Logo Przewdonik Katolicki

Tęsknota za byciem lepszym

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

W czerwcu spędziłem z rodziną tydzień w Beskidach. Kilka dni w Sądeckim, kilka w Niskim. W obu tych miejscach zatrzymywaliśmy się w gospodarstwach agroturystycznych na tyle blisko położonych górskich szlaków, że pełniły po części rolę schronisk.

Z tym tylko, że – inaczej niż w zwykłych schroniskach – zamiast wędrujących studentów lub dojrzałych ludzi, czasem emerytów, zatrzymywały się w nich rodziny z małymi dziećmi.  Mamy i ojcowie sami kilka lub kilkanaście lat wcześniej przemierzali te szlaki z plecakami, teraz zaś uczą swoje dzieci miłości do gór.
Zapewne dlatego też w takich miejscach panuje specyficzna atmosfera. Czas płynie inaczej, długo w noc trwają rozmowy z osobami poznanymi dopiero co. I tak jak w zwykłym schronisku, tak też w tych miejscach, w których byliśmy, niemal obcy ludzie siedzący wspólnie przy ognisku czuli jakąś specyficzną więź. Czy ona też brała się ze wspólnej miłości do gór?
Na czym ona polega? Po co ludzie jeżdżą w góry, skoro jest tyle innych sposobów na rozrywkę i wypoczynek? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo w górach jest pięknie: oglądanie piękna przyrody sprawia człowiekowi po prostu przyjemność. Ale jest przecież wiele pięknych miejsc na świecie, w których człowiek może się rozkoszować widokami, a jednak to nie o same doznania zmysłowe chodzi. Bo one w górach są raczej środkiem, aniżeli celem samym w sobie. Piękno, które człowieka otacza, jest środkiem do tego, by zajrzeć w głąb samego siebie. Gdy się jest w górach, gdy się godzinami wędruje, nie ma już ucieczki przed sobą. Odwieczność i powaga gór sprawia, że człowiek zaczyna odczuwać właściwą miarę rzeczy oraz własne miejsce w porządku. Naukowcy, artyści, twórcy, biznesmeni, dziennikarze mają w dolinach i na równinach wrażenie, że zajmują się bardzo ważnymi rzeczami. Ale gdy tylko człowiek znajdzie się w górach, gdy na odludziu zmierzy się ze zdolnością orientacji, gdy zgubi szlak, gdy telefon kilka dni milczy, bo nie ma zasięgu i nie można uciec od swoich bardzo ważnych spraw, nagle widzi się życie we właściwej proporcji.
Idąc w górach, myśląc o swoim życiu, człowiek nabiera dystansu, którego brak w codzienności. To coś jak wielki rachunek sumienia z ostatnich tygodni, miesięcy i lat. Tam w górze proporcje są zupełnie inne, i po kilku dniach okazuje się, co jest naprawdę ważne, a co jest tylko ułudą, za którą biegamy, nie mogąc nigdy jej złapać. Na dole gubi się nie tylko proporcje, ale niekiedy i samego siebie. W górach wszystko wraca na swoje miejsce – tam od razu wiadomo, gdzie jest Bóg, gdzie Dobro, Prawda, a gdzie fałsz i ułuda. I tak jak po przeczytaniu pięknej książki, lub po obejrzeniu pięknego filmu, czujemy się – jak mawia mój redakcyjny kolega Janek Maciejewski – lepszymi ludźmi, tak po kolejnej wycieczce lub po kolejnym dniu spędzonym w górach, czujemy się lepsi albo przynajmniej czujemy tęsknotę, by takimi być.
I chyba to jest to, co łączy zupełnie obcych ludzi gdzieś w schronisku przy ognisku, pewnie to jest to, co człowiek – prócz wiary, wykształcenia i dobrych manier – chce przekazać swoim dzieciom, ciągnąc je w góry.  
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki