Logo Przewdonik Katolicki

Napoleon z Millwall

Jacek Borkowicz
FOT. FOX NEWS/YOTUBE. Ludzie nazywają mnie bohaterem, ale tak się nie czuję - mówi Roy Larner, który pwoli wraca do pełni sił.

Całym jego dobytkiem była mata używana jako łóżko. Dzień spędzał na poszukiwaniu pracy, albo też – jeśli do kieszeni wpadło mu kilka funtów – w pubie. Niewiele więcej da się o nim powiedzieć. Dziś Roy’a Larnera kocha cały Londyn.

Kiedy u wejścia do jednej z restauracji w dzielnicy Borough Market pojawiło się trzech ciemnowłosych mężczyzn, którzy wcześniej, krzycząc „Islam! Islam!”, zadawali na prawo i lewo ciosy nożami, bezdomny Roy Larner zerwał się od stolika i z okrzykiem „Jestem Millwall!” postanowił się bronić. Rzucił się na napastników z gołymi pięściami, lecz jego determinacja zaskoczyła terrorystów, którzy wycofali się sprzed wejścia do pełnego gości lokalu. Larner zarobił osiem pchnięć nożem i cięcie tasakiem przez prawy policzek. Przeżył, leży w jednym z londyńskich szpitali.
 
Intuicja nie zawodzi
W jednej chwili bezdomny stał się idolem. Jego zdjęcia, w piżamie i pod kroplówką, zdobią dzisiaj czołówki brytyjskich dzienników. Kobiety wysyłają doń miłosne listy, wielbiciele obu płci założyli specjalne konto, aby Roy, gdy tylko wyzdrowieje, mógł znowu stanąć na nogi. Na koncie jest obecnie kilkadziesiąt tysięcy funtów, suma rośnie z dnia na dzień. Sam zainteresowany podobno zastanawia się, czy zostać kierowcą, czy też kurierem w firmie spedycyjnej. Jeden ze stołecznych browarów, właściciel restauracji, którą wybronił Larner, wypuścił nawet na rynek nowy rodzaj piwa, z nalepką „F*** you, I’m Millwall” – jak w pełnej wersji brzmiał okrzyk bojowy bohatera.
Rzeczony Millwall to nazwa lokalnej drużyny futbolu, której siedziba mieści się niedaleko Borough Market. To drugorzędny klub, który zaledwie raz w ciągu swojej ponad 130-letniej historii znalazł się w finale Pucharu Anglii. Ma jednak swoich wiernych i zagorzałych fanów. Być kibicem Millwall to znaczy być swojakiem, londyńczykiem z krwi i kości oraz równym facetem. Tak przynajmniej widzą to sami kibice, do których zacnego grona zalicza się Roy Larner. Teraz podobnie myślą o tej drużynie miliony Anglików.
Bezdomny z Borough Market jest prostym człowiekiem. Zareagował spontanicznie, nie zastanawiając się nad tym, co robi. Nie zastanawiał się też nad tym, co mówi. Mógł przecież krzyknąć „Niech żyje królowa!” albo „Panuj Brytanio!” (Rule, Britannia! to nieoficjalny hymn angielski). Nie, on wyraził to, co dlań zrozumiałe, co najbliższe. I chyba to właśnie podoba się ludziom, którzy dzisiaj poszukują wielu wartości – ale najbardziej brak im tego, co autentyczne. Górnolotne słowa, takie jak ojczyzna czy patriotyzm, już do nich nie przemawiają, gdyż nie bardzo wiedzą, co miałyby one oznaczać. Zresztą cały system wychowania, w którym wyrośli, nakierowany został na dezawuowanie podobnych pojęć, jako niemodnych i nawet niebezpiecznych, bo podobno mogących rozbudzać szowinizm. Tymczasem ojczyzna i patriotyzm to wartości uniwersalne i nieprzemijające, niezależnie od tego, pod jakimi nazwami się ukrywają. Piękne frazesy mogą nas oszukać, nie oszuka jednak intuicja. To właśnie udowodnił wszystkim Roy Larner – ani książę, ani milioner, lecz człowiek, którym mógłby być każdy z nas.
 
Tęsknota za sztandarem
Cała ta historia z czymś nam się kojarzy. Prosty mieszkaniec jednej z londyńskich dzielnic, na co dzień niewychylający nosa poza rogatki własnego borough, który nagle staje się liderem, królem całego Londynu. Przy okazji samym swoim istnieniem rzucając wyzwanie oficjalnej doktrynie wartości. Ależ tak, to tytułowy bohater powieści Napoleon z Notting Hill Gilberta K. Chestertona! Genialny pisarz i wybitny katolik po stu latach okazał się wizjonerem, przewidując panowanie ustroju, w którym dyktatura politycznej poprawności przedziwnie splata się z narzuconymi ludziom zasadami zideologizowanego islamu.
Notting Hill to dzielnica Londynu leżąca niedaleko Borough Market, tyle że po drugiej stronie Tamizy, tuż obok Grenfell Tower, miejsca kolejnej niedawnej tragedii. Z takich małych dzielnic, w których sąsiad znał sąsiada, składał się ongiś cały Londyn, póki nie pobudowano w nim anonimowych blokowisk. Wśród londyńczyków pozostała jednak tęsknota z tym, co stałe. A także za tym, co wielkie i mocne solidarnością małych sąsiedzkich wspólnot. Dzisiaj, dzięki wyczynowi Larnera, ludzie zaczynają wierzyć, że takie nazwy jak Notting Hill czy Millwall nie tylko w powieści, lecz także w życiu mogą stać się hasłem umieszczanym na sztandarach. Bo ludzie potrzebują sztandarów, zawsze będą ich potrzebować, choć czasem ta potrzeba jest głęboko ukryta. Jest dokładnie tak, jak napisano w powieści Chestertona: „Jeżeli wszystko pozostało takie same, to dlatego, że wszystko jest zawsze heroiczne”. Tak czy owak, widać gołym okiem, że coraz więcej obywateli Wielkiej Brytanii ma już dość gadania o nudnym i bezpiecznym dobrobycie – szczególnie w sytuacji, gdy zarówno dobrobytu, jak i bezpieczeństwa wokół jakby coraz mniej.
 
Z hymnem na ustach
W ten sposób bezdomny z Borough Market stał się symbolem, który idealnie wpisuje się w rosnące oczekiwania współczesnych Brytyjczyków. Sądząc po symptomach, można zaryzykować hipotezę, że oczekiwania te podziela również większość mieszkańców całej Europy. Tych zwykłych, przeciętnych – jak Roy Larner, którym od dawna wmawia się, od szkoły po mass media, że patriotyzm i tożsamość wyszły już z mody. Ale oni wiedzą swoje i kierują się intuicją. Przekonuje o tym chociażby widok tysięcy francuskich kibiców podczas Euro 2016, którzy schodząc z trybun stadionu w Nicei, spontanicznie zaintonowali Marsyliankę. Śpiewanie narodowego hymnu bynajmniej nie należało przecież dotąd, łagodnie mówiąc, do ulubionych zajęć Francuzów. Przekonują o tym tłumy żałobników, obecne na pogrzebie ks. Jacques’a Hamela, zamordowanego przez terrorystów przy ołtarzu w kościele niedaleko Rouen. Przekonują setki drobnych wydarzeń, być może niedostrzegalnych pojedynczo, ale razem stanowiących już pewną jakość. Oby odmieniły one nasz Stary Kontynent.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki