Logo Przewdonik Katolicki

Nieobecni obok

Natalia Budzyńska

Szczyciłam się tym, że w mojej rodzinie nie było antysemickich zachowań. O Żydach nigdy źle się nie mówiło. O nich w ogóle się nie mówiło

Rok temu pracowałam nad biografią osoby, o której nie było wiadomo nic ponad to, że miała słynnego syna. W czasie kilku miesięcy otworzyły się przede mną światy, o których miałam niewielkie pojęcie. Niby zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzkie losy zawsze są ciekawe i w każdej, nawet najnudniejszej z pozoru ludzkiej historii czają się momenty przemilczane, opowieści nieopowiadane, tajemnice szczelnie pozakrywane. Niby wiedziałam, a mimo to wciąż nie ukrywam zdumienia. A tym bardziej mnie to zdumiewa, że niektórzy wcale tych tajemnic nie są ciekawi i wciąż chcieliby je ukrywać, tak jakby prawda była czymś szkodliwym. Zastanawiam się nad tym, czytając inną historię, tym razem rodzinną. Monika Sznajderman w książce Fałszerze pieprzu odnajduje swoją rodzinę. Tę żydowską, od strony ojca, wymarłą – chciałoby się powiedzieć. I tę ultrapolską, ziemiańską, od strony matki. I jak one mogły się skleić, mimo że przez dziesiątki, a może setki lat nie miały w ogóle szansy się zetknąć. Wiele przeczytałam książek o polskich Żydach, o świecie, którego istnienie na zawsze przerwała wojna. O dzielnicach, które przestały istnieć. O zwyczajach, których zapomniano. O języku, którego się nie słyszy. O kulturze, która zaginęła, wyemigrowała, wyjechała, przeniosła się, wyniosła się, uciekła. Czasem jeździłam do różnych miast i miasteczek i szukałam śladów. Zarośniętych cmentarzy, roztrzaskanych macew, zamienionych na sklepy spożywcze synagog. Przeczytałam książkę Moniki Sznajderman i zrozumiałam, że uprawiałam tylko egzotyczną turystykę. Pisze ona: „(…) nie nad cierpieniem żydowskim boleliśmy, lecz nad własnym cierpieniem, że nie nad zniszczonym światem żydowskim płakaliśmy, lecz nad własnym utraconym światem, którego nieodłączną częścią, mimo swojej obcości, byli szwargocący i uwijający się Żydzi w czarnych chałatach”. Szczyciłam się tym, że w mojej rodzinie nie było antysemickich zachowań. O Żydach źle się nigdy nie mówiło. Problem w tym, że o Żydach się w ogóle nic nie mówiło. Nie istnieli. Nie-obecni. Całe przestrzenie mentalne i terytorialne opuszczone. A przecież jeszcze 80 lat temu byli co najmniej jedną trzecią częścią mieszkańców większości miast w naszym kraju. Czy naprawdę żyliśmy aż tak obok siebie, że ich nieobecność jest tak dla nas nieistotna? Dla nas – wychowanych przez komunistyczne szkolnictwo, które przedstawiało nam Polskę jako kraj jednolity pod każdym względem. Dla naszych rodziców i dziadków – którzy nic nie wiedzą, nic nie słyszeli, nic nie pamiętają.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki