Logo Przewdonik Katolicki

Porażka na tle sukcesu

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

W tle emocjonalnych wojen o wszystko: o aferę Amber Gold, o sądownictwo czy o faktycznie niefortunną wypowiedź lewicowego rzecznika praw obywatelskich na temat odpowiedzialności narodu polskiego za Holokaust, pozostała kontrowersja wokół służby zdrowia.

Kiedy usłyszałem zapowiedź ministra, że będzie można płacić w szpitalach publicznych za niektóre usługi medyczne, zareagowałem zdziwieniem. Oto PiS rezygnuje z jednego z ważnych składników swojej tożsamości, pomyślałem. Wściekłe wojny z PO o jakiekolwiek wzmianki o komercjalizacji czy prywatyzacji szpitali zmienia w akceptację dla ich częściowego urynkowienia? Dlaczego? Może dlatego, że nie ma na to pieniędzy. Musi więc z nią coś zrobić, bo nadal kolejki są długie, a poziom usług niski.

Tak czy inaczej, wydało się to dowodem na absolutną obrotowość partyjnych programów. Szybko jednak okazało się, że jest trochę inaczej. Zgodnie z logiką Polski resortowej minister zdrowia wyszedł przed szereg. Kiedy pani premier pojęła, co oznaczają jego propozycje, lub w ogóle je zauważyła, skarciła Radziwiłła i de facto zablokowała konsultacje w tej sprawie.

Z jednej strony można się poczuć pokrzepionym. Słowa polityków z wcześniejszych okresów czasem wciąż coś znaczą. Z drugiej… No właśnie, nie kłamią te media, które przypominają, że w wielu miejscowościach szpitalne oddziały czy gabinety w nowoczesnych przychodniach świecą pustkami. Bo NFZ nie daje na nie pieniędzy. Może to okazja, aby je wykorzystać – za pieniądze.

Zwłaszcza że cicha prywatyzacja i tak się odbywa. Od przyjętej w wielu szpitalach zasady, że płacimy pielęgniarkom za dodatkowe usługi (sam to robiłem już w roku 2004, będąc w szpitalu) po przekazywanie pustych przestrzeni fundacjom, które na niemocy NFZ żerują. W takiej sytuacji walka z pomysłami na „współpłacenie” staje się obroną fikcji. Psychologicznie zrozumiałą – PiS doszedł do władzy pod hasłem obrony zwykłych ludzi i boi się wrażenia, że w publicznych instytucjach są równi i równiejsi. Ale czy psychologia to w tym przypadku wszystko? Czy nie boli nas, że komuś nie udziela się pomocy?

Jeśli zaś zablokować pomysły Radziwiłła, trzeba coś zrobić z biedą w służbie zdrowia. Chcę być dobrze zrozumiany: ten rząd odniósł sukces w równoważeniu budżetu, głównie dzięki poprawie ściągalności podatków. I zrobił to w warunkach finansowania programu „500 plus”. Programu potrzebnego – i z punktu widzenia demografii i dlatego, że dano obywatelom pieniądze do ręki.

Niestety, na darmową operację zaćmy nadal czeka się nawet do kilkudziesięciu miesięcy. Są ludzie, którzy umierają, bo nie mają na drogie leki. Dobrze, że odrzucamy pomysły na eutanazję, ale w wielu placówkach jest przyzwolenie na quasi-eutanazyjne praktyki. Dlaczego? Bo niektórym lekarzom brakuje wrażliwości etycznej, ale i z braku pieniędzy na podtrzymywanie życia.

Dziś pacjenci i ich rodziny nie tworzą skutecznego lobby. To jest porażka na tle ogólnego sukcesu. Wrócę do mojego konika: dopóki nie ma na drogie leki, choćby dla umierających dzieci, pewne wydatki powinny być ograniczone. Piszę tu zarówno o finansowania z budżetu in vitro (któremu ten rząd jest światopoglądowo przeciwny), jak i o wydatkach na czcze rozrywki. Jeśli nie ratuje się życia, wszystko inne powinno schodzić na drugi plan.

A jeśli tych pieniędzy panie i panowie z PiS nie macie, i mieć nie będziecie, może jednak zrezygnujecie na moment ze swojej egalitarnej pryncypialności. Sam ją rozumiem, ale lepiej pomóc komuś za pieniądze, niż nie pomóc nikomu dla najszlachetniejszej nawet zasady.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki