Mija właśnie 36. rocznica zamachu na papieża Polaka. Nadal mamy jednak więcej pytań niż odpowiedzi.
– To prawda. Wiele osób próbowało zbadać, czy zamachowiec Ali Ağca działał sam, ile oddano strzałów, kto zlecił zabójstwo papieża. Jednak przez te 36 lat nikt nie spojrzał na zamach oczami ludzi, którzy na swój sposób byli w centrum wydarzeń. Nie chodzi mi tylko o dwie ranione kulami zamachowca Amerykanki. Chciałem dotrzeć do tych osób, z którymi nikt wcześniej nie rozmawiał, a to wydarzenie zmieniło życie wielu z nich.
Na temat samego zamachu wiemy bardzo dużo. Problem polega na tym, że wielu rzeczy nie udało się udowodnić włoskim prokuratorom i śledczym. Rozmawiając z nimi, mam dość klarowny obraz zamachu. Mehmet Ali Ağca na pewno nie był sam. Włoscy śledczy nie mają wątpliwości – takiego zamachu nie udałoby się zorganizować w pojedynkę. Chodzi tu o logistykę, finanse i broń, którą Ağca otrzymał od kolegi z terrorystycznej organizacji „Szare Wilki”. Moja książka nie daje jednak jednoznacznych odpowiedzi, bo wypowiadają się w niej ludzie o różnych poglądach. Jeden ze śledczych twierdził, że inicjatorem zamachu były bułgarskie służby bezpieczeństwa. Drugi, że byli to Bułgarzy i „Moskwa”. Trzeci przekonuje, że być może Ağca był islamskim fanatykiem. Prokurator z IPN-u wskazuje na wyraźny radziecki ślad. Czytelnik może sam wyrobić sobie zdanie.
To, że znamy nazwisko Ağcy, zawdzięczamy pewnej siostrze zakonnej…
– Tak. Siostra Letizia Giudici była wtedy na placu Świętego Piotra. Miała dwadzieścia kilka lat. Rzuciła się na zamachowca, gdy zobaczyła, że zaczął uciekać. Prezydent Włoch powiedział, że uratowała ich kraj. Gdyby nie złapała napastnika, wszyscy sądziliby że zamachowcem był Włoch.
Niesamowita jest też historia postrzelonej Amerykanki Ann Odre…
– Ann była córką Polki, która urodziła się w Wadowicach. Niesamowity zbieg okoliczności. Gdy jakiś czas po zamachu spotkała się z Janem Pawłem II, rozmawiała z nim po polsku. Jej córka dowiedziała się o tym, że Ann jest ranna przez radio. Gdy przyleciała do Rzymu i zobaczyła szpital, była załamana. Warunki, w jakich była leczona jej matka, były fatalne. Stał tam zardzewiały sprzęt, wszędzie biegały koty, a pielęgniarki paliły papierosy. Zdecydowała, że jej matka musi jak najszybciej znaleźć się w Stanach Zjednoczonych. Musiała przekonać lekarzy, że mama czuje się świetnie i że może odbyć taką podróż, a prawda była taka, że jej stan był fatalny. Choć marzyła o spotkaniu z papieżem i nawet była ku temu okazja, odmówiła, bo zwyczajnie nie miała sił.
Pontyfikat Jana Pawła II był niezwykle bogaty. Dlaczego według Ciebie to właśnie zamach jest najważniejszy?
– Przede wszystkim dlatego, że mógł przerwać ten pontyfikat. Poza tym Jan Paweł II zawsze bardzo dużo mówił o cierpieniu i nagle sam zaczął je przeżywać. Stał się jakby dowodem na wartość cierpienia. Cierpiał razem z innymi. Już nigdy nie wrócił do pełnej sprawności. To go naznaczyło.
Udało Ci się to, czego nie zrobił jak dotąd żaden polski dziennikarz – dotarłeś do samego Ali Ağcy. W czasie śledztwa początkowo zeznawał, że działał sam. Po roku jednak zaczął współpracować z włoskim prokuratorem, po czym odwołał wszystko…
– Moim zdaniem to jest cynik. W 1979 r. został skazany za zabójstwo dziennikarza lewicowej tureckiej gazety. To, jak zachowywał się wtedy, pozwala zrozumieć jego postępowanie po zamachu na Jana Pawła II. Wtedy w Turcji wziął winę na siebie. Trafił za kratki i cały czas utrzymywał, że był jedynym sprawcą. Nagle zaczął sugerować, że wyjawi nazwiska wspólników, po czym udało mu się w przebraniu uciec z więzienia. Podobny scenariusz wydarzył się po zamachu. Ağca wziął na siebie całą winę i wylądował w więzieniu. Po roku zaczął sugerować, że wyda nazwiska swoich wspólników. Myślał, że znów zostanie uwolniony, ale tak się nie stało, bo więzienie w Stambule różni się od więzienia w Rzymie. Zaczął współpracować. Pojawił się wątek bułgarski – wymienia nazwiska, miejsca i fakty. Pewnego dnia wycofał się z tego zupełnie i zrobił z siebie religijnego fanatyka. Prawdopodobnie został zastraszony przez bułgarskiego śledczego. Do dziś neguje wszystko – pewnie w ten sposób zapewnił bezpieczeństwo swojej rodzinie. Ağca został ułaskawiony w 2000 r. prawdopodobnie po interwencji Jana Pawła II. Nie mamy na to jednak żadnych dowodów.
Ostatnio odtajniono dokumenty ukraińskiego KGB, z których wynika, że ta organizacja była bardzo zaniepokojona działaniami papieża. Pada zdanie, że jeżeli dezinformacja i dyskredytacja nie wystarczą, należy sięgnąć po inne środki.
– Cytowałem te dokumenty gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Powiedział, że Związek Radziecki chciał zneutralizować Jana Pawła II, ale z pomocą środków politycznych i dyplomatycznych. Czy gdyby faktycznie w Moskwie zapadł wyrok na Jana Pawła II, to byłby wyrok pisemny? Myślę, że nie. Nigdy nie znajdziemy niezbitego dowodu, kto i komu zapłacił za zabójstwo Jana Pawła II. To byłoby zbyt proste.
„To był poważny incydent, ale… Może nie jest to odpowiednie słowo, lecz wydarzenia z 13 maja nie zmieniłyby historii świata. Gdyby nie ten papież, byłby przecież inny” – to słowa Wojciecha Jaruzelskiego…
– Spodziewałem się, że generał usunie to zdanie przy autoryzacji. Nie zrobił tego. Myślę, że powinniśmy rozumieć je dosłownie i ich nie nadinterpretować. Zapytałem o to samo PRL-owskiego ministra spraw zagranicznych Stefana Olszowskiego: „Co by było, gdyby papież zmarł?”. Odpowiedział: „A co miałoby być? Konklawe”.
Generał Jaruzelski powiedział jednak, że po zamachu było mu ciężko.
– Jan Paweł II i generał Jaruzelski spotkali się kilkukrotnie. Papież przy okazji każdego spotkania z Lechem Wałęsą pytał zawsze o generała, co Wałęsę wyraźnie drażniło. Trudno powiedzieć cokolwiek o ich relacji. Pewne jest, że ona była.
Stolica Apostolska – nie informując śledczych – przekazała łuskę naboju, który zranił Ojca Świętego, do sanktuarium maryjnego w Fatimie. Włoscy śledczy ocenili to jako wielki błąd.
– Gdyby Włosi otrzymali kulę do analizy, mogliby stwierdzić, czy została wystrzelona z broni Ağcy, czy strzelał ktoś jeszcze. Gdyby okazało się, że strzelano z innej broni, to mielibyśmy stuprocentową pewność, że strzelał ktoś jeszcze.
Wszystko, co dzieje się po zamachu, sprawia wrażenie chaosu. Jana Pawła II przewieziono do kliniki Gemelli, a nie do najbliższego szpitala Świętego Ducha. W samej klinice zamiast na salę operacyjną chcieli zawieźli papieża najpierw do jego apartamentu…
– Wszyscy byli zszokowani. Nigdy nie mieli okazji, aby przećwiczyć taki scenariusz. Kilka lat przed zamachem lekarz papieski zdecydował o aranżacji pokoju papieskiego w klinice Gemelli. Wtedy zapadła decyzja, że w razie choroby czy wypadku Ojciec Święty zostanie przewieziony właśnie tutaj. Nie było wątpliwości, aby po zamachu pojechać właśnie tam. Dopiero później pojawiły się pytania, czy to nie było zbyt ryzykowne. Chaos, owszem, był, ale po drodze wydarzyło się bardzo dużo „zbiegów okoliczności”. W karetce najpierw zepsuł się kogut, a potem klakson. To było nowe auto, które dzień wcześniej pobłogosławił… Jan Paweł II. Powiedział wtedy, że błogosławi pierwszą osobę, która będzie tym autem wieziona. Pobłogosławił de facto siebie samego. Droga do szpitala była bardzo ryzykowna – kierowca jechał pod prąd włoskimi uliczkami. Gdy dotarli do kliniki lekarze przygotowali się do operacji innego pacjenta. Sala była już gotowa, lekarze przebrani. Życie tamtego człowieka nie było w niebezpieczeństwie, więc na stół położono Jana Pawła II.
To, co mnie urzeka w Janie Pawle II, że potrafił jak nikt inny nas jednoczyć. 17 maja 1981 r. ulicami Krakowa przeszedł „Biały marsz”. Studenci odwołali juwenalia. Zebrało się pół miliona osób – można powiedzieć cały Kraków. Gdy umierał, było podobnie – jako naród byliśmy razem. Czy uważasz, że jego cierpienie nas jednoczyło?
– Nie. Myślę, że to była narodowa duma. Ja to tak odczytuję. Polak, jeden z nas, nagle obejmuje bardzo ważne stanowisko. Jest odniesieniem dla przywódców na całym świecie. To powód do dumy szczególnie dla tych, którzy żyli w PRL-u. Kiedy Jan Paweł II żartował, to wszyscy się śmialiśmy. Gdy cierpiał – płakaliśmy. Zresztą nie płakaliśmy tylko wtedy, kiedy cierpiał. Pamiętam, jak oglądałem z rodzicami jego pielgrzymki do Polski – mieliśmy zawsze łzy w oczach. Do dziś nie potrafię powiedzieć dlaczego. Jan Paweł II przejeżdżał, machał, uśmiechał się, a my płakaliśmy.
Dla mnie tworzenie tej książki było pretekstem nie tylko do poznania okoliczności zamachu, ale do poznania Karola Wojtyły. Do tej pory znałem papieża Jana Pawła II – głównie z przekazu medialnego. Dzięki pracy nad książką poznałem człowieka, który po ludzku potrafił być niecierpliwy, zirytowany na swojego lekarza; który nie do końca lubił, gdy ktoś kładł mu rękę na ramię. Nie czuł się z tym do końca dobrze. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że poznałem człowieka niezwykłego.
Jacek Tacik – autor książki Zamach. Dziennikarz TVN24, reporter programu „Czarno na białym”, wcześniej związany z TVP Info i „Wiadomościami” TVP1. Relacjonował abdykację Benedykta XVI, konklawe i wybór kard. Jorge Maria Bergoglia na papieża oraz beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II