Powtórne narodziny
Ester po pewnym czasie decyduje się skorzystać z porady psychoterapeuty Juliusa Spiera. To spotkanie z 3 lutego 1941 r. tak bardzo zmienia jej życie, że rok później notuje w swoim pamiętniku: „We wtorek 3 lutego obchodziłam moje pierwsze urodziny. Sądzę, że powinnam ostatecznie uznać 3 lutego za datę moich urodzin: jest bardziej rzeczywista niż 15 stycznia, kiedy przecięto moją pępowinę”. To dzięki temu ponad 50-letniemu mężczyźnie pochodzenia żydowskiego Etty zaczyna swoją drogę do wiary i poznania Boga. To właśnie Julius poleca jej lekturę Pisma Świętego, dzieł świętego Augustyna oraz Tomasza à Kempis. W ostatnich miesiącach życia Ester nie rozstaje się z Biblią i trzyma ją jak skarb pod poduszką. Najczęściej cytowanym fragmentem z Pisma Świętego w jej pamiętnikach jest ten z szóstego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza „Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.
Muszę klękać
Datą przełomową w jej relacji z Bogiem jest 14 grudnia 1941 r. To właśnie tego dnia doświadcza po raz pierwszy modlitwy jako spotkania z Najwyższym. Tak opisuje to głębokie doświadczenie: „Dawniej sama należałam do ludzi odczuwających niekiedy, że właściwie są religijni lub coś równie pozytywnego. Natomiast obecnie coś każe mi czasem uklęknąć przed łóżkiem – nawet w zimową mroźną noc – i wsłuchiwać się w samą siebie”. Klękanie wyznacza kilka etapów w jej życiu – początkowo w ogóle nie potrafi tego robić i sama się do tego przyznaje. Z czasem robi to coraz częściej – klęka w łazience na macie i ukrywa głowę w dłoniach. Wreszcie dochodzi do wniosku, że ta pozycja jest „radykalnym gestem niekoncentrowania się na sobie” i wyraża największą godność człowieka – nie może już bez niego żyć. Zrozumiała także, że wszystko, co się w niej dzieje, to łaska – w głębi jej duszy to już nie ona, ale sam Bóg.
Okrucieństwo wojny i nieunikniona zagłada nie przytłumiają u Etty wrażliwości na piękno i dobro. Wyznaje: „Można jeszcze śmiało wierzyć w cuda w dwudziestym wieku. To jest cud. A ja wierzę w Boga, nawet jeśli wkrótce w Polsce zeżrą mnie wszy”. Pewnego dnia Ester dochodzi do wniosku, że jeżeli człowiek żyje życiem wewnętrznym, to nie ma dla niego specjalnej różnicy, po której stronie drutu kolczastego się znajduje. Nikt nie może uwięzić duszy człowieka zjednoczonej z Bogiem.
Doświadczenie spotkania ze Stwórcą opisuje w następujących słowach: „Jest we mnie głęboki dół, który zajmuje Bóg. Czasami mogę się do niego dostać, ale częściej przed jamą leżą kamienie i gruz, wtedy Bóg leży zakopany i muszę go na nowo wygrzebywać”. Od połowy 1942 r. w jej pamiętnikach pojawia się coraz częściej sformułowanie „mój Bóg”, które oddaje coraz większą wzajemną bliskość. Etty używa modlitwy jako „tarczy obronnej” w chwilach szczególnego zagrożenia i lęku, bo wie, że gdy wstanie z kolan będzie już inną osobą – silniejszą i gotową do stawienia czoła wszelkim wyzwaniom.
Nie potrafię nienawidzić
W tej młodej dziewczynie rodzi się przekonanie o tym, że śmierć pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. Czuje, że jest to wydarzenie nieuchronne i to od niej zależy, czy da sobie wyrwać ludzką godność, czy w zachowa ją w nienaruszonym stanie. Z bólem serca patrzy na swoich rodaków, którzy upokarzają się byle uratować się z transportów śmierci. Sama zdaje się zupełnie na Boga – jeżeli On zdecyduje, że ma przeżyć wojnę, to tak się stanie. Jeżeli nie, to uzna swoje zadanie na ziemi za wykonane. Etty widzi, że godne przeżywanie cierpienia jest sztuką, której nie opanowało wielu mieszkańców Europy Zachodniej. Obserwuje jak lęk przed śmiercią paraliżuje ich i zabiera życie i radość. Sama czuje się w „objęciach Boga”, obojętnie w jakim miejscu i warunkach się z znajduje. Wspomina, że nawet gdyby miała żyć zamknięta na jednej małej uliczce, to nawet z tej perspektywy mogłaby patrzeć na niebo.
Pewnego dnia po wizycie w kwaterze Gestapo, gdzie Etty została potraktowana w sposób bardzo surowy, dochodzi do wniosku: „Nie potrafię nienawidzić ludzi”. Na swoich oprawców spogląda współczującym okiem i zastanawia się, kto i w jaki sposób musiał ich skrzywdzić, że są tak pełni nienawiści. Modli się także za nich. Stwierdza, że „należałoby dzień i noc modlić się za tysiące. Nieustannie, nie przerywając nawet na minutę”. W swoich rozważaniach dochodzi do wniosku, że to zło w człowieku powinno zostać wykorzenione, a nie sam człowiek. Widzi, że źródło wszelkich konfliktów i wojen jest w sercu człowieka i w nienawiści, która w nim narasta. Pierwsza walka o pokój to ta, którą każdy musi stoczyć najpierw w swoim wnętrzu, a dopiero później w relacjach z innymi i na arenie międzynarodowej. Wnioskuje, że to nie Bóg jest odpowiedzialny za bezsens cierpienia, ale każdy człowiek, który nienawidzi swojego brata.
Myślące serce baraku
W połowie lipca 1942 r., pomimo wewnętrznego oporu, przyjęła za namową przyjaciół stanowisko w Radzie Żydowskiej, która współpracując z nazistami tworzyła listę Żydów do deportacji. Wytrzymała dwa tygodnie. Piekło – w ten sposób określiła to miejsce, gdzie każdy chciał ratować jedynie własne życie. Etty uzyskuje zgodę na wyjazd z Amsterdamu i udaje się do obozu Westerbork, który początkowo jest miejscem schronienia dla niemieckich Żydów. Paradoksalnie, w czasie okupacji staje się przystankiem przed deportacją do niemieckich obozów zagłady znajdujących się w Polsce. To właśnie to miejsce stało się najważniejszym w historii życia Etty. Podejmuje pracę i przygotowuje ludzi, którzy za kilka dni wsiądą do wagonów transportowych. Chce być blisko z tymi, którzy wyjeżdżają w podróż bez powrotu. Każdego dnia stara się być „myślącym sercem baraku”. Podtrzymuje na duchu załamanych i służy kobietom z małymi dziećmi, pomagając im przygotować się do drogi zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym. Etty pisze w swoim pamiętniku: „W nocy ubrałam wszystkie niemowlęta i zagadywałam matki uspokajająco – i to nazywam «pomocą»”.
Krytycy postępowania Etty zarzucają jej bierność wobec działań okupanta. Ona jednak sama czuła, że więcej dobra wyniknie z jej służby wśród wyjeżdżających niż z ucieczki i buntu. Starała się w każdą czynność wkładać swoje serce i okazywać czułość zalęknionym. Uznała swój los za nieunikniony i chciała dzielić go z całym swoim narodem.
7 września 1943 r. Etty wsiada wraz z rodzicami i bratem do pociągu, który zawozi ich do Auschwitz. Rodzice zginęli od razu po przyjeździe, a Etty została zagazowana prawdopodobnie 30 listopada 1943 r. Niestety nic nie wiemy o tym okresie w jej życiu.
Wierząca niepraktykująca?
Nigdy nie została ochrzczona i nigdy nie traktowała wiary jako systemu prawa czy ideologii, ale jako relację z Bogiem. Czytała Pismo Święte, ale obce były jej tradycyjne praktyki religijne. Nie przeszła zwyczajnej drogi do zbawienia. W Stwórcy odnalazła inspirację do czynienia heroicznego dobra. Jej życie to droga od koncentracji na sobie, do koncentracji na Bogu – od beznadziei do nadziei spotkania z Nim. Zapragnęła Boga ponad wszystko i On najwyraźniej to pragnienie mimo wszystko przyjął. To dlatego wielu nazywa Etty jedną z największych mistyczek XX w.