowa, kształtowana także przez duszpasterstwo Kościoła, która może okazać się bardziej decydująca o realnym sprzeciwie wobec aborcji niż samo tylko prawo. Wielu ludzi omija zresztą już istniejące, a więc samo jego stanowienie jeszcze sprawy nie załatwia.
Brak franciszkowego towarzyszenia
W tę logikę wpisuje się propozycja papieża Franciszka, który nieustannie mówi o towarzyszeniu i rozeznawaniu i aby w tym kluczu rozpatrywać sytuacje zarówno indywidualne, jak i społeczne. Zaostrzenie prawa do aborcji wymagało towarzyszenia ludziom, którzy z różnego powodu boją się zmian. Boją się również procesów sądowych także ze względu na tak wielką niejednoznaczność medyczną poronień. Możemy się na ten lęk obrazić. Nie zwalania to nas jednak z obowiązku towarzyszenia kobietom przez okazanie zrozumienia dla ich lęków. Nie dla wszystkich ich poglądów, ale dla emocji. Takie towarzyszenie wymaga przebycia wspólnej drogi, aby z czasem zamieniło się ono w rzeczywiste rozeznanie zła tkwiącego w samej aborcji przez możliwie największą liczbę osób.
Brak postawy dialogu przyniósł owoc niespodziewany i gorzki: czarny protest i spadek poparcia dla ruchów pro-life. Hasła protestu odnosiły się też wprost do Kościoła, jakoby to właśnie on stał ramię w ramię z Fundacją „Pro – Prawo do Życia” i wspierał w całości jej projekt. Nie znaczy to, że protestu można było całkowicie uniknąć, gdyby przyjęto inną strategię zmiany prawa. Na pewno by był. Przewidywalnie jednak nie na taką skalę. Ponadto nie chodziło tylko o to, żeby go uniknąć za wszelką cenę (a ceną jest przecież życie), ale że należało być gotowym do większego dialogu (choć zabrakło go też często po drugiej stronie). Odważyliśmy się więc w „Przewodniku Katolickim” opublikować artykuł napisany w innym tonie niż większość tekstów z prasy katolickiej. Był on sposobem podjęcia tego dialogu ze strony katolików tworzących nasz tygodnik, aby nie utwierdzać społecznego przekonania, że projekt „Stop aborcji” i karanie kobiet to inicjatywa Kościoła. Z drugiej strony, aby dać wyraźnie do zrozumienia, że nie wszystkie kobiety, które dołączyły do protestu, miały tak samo radykalne podejście do aborcji. To rozróżnienie, mimo jednoznacznie negatywnej oceny samego protestu i przerażającej treści haseł wzywających do poszerzenia „wolności” zabijania dzieci, uznaliśmy za konieczne, aby móc w przyszłości podjąć na nowo kroki w celu zapewnienia pełnej ochrony życia.
Reakcja na protest
Protest przeciwko zmianom prawnym okazał się kluczowy dla samych posłów, którzy w komisji sejmowej odrzucili projekt „Stop aborcji”. Oczywiście, że część z nich zrobiła to z pobudek czysto politycznych, czyli dla zachowania władzy. W czasie gdy przedstawiciele obozu rządzącego mogli przygotować swój projekt albo przynajmniej podjąć jakieś działania w tym kierunku, zrobiono bardzo niewiele. Nie chodzi mi więc o naiwną obronę partii rządzącej, która składała jasne deklaracje wyborcze, a w kluczowym momencie się wycofała, nawet jeśli docenić fakt, że złożoną wtedy obietnicę pomocy matkom i rodzinom w trudnej sytuacji zaczęła realizować przyjmując ustawę „Za życiem”. Umiem jednak zrozumieć, że obok pragmatyzmu politycznego mógł pojawić się zdrowy rozsądek, a więc pogląd, że wymuszenie prawa zakładającego karanie kobiet przyniosłoby skutek odwrotny do zamierzonego. Spowodowałoby takie wahadło społeczne, które odwróciłoby się przeciwko życiu w skali dużo większej, niż zakłada to tzw. kompromis z 1993 r. Zresztą pytanie, czy wahadło nie zostało już uruchomione, jest nadal aktualne, a jego skutki możemy boleśnie doczuć w przyszłości. Oczywiście, że śmieszne było to, z jakim przekonaniem po odrzuceniu projektu politycy PiS mówili o niekaraniu kobiet, kiedy wcześniej prawie o tym nie wspominali. Jak na razie nie zrobiliśmy jednak żadnego kroku naprzód, a przez spadające poparcie dla idei pro-life mamy co najmniej jeden w tył.
Historia sporu o obronę życia to tylko jeden, choć bardzo wyrazisty przykład na to, w jaki sposób „Przewodnik Katolicki” rozumie dziennikarstwo katolickie. Jest też dowodem na to, że tematy poruszane na naszych łamach tworzą spójną całość. To właśnie ta spójność jest dla naszych Czytelników gwarantem jasno wytyczonej drogi. Jest również wyrazem naszej wrażliwości, którą odkrywamy na drodze wiary, prowadzeni przez papieża Franciszka. Odnajdą się na niej z nami ci, którzy ufają jego nauczaniu i nie odrzucają bezrefleksyjnie współczesnego nauczania Kościoła.