Jak Państwo mogą wyczytać w notce lub już to wiedzą, na co dzień „robię w internetach”. I – tęskniąc niekiedy okrutnie za czasami, kiedy czytelnicy chcący wyrazić swoją opinię pisali do redakcji listy, a przecież list, zanim dojdzie, potrzebuje jakichś dwóch, trzech dni i są to dwa, trzy dni dające pewien dystans – kilka razy dziennie uważnie przeglądam komentarze internautów błyskawicznie reagujących na treści, które się im proponuje. Ten „nasłuch” to ważna część mojej pracy, bo nie chodzi przecież o to, żeby uprawiać dziennikarstwo sobie a muzom, tylko służyć ludziom.
Powiedzmy sobie szczerze, czerwiec nas nie oszczędzał – zamachy w Londynie, Kabulu, tak strasznie bezsensowny dramat w Turynie, gdzie kibice Ligii Mistrzów wzajemnie się potratowali, potem znowu Londyn. Kiedy świat jakby się rozpadał na naszych oczach, każda inicjatywa – na wysokim szczeblu czy oddolna – na rzecz pokoju i pojednania między ludźmi wydaje się na wagę złota, a każda przestroga przed dokarmianiem żywej nienawiści zasadna. A może niezasadna? Bo przecież jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie? Oko za oko i tak dalej?
Nie jestem żadną ekspertką od polityki migracyjnej. Właściwie to czuję się w tym temacie strasznie głupia. W głowie wirują mi dziesiątki pytań o przyczyny, skutki i możliwe rozwiązania tego, co dziś obserwujemy. Większość z nich pozostaje bez odpowiedzi. Niestety, prawda nie jest wyciągnięciem średniej ze skrajnych opinii. Ale też równanie: każdy muzułmanin = terrorysta; każdy dobry i przyjaźnie nastawiony muzułmanin = ukryty terrorysta, które to czai się w wielu internetowych komentarzach, jest dla mnie za proste.
Nie kupuję tego, nie godzę się na to, chwilowo tracę wiarę w (rozumną) ludzkość? Owszem. Trochę.
Zwierzam się z tego kryzysu mojej własnej siostrze, która obraca się na co dzień po zupełnie innych niż ja orbitach. Liczę na świeże spojrzenie, ukojenie, trochę dystansu. No to się przeliczyłam. Okazuje się, że w świecie fitnessu, zdrowego odżywiania się i w ogóle zdrowego stylu życia także „jad strumieniami leje się” (jak śpiewa Kasia Nosowska), a siostra w podobnym do mojego kryzysie. No masz, myślę. I zaczynam snuć nieśmiałe rozważania, co takiego nas podkusza do wygłaszania ex cathedra opinii zarówno na temat migrantów („wszyscy wiemy, że Ukraińcy to nieroby”), jak i wyglądu znajomych z Facebooka („gdybym ja tak wyglądała, nigdy nie założyłabym takiej sukienki”).
Co się z nami porobiło? Jakieś domysły na ten temat mam, ale czy mam rację – żadnej pewności – dlatego tu postawię kropkę.
Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl. Fanka swojego męża Krzysztofa, miłośniczka słońca, włoskiej kawy, a także poezji Wisławy Szymborskiej, której zawdzięcza ważną życiową lekcję: im prościej tym lepiej.