Logo Przewdonik Katolicki

Kiedy cuda się (nie) dzieją

Ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA KURASIŃSKA/PK

Monika Białkowska: Był Ksiądz kiedyś świadkiem cudu?

Ks. Henryk Seweryniak: Na swojej pierwszej parafii miałem uczennicę. Po latach, kiedy byłem już po studiach, budzi mnie ktoś dzwonkiem do drzwi. Za drzwiami stoi mama tej dziewczyny, strasznie roztrzęsiona. – Proszę księdza, niech się ksiądz pomodli za moją córkę. Odkryli u niej straszliwego czerniaka, profesor w Gdańsku dał jej kilka tygodni życia. Padłam mu do kolan, błagałam, pytałam, czy na pewno się nie pomylił, ale on mówi, że się jeszcze nigdy w życiu się nie pomylił. Co ja, ksiądz, mogę zrobić? Mszę św. mogę tylko odprawić. Po dwóch tygodniach przyjeżdżają obie i mówią: – Proszę księdza, jednak się pomylił.
Takie właśnie mam cuda w życiu: „Proszę księdza, pomylił się”.
 
M.B.: Ale w Ewangelii te cuda działy się jakoś częściej. I jakoś bardziej spektakularne były.
 
H.S.: Może Pan Bóg chciał nimi jakoś „oznakować” czas Syna? I jeśli tamci ludzie, oczarowani, natchnieni, chcieli tak właśnie o tym mówić? Dlaczego w Ewangelii Jana zostało spisanych tylko siedem cudów? I dlaczego właśnie siedem? Bo jej autor chciał powiedzieć: nadeszła pełnia! Owe „siedem” było właśnie jej symbolem! Z drugiej strony: czy my tak naprawdę wiemy, ile cudów dzieje się w świecie? Ile ich takich cichych cudów jak ten z kobietą, która chciała tylko dotknąć frędzli Jego płaszcza? Jak to, co zdarzyło się z mamą tamtej dziewczyny o poranku? Do działającej w Lourdes komisji lekarskiej zgłosiło się kilka tysięcy osób, aby dać świadectwo o swoim uzdrowieniu. Kościół uznał za cuda chyba 56 czy 57. Dajmy więc spokój i liczbom, i spektaklom…  
 
M.B.: Ks. Halik pisał, że „właściwym miejscem dla wiary nie jest cud, ale nieobecność cudu. Wiara staje się prawdziwie wiarą tam, gdzie cuda się nie dzieją. Prawdziwym wyzwaniem dla wiary jest raczej odwrotność cudu; sytuacja, w której sprawy toczą się w przeciwnym kierunku, niżbyśmy to sobie wyobrażali i życzyli. Dopiero wtedy stoimy na skrzyżowaniu decyzji, czy skłonić się ku wierze, że «Boga nie ma» albo że człowiek jest Mu obojętny, czy też zrozumieć, iż najwłaściwszą szansą dla owego «kryzysu religijnego» byłoby otwarcie się na prawdę, że Bóg jest całkiem inny, niż wyobrażaliśmy Go sobie do tej pory”.
 
H.S.: Nie wiem, czy rozumiem Halika. Dla mnie to trochę zbyt skomplikowane. Jeśli on chce powiedzieć, że wiarę buduje się także bez czekania na cud, to zgoda. Tylko że o tym już dawno chrześcijaństwo mówiło. Najpierw Jezus („żaden znak nie zostanie dany, tylko znak...”), potem na przykład św. Augustyn w komentarzu do Janowego opisu wskrzeszenia Łazarza: „Jeśli zmarły wstanie z grobu, ludzie są zdziwieni; tylu co dzień się rodzi i nikt się nie dziwi. O ile jednak głębiej nad tym pomyślimy, to okaże się, że większym cudem jest zaistnienie tego, którego nie było, niż ożywienie tego, który był”. Tylu wielkich pokazywało, że najpiękniejsza jest wiara w przeciwnościach, w trudach, w cierpieniu, bez cudów. To wszystko wiemy!
 
M.B.: Wiemy. Filozofujemy. A cuda się dzieją. Mimo wszystko.
 
H.S.: A ci, którzy je wykluczają, jakby boją się Boga, który chce nam powiedzieć więcej. Który wpisał w życie swoje cudowne prawa, swoją Boską matematykę, kody genetyczne i tyle innych kodów. Trudno tu wchodzić w logikę Boga. Trudno odbierać Mu Jego wolność, gdy chce powiedzieć jeszcze więcej. Pamiętam Jana Pawła II w jego prywatnej kaplicy. Ks. Dziwisz zbierał od ludzi karteczki z intencjami, a papież potem modlił się nad nimi – jak mówią świadkowie – przywołując Ducha Świętego charyzmatycznymi westchnieniami. O co on, współczesny intelektualista, sternik świata wzdychał, jeśli nie o cud? Wierzył, że Bóg może czynić rzeczy nadzwyczajne przez niego, następcę prostego rybaka z Galilei. Kropka.
 
M.B.: Tylko dla kogo te cuda? Wydaje się, że najwięcej takich nadzwyczajnych znaków pojawia się we wspólnotach charyzmatycznych, że tam wiara rzeczywiście przenosi góry. Ale ten, kto naprawdę wierzy, takich znaków nie potrzebuje. W Braciach Karamazow czytamy: „Nie zszedłeś z krzyża, ponieważ nie chciałeś zniewolić człowieka cudem i pragnąłeś wiary wolnej, a nie wiary przez cud. Pragnąłeś wiary wolnej, a nie pokornego zachwytu niewolnika wobec potęgi, która go raz na zawsze przejęła zgrozą”. A jednak cuda się dzieją! Zatem – po co?
 
H.S.: Ewangeliści nie znają cudów w naszym rozumieniu. To, czego Jezus dokonuje, uzdrawiając, wskrzeszając czy uciszając morze, nazywają: dynamis – wyraz mocy, semeion – znak dla nas, ergon – czyn, dzieło Boże. Oni rozumieli. To wszystko działo się nie po to, żeby rozległo się z tysięcy gardeł jakieś „wow!”, ale żeby uwierzyli. Żeby odczuli bliskość Królestwa, które z Nim przychodzi. Żeby przeżyli dotyk Innego...    
 
M.B.: Jezus nie burzy – jak pisze Dostojewski – wolności człowieka, ale wzywa do wiary. Nie czyni cudów przed tymi, którzy byliby zainteresowani atrakcyjnością takiego widowiska: przed faryzeuszami czy Herodem. Nie popisuje się cudami, nie karze nimi. Większość z nich dzieje się, gdy po prostu lituje się nad człowiekiem i jego cierpieniem.
 
H.S.: Bo cuda i wtedy, i dziś są znakiem Bożego miłosierdzia dla konkretnego człowieka. Są znakiem miłości Boga, który nie łamie natury, ale ukazuje możliwości, które od początku w niej złożył. Nieraz sobie myślę, że wyzwala to, co jest wpisane w naturę świata i człowieka, a o czym my jeszcze nie wiemy. Albo to, co ujawni dopiero u kresu, gdy wszystko dojdzie do pełni.
 
M.B.: Nie wiemy: bo nauka tego jeszcze nie odsłoniła? Czy nie wiemy, bo zasłania to grzech pierworodny, więc odkryjemy dopiero na samym końcu życia?
 
H.S.: Niektóre wydarzenia uznawane dwieście czy trzysta lat za cuda, dziś są wytłumaczalne medycznie. Ale prawdziwych cudów nie da się wytłumaczyć. To właśnie w tym sensie mówi się, że cud objawia pełnię Królestwa Bożego: bo już teraz, na ziemi, pokazuje całe piękno i doskonałość stworzenia, jakim chciał go Bóg.
 
M.B.: Znaczy: w cudzie Bóg pokazuje człowiekowi niebo już teraz?
 
H.S.: Pokazuje. Pozwala doświadczyć, zajrzeć na chwilę za zasłonę. Ale jednocześnie nie znosi przypadkowości w życiu człowieka. Nie zastępuje jego wysiłku, ani odwagi, ani trudu. I nie zabiera wolności. Miał rację ks. Kaczkowski, gdy mówił: „Pan Bóg jest bardzo delikatny, trzeba go uważnie czytać”. 
 
M.B.: Ja to raczej takie cuda znam: kiedy coś się układa bez wielkich fajerwerków, mimochodem, a człowiek czuje się bezpiecznie, bo widzi w tym i logikę, i opiekę… Takie cuda dostrzega się czasem dużo później, wcale nie wtedy, kiedy się dzieją…
 
H.S.: Jak stoisz za blisko przy mozaice, to nic nie widzisz i nic nie zachwyca. Musisz odejść, zobaczyć z daleka, żeby dostrzec piękno. Jak się tka dywan, to po jednej stronie jest bezładna plątanina nici, dopiero po drugiej widać, jak pięknie i misternie jest to uplecione.
 
M.B.: Znaczy: pozostaje nam czekać, aż się objawi ta druga strona dywanu? I wtedy się okaże, że całe nasze życie było pełne cudów, o których nie mieliśmy pojęcia…?
 



Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
 
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki