Logo Przewdonik Katolicki

Gniezno czy Warszawa

Jacek Borkowicz
FOT. MAREK CHEŁMINIAK. Monstrancja arcybiskupa Floriana Stablewskiego, koniec XIX w.

Zajęte przez Prusy w 1793 r. Gniezno przestało się nadawać na siedzibę prymasa Polski. Zamierzano ją przenieść do Krakowa lub Warszawy, które pozostały przy okrojonej rozbiorami Rzeczypospolitej, a Michał Poniatowski miał być ostatnim arcybiskupem gnieźnieńskim używającym tytułu prymasa.

Ta uchwała nigdy jednak nie weszła w życie. Zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu sejmu grodzieńskiego zmarł prymas Poniatowski, rodzony brat króla, zaś niewiele później, w 1795 r. przestało istnieć państwo polskie. Stolica Apostolska nie zdążyła przed trzecim rozbiorem zatwierdzić sejmowych uchwał, więc tym bardziej nie spieszyła się z rewizją zastanego układu. Również Prusacy nie mieli w tej zmianie interesu: po zajęciu Warszawy dysponowali zarówno Gnieznem, jak i dotychczasową stolicą Polski. To dawało im duże możliwości politycznego manewru kościelnym urzędem, który od czterech wieków symbolizował trwałość ustroju państwowego w tej części Europy.
 
Prymas znaczy Polska
Oceniając dzieje Pierwszej Rzeczypospolitej, trudno jest przecenić rolę, jaką odgrywało w nich Gniezno, siedziba metropolity i prymasa Polski. Metropolia gnieźnieńska obejmowała wówczas zdecydowaną większość terytorium państwa polskiego, włącznie z całym Wielkim Księstwem Litewskim. Co prawda sejm, który w 1764 r. wybrał na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, uchwalił również powołanie metropolii w Wilnie, ale uchwały tej nie wykonano. W praktyce zatem aż do końca istnienia niepodległej Polski poza Gnieznem tytułem metropolii cieszyła się jedynie biskupia katedra we Lwowie. Godność siedziby prymasów nadawała Gnieznu jeszcze większe prerogatywy. Prymasi byli nie tylko pierwszymi spośród biskupów kraju, lecz także reprezentowali władzę papieską (dopiero z czasem w tej roli zastąpili ich nuncjusze). Prymas Poniatowski jeszcze w 1788 r. został przewodniczącym konferencji episkopatu, zapoczątkowując w ten sposób trwający ponad dwa stulecia zwyczaj. Prymasowski trybunał był najwyższą instancją apelacyjną w procesach kościelnych na terenie całego państwa, w tym także w metropolii lwowskiej. Co zaś najważniejsze, prymas nosił tytuł interrexa, oznaczający, że podczas bezkrólewia sprawuje on władzę monarszą. Po śmierci króla to prymas zwoływał sejm konwokacyjny, jak również sejm elekcyjny, dokonujący obioru królewskiego następcy. To on ogłaszał imię nowo wybranego króla, jak również dokonywał jego koronacji. Jako taki, urząd prymasa był więc symbolem trwałości państwa, przypominał też o okresach jego minionej chwały. Ostatnim prymasem, który wykorzystał prerogatywy interrexa, był Władysław Łubieński. W latach 1763–1764 przeprowadził on obiór oraz dokonał koronacji Poniatowskiego. Prusaków tytuł interrexa z wiadomych przyczyn nie interesował, jednakże wpływy urzędu prymasa już jak najbardziej. Solą w oku był im jedynie sam tytuł prymasa Polski, przypominający o istnieniu państwa, kosztem którego utuczyło się królestwo Prus. Dlatego też król Fryderyk Wilhelm II nie uznał tytułu prymasowskiego dla nowo wybranego arcybiskupa gnieźnieńskiego Ignacego Krasickiego (znanego nam jako autor Monachomachii oraz wierszowanych bajek). Ochoczo potwierdził jednak inne uprawnienia księcia-metropolity, nadal wykonywane na ziemiach zabranych przez Rosję i Austrię. Krasicki nie pogodził się z tym ograniczeniem, zabiegając w Rzymie o potwierdzenie godności prymasa. Stolica Apostolska uczyniła to w 1800 r. Dla Prusaków niebezpieczne byłoby tolerowanie starej polskiej tytulatury, więc po śmierci metropolity Krasickiego w 1801 r. Fryderyk Wilhelm III zakazał stanowczo jego następcy używania tytułu prymasa.
 
Przepychanki zaborców
Inaczej postąpili Rosjanie, którzy po upadku Napoleona wskrzesili w 1815 r. Królestwo Polskie. Było to państwo mocno okrojone, którego królem został oczywiście car Rosji. Nadanie zależnej od Petersburga Warszawie pozorów niepodległości leżało więc w rosyjskim interesie. Rosjanie nie oponowali zatem, a nawet zachęcali hierarchów Kościoła, gdy ci zwrócili się do Rzymu z prośbą o powołanie urzędu prymasa Królestwa Polskiego. Co ciekawe, spotkali się z oporem Prusaków, którzy nagle zapomnieli o swoim protestantyzmie i pokochali prymasowski tytuł, przywiązany do gnieźnieńskiej metropolii. Stolica Apostolska przyjęła rozwiązanie bliższe stanowisku Petersburga, powołując w 1818 r. metropolię warszawską, przyznając jej metropolitom godność prymasowską. Nie oznaczało to jednak kasaty prymatury w Gnieźnie. Rzym nadal twardo stał na stanowisku, że – jak czytamy w jednym z listów wysłanych z watykańskiej kurii – „godność prymasa otrzymali dotąd wszyscy biskupi gnieźnieńscy, jako przywiązaną do ich stolicy”. W hierarchii kościelnej dyplomacji prymas warszawski stał niżej od gnieźnieńskiego, czego wyrazem był fioletowy kolor jego piuski; metropolici Gniezna nosili piuski purpurowe, będące wyrazem godności kardynalskiej, choć większość z nich kardynałami nie była.
Rosjanie nie byli jednak konsekwentni w uznawaniu prymatury warszawskiej – z tego samego powodu co ongiś Prusy. W 1829 r. car Mikołaj I zakazał używania tytułu następcom zmarłego prymasa Jana Pawła Woronicza, a istnienie stolicy prymasowskiej w Warszawie ostatecznie zanegowano po upadku powstania listopadowego, który w efekcie przyniósł kres autonomii Królestwa Polskiego. Niczego to jednak nie zmieniło: przez cały okres zaborów zarówno Polacy ze wszystkich trzech zaborów, jak i Stolica Apostolska zgodnie uznawały Gniezno za odwieczną siedzibę polskich prymasów. W powszechnej opinii to właśnie metropolici tego miasta pozostawali interrexami i depozytariuszami tradycji wymazanego z mapy państwa.
 
Prymasów dwóch
Sytuacja zmieniła się w czasie I wojny światowej. W 1915 r. Niemcy wypędzili Rosjan z Warszawy i w Królestwie Polskim zaprowadzili swoje porządki, powołując marionetkowe państwo. Tę sytuację wykorzystał arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski, który – powołując się na bullę Piusa VII z 1818 r. – zaczął jawnie tytułować się prymasem. Zwoływał konferencje biskupów z wszystkich trzech zaborów i zainicjował projekt reformy ogólnopolskiego Kościoła. Takiej swobody nie miał jeszcze wówczas abp Edmund Dalbor: podlegające mu Gniezno i Poznań uważane były przez władze za rdzennie niemieckie miasta, w których nawet nie mogło być mowy o ogłaszaniu się prymasem Polski. Jednak w trzy lata później cesarskie Niemcy upadły pod naciskiem rewolucji, a Polacy w Warszawie, Poznaniu i Gnieźnie wzięli sprawę niepodległości we własne ręce.
Od lutego 1919 r. to Dalbor występował publicznie jako prymas Polski, on też odprawił w warszawskiej katedrze uroczyste nabożeństwo na rozpoczęcie pierwszego wolnego sejmu.
Powstała więc niezręczna sytuacja, w której odradzający się do wolności naród miał dwóch prymasów. Ten z Gniezna miał za sobą potęgę tradycji i poparcie większości narodu. Ten z Warszawy – tytuł również pokryty, choć tylko z lekka, patyną, bo sięgający stu lat wstecz. Kakowski był nadto arcybiskupem stolicy państwa, niedawnym członkiem Rady Regencyjnej i to on konsekrował też nuncjusza Achillesa Rattiego, który w 1922 r. został papieżem Piusem XI. Był również podobnie jak Dalbor kardynałem, ale mianowanym o jeden dzień wcześniej.
Rzym usankcjonował tę „dwuwładzę” w 1925 r., przy okazji odbierając jednak Gnieznu odwieczne prawo rozstrzygania apelacji, napływających tam dotąd z diecezji całej Polski. Na szczęście obaj prymasi byli politykami z prawdziwego zdarzenia, jak również osobami o wysokiej kulturze osobistej, „dwuwładza” nie przyniosła więc żadnych nieporozumień ani zatargów. Po śmierci kard. Dalbora w 1926 r. arcybiskupem Gniezna i Poznania został August Hlond. W grudniu 1938 r. umarł Kakowski, ale Warszawa z powodu wybuchu kolejnej wojny następcy się jednak nie doczekała. Kard. Hlond znalazł się na wygnaniu, zaś Polacy mieli na głowie całkiem inne problemy niż rozstrzyganie pierwszeństwa jednej z dwóch tytularnych stolic biskupich.
 
Silny pasterz
W 1946 r. Stolica Apostolska zniosła obowiązującą od 1821 r. unię personalną Gniezna z Poznaniem. Kard. Hlond, który wrócił z wygnania, zyskał jednak diecezję stołeczną. Powstała w ten sposób trwała unia personalna Gniezna z Warszawą, odwołująca się do niezrealizowanej uchwały sejmu grodzieńskiego z 1793 r., zlikwidowała stan „dwuwładzy”. Najwyższe urzędy kościelne w Polsce skupione zostały w jednym ręku i jeden pastorał wskazywał odtąd kierunek drogi polskiego Kościoła. Była to decyzja jak najbardziej na czasie. Polska, wyzwolona od okupacji hitlerowskiej, znalazła się w niewoli sowieckiej, a zarządzana była przez marionetki z PZPR. Obowiązująca doktryna tzw. marksizmu-leninizmu – wroga wszelkiej religii, a Kościołowi katolickiemu w szczególności – stawiała wspólnotę wierzących w Polsce w sytuacji zagrożenia. Tutaj potrzebny był jeden silny pasterz. Ataki na wiarę nasiliły się jesienią 1948 r., gdy umierał prymas August Hlond. Na jego miejsce wybrano młodego jak na biskupa Stefana Wyszyńskiego, ordynariusza Lublina. Jak się okazało, był to zbawienny wybór. Wyszyński okazał się mężem stanu, a przy tym duchownym o nieposzlakowanym profilu moralnym. Jako polityk potrafił być elastyczny w kontaktach z komunistami, przez co uniknął dramatycznego losu prymasa Węgier kard. Mindszenty’ego, który od 1956 r., izolowany w budapeszteńskiej ambasadzie USA, utracił wpływ na losy narodu. W odpowiedniej chwili kard. Wyszyński potrafił jednak zdobyć się na powiedzenie komunistom „non possumus” (dalej się nie cofniemy), gdy ingerencja władzy w życie Kościoła zaczęła sięgać zbyt daleko. Przypłacił to trzyletnim uwięzieniem, ale w 1956 r. wrócił na obie stolice biskupie w glorii faktycznego przywódcy narodu. Ale najważniejsze dopiero się zaczynało.
Prymas ogłosił i nadał dynamiki dziełu Wielkiej Nowenny, duchowej mobilizacji Polaków przed tysiącleciem chrztu Mieszka. Jubileusz tego wydarzenia wypadał na 1966 rok, władze robiły więc wszystko, aby uroczystościom tysiąclecia nadać charakter świecki i „postępowy”. Na różne sposoby odciągano ludzi od Kościoła, na różne też sposoby dyskredytowano biskupów i prymasa. Niewiele to dało. Podróże po kraju kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej – pomysł Wyszyńskiego – były pasmem moralnych zwycięstw Kościoła. Był to czas Soboru Watykańskiego, zgromadzeni tam polscy biskupi wystosowali historyczny list do biskupów niemieckich ze słowami przebaczenia i pojednania. List ten był również w dużej mierze zasługą prymasa.
Rządzący Polską komuniści musieli, ze zgrzytaniem zębów, uznać status Wyszyńskiego jako nieformalnego interrexa. To odsłaniało brak społecznego mandatu narzuconej Polakom władzy. W dodatku ten interrex okazał się rzeczywistym „prymasem tysiąclecia”, jak w 1978 r., w momencie swojego wybrania, nazwał go papież Jan Paweł II.
 
Godność honorowa
W 1981 r. na miejsce zmarłego Wyszyńskiego prymasem Polski został kard. Józef Glemp. Jego posługa przypadła na trudny czas stanu wojennego, który generał Wojciech Jaruzelski wprowadził dla zdławienia wolnościowego ruchu „Solidarności”. Przez ten trudny czas prymas Glemp (o którego nominację zadbał przed śmiercią sam Wyszyński) przeprowadził Kościół w zasadzie bez strat, brakło mu jednak horyzontów na miarę swego wyjątkowego poprzednika. Kard. Glemp, osobiście skromny i prawy, chyba zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy tylko Polska odzyskała wolność, zajął się stopniowym rozmontowywaniem silnej, skupionej w jednym ręku władzy kościelnej. Minął czas zewnętrznego zagrożenia egzystencji Polaków, więc taka centralizacja, jak się wydawało, nie miała już racji bytu.
Osią tego procesu było rozdzielenie unii Gniezna z Warszawą. W 1992 r. kard. Glemp zrzekł się metropolii gnieźnieńskiej, pozostając arcybiskupem Warszawy oraz kustoszem gnieźnieńskich relikwii św. Wojciecha. Jego następca Henryk Muszyński był pierwszym od 1417 r. metropolitą Gniezna bez tytułu prymasa (został nim dopiero w 2009 r.). W 1994 r. rozdzielono funkcje prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Wreszcie w 2009 r. kard. Glemp, ukończywszy 80 lat, zrezygnował z godności prymasa.
Ta ostatnia data stanowi cezurę, zamykającą poczet prymasów Polski jako realnych przywódców Kościoła i narodu. Obecny metropolita Gniezna Wojciech Polak dzierży stanowisko prymasa Polski jako godność honorową.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki