Logo Przewdonik Katolicki

Druga szansa

Magdalena Guziak-Nowak
Ilustracja Agnieszka Sozańska

Za chwilę Maria kończy 46 lat. Córka wyściska ją osobiście, a syn złoży życzenia przez telefon. Potem będzie Dzień Matki i historia się powtórzy. Zwyczajne? Nie dla mamy, która dostała drugą szansę.

Patryk skończył 27 lat, Natalia – 20. Ale historia bycia mamą zwykle nie ma tylu lat, ile najstarsze dziecko. Zaczyna się dużo, dużo wcześniej. W rodzinnym domu, gdy w sercu i głowie przyszłej mamy zapisuje się obraz jej własnej matki. Radosny, ciepły, kojący albo… trudny. – Mama nie była dla mnie wzorem. Piła – wspomina Maria. – Gdy wracałam ze szkoły, w domu często były resztki po gościach, a ona spała… – opowiada. Choć upłynęło już wiele czasu, do tej pory kolędy kojarzą się Marii z pijaną mamą. Mimo to w Dniu Matki pomyśli o niej dobrze. – Bałagan i popsute święta nie były jej winą. Ona była chora – mówi. Poza tym inaczej patrzy się na cudze błędy, gdy ma się na koncie własne. Podobne albo nawet takie same, bo historia lubi się powtarzać. – Dla moich dzieci zrobiłam wszystko, co uważałam za „bycie dobrą mamą”: jeździłam z nimi na rowerach, czytałam książki, chodziłam na spacery, rozmawiałam o dojrzewaniu. Zrobiłam wszystko oprócz jednego – nie uchroniłam ich od widoku pijanej matki – przyznaje Maria.
 
„Mama” małą literą
Odkąd pamięta, lubiła pić. Najpierw drinki ze znajomymi, ale nigdy przy Natalii i Patryku. Potem sięgała po alkohol, zanim poszli spać. A gdy coraz mniej obowiązków stawiało ją do pionu, bo dzieci były już na tyle duże, że same pakowały się do szkoły i przygotowywały śniadanie, nauczyła się, że najlepszym lekarstwem na kaca jest ćwiartka. Kiedy rodzina zaczęła się czepiać, poszła na terapię. Ale ponieważ motywacja była marna – byle tylko dali jej spokój – wytrzymała rok i znów zapiła. Maria była przekonana, że nie krzywdzi swoich dzieci, bo dom był posprzątany, obiad ugotowany, nie biła i nie krzyczała. Ale zdarzało się, że myślała o sobie „zła matka”.  Na przykład wtedy, gdy nie słyszała pukania, dzwonienia, szarpania klamki i córka stała pod drzwiami. Albo wtedy, gdy zaspała i nie odebrała syna z lotniska. I jeszcze wtedy, gdy dzieci widziały atak padaczki alkoholowej. Ponieważ miały do niej żal, że pije, całą winę zrzuciła na męża i w ich obecności wykrzyczała prawdę o ciągłych zdradach i nieślubnym dziecku. W przypływie złości na ojca 17-letni wówczas Patryk wyprowadził się do babci. – Uważałam, że to najlepsze rozwiązanie, bo on przed maturą będzie miał spokój i ja będę miała spokój. Bałam się jego szczerości wobec ojca, bo było już blisko rękoczynów. Chociaż syn zawsze mnie bronił, ja nie miałam siły, aby stanąć po jego stronie. Mówiłam: „Nie wtrącaj się, to mój mąż, moje małżeństwo i moja sprawa”.
Po maturze Patryk poszedł na wymarzone studia. Maria odwiedzała go przez jakiś czas, ale zawsze na krótko, by nie wzbudzać w mężu chorobliwej zazdrości. – Bałam się być mamą – mówi.
Mniej więcej w tym czasie Maria zapisała się na drugą i ostatnią terapię i stanęła na nogi. A syn zerwał kontakty z całą rodziną.
 
„Mama” wielką literą
To były dwa lata – ale jakby wieki. Bez życzeń na święta, urodziny i Dzień Matki, bez rozmów przez telefon, bez spotkań przy herbacie. Skrawki informacji o ukochanym dziecku Maria wyławiała z jego profilu na Facebooku. Nie wiedziała, czy syn jeszcze studiuje i gdzie pracuje. Widziała jakieś zdjęcia z Irlandii, ale nie miała pojęcia, czy to tylko wycieczka, odwiedziny u znajomych a może praca? Aż pewnego dnia pojawił się pretekst do kontaktu. – Patryk widniał w pracy na moim ubezpieczeniu. Kadrowa poprosiła, aby potwierdzić, czy to aktualne. Napisałam więc do niego i zapytałam o studia, pracę i to ubezpieczenie. Odpisał na drugi dzień, żebym się nie interesowała, bo to jego sprawa, a polskie ubezpieczenie to on ma gdzieś – wspomina Maria. – Odpisałam, że nie zamierzam go szpiegować ani podstępem zdobywać informacji na jego temat. Zostawiłam telefon do kadr i poprosiłam, żeby zadzwonił i to załatwił. Następnego dnia przysłał mi wypracowanie – chłodne, ale obszerne: że skończył studia, pracuje i mieszka za granicą, jest ubezpieczony, szczęśliwy, radzi sobie dobrze i wszystko u niego w porządku – opowiada z radością. A potem? Potem się wahała, ale drżącym palcem kliknęła: „Patryk, kocham Cię”. – I czekałam na ten pik w telefonie, który był moim być albo nie być. Odpisał krótko: „Zawsze to czułem, Mamo”. „Mamo” – wielką literą. Nogi mi się ugięły jak po porodzie. To była najwspanialsza chwila w moim życiu. W styczniu tego roku było pierwsze od dwóch lat spotkanie. W marcu – Dzień Kobiet i bukiet kwiatów od syna. A w kwietniu przysięga, bo Patryk dostał się do wymarzonego wojska. Maria czytała wtedy uroczyste podziękowanie – najpierw generał dziękował rodzicom za ich synów, a potem ona w imieniu wszystkich matek i ojców dziękowała jemu za opiekę nad ich dziećmi. Dorosłymi, silnymi, w mundurach – ale na zawsze dziećmi. Było też wyznanie Patryka, że chodzi po antykwariatach, aby znaleźć wiersze Brzechwy w tamtym, konkretnym wydaniu, jakie zapamiętał z dzieciństwa.
 
Czas
We wrześniu miną cztery lata, odkąd Maria jest trzeźwa. Straconego czasu nie da się nadrobić, ale można jak najlepiej wykorzystać ten, który pozostał. Nie zawsze jest to łatwe, bo przeszłość miesza się z teraźniejszością – szczególnie wtedy, gdy Natalia miała  studniówkę, a potem zakończenie technikum i maturę. – Gdy stresowałam się egzaminami córki, niektórzy mówili: „Ale o co chodzi? Przecież już jedną maturę przeżyłaś, to i tę przeżyjesz”. Problem w tym, że ja nie przygotowywałam Patryka do matury. Nie wiązałam mu krawata na studniówkę i nie towarzyszyłam podczas egzaminów. Matura Natalii jest więc moją pierwszą – przyznaje Marysia.
Przeszłość wróciła także wtedy, gdy córka wróciła do domu ze świadectwem ukończenia technikum. – Przypomniał mi się 1 września 2013 r., kiedy Natalia zaczynała naukę w nowej szkole. To był dla nas ważny dzień. Żeby dodać jej otuchy, chciałam ugotować jej ulubiony obiad. Ale zamiast ją wesprzeć, po długim okresie niepicia poszłam do sklepu. Do dziś doskonale pamiętam walkę, która toczyła się w mojej głowie. Jeden głos mówił: „Nie idź tam, zadzwoń do kogoś i pogadaj”, a drugi odpowiadał: „Ale przecież jeśli zadzwonisz, to ten ktoś zrobi wszystko, żebyś do sklepu nie poszła. A ty idziesz tylko po ćwiartkę. Nie jesteś na kacu, nie musisz. Po prostu chcesz. To będzie jedna jedyna ćwiartka i nikt się nie dowie” – opowiada. Dowiedzieli się wszyscy, bo to jednak nie była jedna ćwiartka, ale trzy dni picia. Potem poszła na pierwszy mityng AA. – Przemknęło mi przez myśl, że to, że jestem we wspólnocie AA i to, że dzieci dały mi drugą szansę, to jest cud Boży – stwierdza Maria, która mówi o sobie, że jest poszukująca. – Zazdroszczę osobom, które opowiadają o swojej wierze i nią żyją, bo mimo że mam wielu przyjaciół, to chciałabym też znać Tego, w którego wierzę. Brakuje mi Go. Byłam nawet dwa razy na rekolekcjach, niedawno po raz pierwszy od dawna poszłam do kościoła. Po prostu szukam – zastanawia się i dodaje: – Czuję, że to Jego zasługa, że urodziny, Dzień Dziecka i Dzień Matki nie są już dla mnie szarpaniną z własnymi emocjami.
 
Najważniejsze
– W byciu mamą najważniejsza jest świadomość dzieci, że mają na kogo liczyć o każdej porze dnia i nocy – uważa Maria. – Rok temu Natalię napadł w windzie obcy mężczyzna. Zaczęła krzyczeć i okładać go torebką, więc na szczęście nic jej nie zrobił. Zadzwoniła do mnie i nie mogła wykrztusić słowa. Zwolniłam się z pracy i jadąc tramwajem, myślałam: „Jak dobrze, że jestem trzeźwa. Co by było, gdybym spała pijana w domu?”. Ale macierzyństwo to też bycie w drobiazgach. Marysia: – W Wielkanoc Patryk umówił się z dziewczyną. Poprosił, żebym wyprasowała mu koszulę. Mogłabym powiedzieć: „Chłopie, masz 27 lat, bierz deskę, żelazko i prasuj!”. A ja? A ja byłam najszczęśliwsza, że przyszedł z tym właśnie do mnie. Nawet dziękować mi nie musiał, bo to ja byłam mu wdzięczna za tę szansę.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki