Logo Przewdonik Katolicki

Symetryzm i jego wrogowie

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Politycznie zaangażowani dziennikarze znaleźli sobie nowego wroga. Zarówno ci, którzy sympatyzują z obecną władzą, jak i ci, którzy ją aktywnie zwalczają, najbardziej nie lubią tych, o których mówią, że stoją w środku.

By potępić tę postawę, używają słowa „symetryzm”. Przeciwnicy PiS przekonują, że to nie czas na ważenie racji, na pokazywanie, że PO też popełniała błędy, słowem nie ma czasu na żadne „symetrie”, gdy oto partia Jarosława Kaczyńskiego – według nich – wprowadza dyktaturę. Jeśliby przyjąć ich punkt widzenia, rzeczywiście obiektywizm jest tylko zbędnym balastem, skoro trzeba krzyczeć i walczyć, gdy rząd likwiduje demokrację, łamie konstytucję czy po kolei zaczyna nam zabierać swobody obywatelskie. Jeśli tak wysoko stawiamy poprzeczkę, jeśli sprowadzamy dziennikarstwo do walki dobra (czyli naszej strony) ze złem (czyli tymi, którzy wprowadzają kaczyzm), to faktycznie ci, którzy starają się ważyć racje i nie stosować prostych klisz i dychotomii, okazują się jedynie maruderami, którzy rozwadniają prosty przekaz: musimy z całych sił walczyć z PiS. Gdy ktoś chce ukraść nam Polskę – zdają się mówić – to nie czas na zabawy w obiektywizm, to nie czas na zabawę w standardy. Co ciekaw, również dziennikarze zaangażowani we wspieranie obecnej władzy też nie lubią „symetrystów”. W swej podejrzliwości zdają się zakładać, że próba obiektywnego uprawiania dziennikarstwa jest tak naprawdę lepiej zakamuflowaną formą niechęci czy krytyki PiS. Jeśli nie popierasz tej władzy, a wszystkie problemy to wymysł opozycji, która nie potrafi się pogodzić z tym, że utraciła władzę, to znaczy, że stajesz po stronie przeciwników Jarosława Kaczyńskiego. I znów mamy ten sam moralny szantaż: albo stajesz po naszej stronie, albo zostajesz z tymi, których nazywa się „komunistami i złodziejami”. Dla zwolenników PiS „symetryzm” jest więc wyłącznie zakamuflowaną formą zwalczania obozu dobrej zmiany i przez to jest nawet bardziej niebezpieczny od otwartej krytyki. Otwarty krytyk bowiem wprost atakuje obecny rząd, zaś „symetrysta” chowa się ze swą krytyką pod szatkami obiektywizmu.
Nie, nie będę bronić samego „symetryzmu”, ponieważ on też zawiera pewne fałszywe założenia. Na przykład, że prawda leży pośrodku, albo że obie strony politycznego sporu w Polsce są sobie równe. Oczywiście, że prawda nie leży pośrodku, tylko – jak mawiał Władysław Bartoszewski – leży tam, gdzie leży. Strony politycznego sporu nie są też sobie równe, ponieważ tak się składa, że w niektórych sprawach rację mają jedni, a w innych drudzy. „Symetryzm” ma rację o tyle, o ile twierdzi, że żadna ze stron wojny politycznej nie ma monopolu na rację ani na słuszność.
Tyle tylko, że wrogowie dziennikarskiej uczciwości używają pojęcia „symetryzmu” właśnie po to, by pokazać, że niezależność nie ma sensu. Wierzę jednak, że można próbować uczciwie opisywać rzeczywistość. Być dociekliwym i zdystansowanym, ale samemu nie stawać na froncie wojny. I wierzę, że na takie uczciwe dziennikarstwo jest w naszym spolityzowanym świecie jeszcze miejsce.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki