Logo Przewdonik Katolicki

Zabójca spłaca swój dług

Michał Bondyra
FOT. PAWEŁ WOJTASZEK

Gdy krzyczał „ukrzyżuj” poczuł się jak wtedy w maju w 1995 r., gdy zabił. – Żałuję tego w każdej sekundzie, każdego dnia. Tak będzie już do ostatnich chwil mojego życia – mówi pan Olek.

O majowym wieczorze z roku 1995 nie chce rozmawiać. – Dostałem pewną wiadomość, zareagowałem impulsywnie, uniosłem się własnym ego i doszło do sytuacji, do której dojść nigdy nie powinno. W jej następstwie zginął człowiek – mówi pan Olek. Miał 24 lata, młodą żonę i rocznego syna. U progu życia zrujnował je. Na własne życzenie. – Życie to nie kartka papieru, na której jak popełnisz błąd, to możesz go wymazać. Ja tego, co się stało, już nie wymażę. To, co zrobiłem, będzie moim wyrzutem do końca moich dni, nigdzie i nigdy już przed tym nie ucieknę – tłumaczy.

Na Montelupich
Stanisław Czabański to ostatni zabójca, który został w Polsce stracony. Wyrok śmierci przez powieszenie na tarnowskim mordercy i gwałcicielu wykonano 21 kwietnia 1988 r. w Krakowie w areszcie śledczym przy ul. Montelupich. To tam po raz pierwszy trafił też pan Olek. – Pracowałem wtedy jako operator urządzeń przygotowywania wsadów do wielkich pieców w Hucie im. Lenina. Było trochę za dużo alkoholu, wywiązała się bójka i dostałem cztery lata – wspomina. Po 17 miesiącach odsiadki wyszedł jednak na wolność za dobre sprawowanie. Znów podjął pracę w hucie, już nie Lenina, a Sędzimira, bo wraz ze zmianą ustroju zmienił się patron. Dostał powołanie do wojska. – Zataiłem karalność, bo chciałem się sprawdzić w armii – przyznaje. – Gdybym nie posłuchał wtedy żony i został w wojsku na stałe, pewnie byśmy się dziś tu nie spotkali – mówi. A tak podjął pracę w Czerwonaku w firmie, która za jakiś czas splajtowała. – Zacząłem imać się różnych prac, wszędzie po kilka miesięcy, do czasu, gdy trzeba było podpisać umowę, do której potrzebne było świadectwo pracy. Przez więzienie, miałem w nim półtoraroczną lukę. Wstydziłem się jej i odchodziłem – tłumaczy. Rodzina myślała, że wciąż pracuje na etacie w Czerwonaku. A on, by starczało na młodą żonę i rocznego synka dopuszczał się drobnych kradzieży i oszustw. – Myślałem, że sobie poradzę, ale bez znajomości i kogoś, kto mógłby doradzić było ciężko – przyznaje. Dobrego doradcy zabrakło też tamtego majowego wieczora. – I tak miałem szczęście, bo stało się to wtedy, gdy zniesiono karę śmierci, a jeszcze nie wprowadzono dożywocia – mówi. Z 25 lat pozbawienia wolności, zostały mu dziś jeszcze trzy.
 
Blizny
Ostatni raz pan Olek widział swojego syna 17 czerwca 1996 r. w poznańskim areszcie śledczym przy ul. Młyńskiej. – miał wtedy dwa lata. Od tamtego czasu już go nie widziałem – mówi. Za kilka dni Robert skończy 22 lata. O swoim synu wie tylko tyle, że skończył szkołę i pracuje. – Po dużych staraniach udało mi się do niego zdobyć numer telefonu, zadzwoniłem od brata i porozmawialiśmy. Usłyszałem od niego takie rzeczy, że nikomu tego nie życzę, ale rozumiem go i nie mam żalu – mówi ze smutkiem. Czy będzie się starał, by syn mu wybaczył? – Wybaczyć może tylko Bóg, z synem mogę co najwyżej się pojednać i to tylko wtedy, gdy on tego będzie chciał. Na razie nie życzy sobie ze mną żadnej relacji i ja to szanuję. Jak wyjdę będzie więcej możliwości, może uda się spotkać? Będę próbował. Jak się powiedzie, jestem gotowy na wszystko od rozmowy po splunięcie mi w twarz – tłumaczy. Gdy zatrzymała go policja, Robert miał rok i dwa miesiące. – Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, nie chcę mu wchodzić z butami w życie, jak już możemy próbować zbudować wszystko od nowa, od zera – w głosie pojawia się nadzieja. – Tylko ona i wiara mnie tu trzyma – dodaje. Nie ma jej na odbudowanie małżeństwa, które zakończyło się rozwodem już w pierwszym roku po osadzeniu we Wronkach. – Gdyby ona nie złożyła tego pozwu, sam bym to zrobił, bo co ja jej mogłem zaoferować? – pyta. Ich znajomość skończyła się po czterech latach od pamiętnej przepustki, na którą jechał na imieniny ojca – Józefa. – To wtedy poznaliśmy się w pociągu – wspomina. – Chciałbym kiedyś móc usiąść przy kawie i pogadać, zadać pytania, które mam w głowie. Może kiedyś gdzieś na siebie wpadniemy? Czas leczy rany, ale powiększa blizny – dodaje gorzko.
 
Wronki
W środę, dzień po wyroku za zabójstwo stał przed bramą Zakładu Karnego we Wronkach. – Dwa tysiące chłopaków, poważni wyrokowcy, a ja mam tam wejść jako zabójca. A może siedzi tam ktoś z rodziny tego zabitego? A może nie zdążę wejść do celi? – myślał wtedy. Starsza recydywa od razu zwróciła na niego uwagę. Wyjaśniała reguły, pokazała dwie drogi i dała tydzień czasu, by się określił. – Wybrałem drogę, której dziś nie żałuję, bo dzięki niej jestem tu z kategorią R2 [recydywa, zakład półotwarty – przyp. MB], mogę chodzić do pracy i korzystać z 30-godzinnych przepustek – wylicza. Pierwsze pięć lat w więzieniu poświęcił na naukę i pracę. – Już w marcu zrobiłem kurs ISSO 9001, a od września zacząłem chodzić do technikum. W międzyczasie doszkalałem się z obsługi automatów tokarskich u producenta sprzętu spawalniczego – tłumaczy. Przez lata dzień miał zapełniony co do godziny. Wstawał o 4 rano do pracy, o 13 z niej wracał, o 14 jadł obiad, a od 15 do 20 uczył się w szkole. – Jestem bardzo wdzięczny administracji za to, że pozwolili mi się kształcić. Moje chęci w więzieniu nic by nie znaczyły, gdyby nie ich zgoda – mówi. – W tym pierwszym najtrudniejszym okresie miałem tak zajęty czas, że nie miałem nawet siły, by za dużo myśleć i analizować. Na szczęście – dodaje. Przez szesnaście lat we Wronkach prócz technikum, pracy na tokarkach, pracował jeszcze w hydroforni i w bibliotece. Myślę, że jego elokwencja to pokłosie tego ostatniego. – Wykorzystał wszystko, co zostało mu zaoferowane w zakładzie karnym. Dzięki temu wykorzystał swój potencjał – przyznaje porucznik Joanna Wiśniewska, rzecznik prasowa dyrektora w ZK Koziegłowy, gdzie obecnie pan Olek jest osadzony.
 
Anioł Stróż
FSS pod tym bezdusznym skrótem kryje się wrażliwość, empatia. O tym, by pan Olek dołączył do Funduszu Samopomocy Skazanym i ich Rodzinom zadecydowała pani Klaudia. – Działałem tam aż do samego końca pobytu we Wronkach, czyli do 17 lipca 2003 r. Przez ostatnie lata byłem nawet przewodniczącym tych FSS-ów – mówi. W listopadzie 2009 r. w zespole brakowało jednej osoby, pani kapitan zwróciła uwagę na pana Olka. – Ona uwrażliwiła mnie na ludzką krzywdę, szczególnie dzieci. Pewnie dlatego, że sama jest matką dwóch wspaniałych córek. Kiedy czytaliśmy wnioski skazańców, dołączone do nich dokumenty medyczne czy te z Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, uświadomiłem sobie w jak potwornej biedzie żyją rodziny tych, których ojciec czy syn znajdują się za kratami. Nie mają na czynsz, na wodę, w co się ubrać, co zjeść. A ja mimo że za kratami, to mam wszystko – mówi pełen refleksji. Pani Klaudia była dla skazanego drogowskazem, tym którego zabrakło w ten majowy wieczór. – Gdy przenosiłem się do zakładu półotwartego w Czarne powiedziała mi słowa, które codziennie przypominam sobie na modlitwie: „Chciałabym, by pan wiedział, że będę często o panu myśleć. Będę dla pana takim aniołem stróżem”. – Szczególnie te dwa ostatnie słowa zawsze podnoszą mnie na duchu i motywują do tego, by każdego dnia być lepszym niż dnia poprzedniego – tłumaczy.
 
Bracia
Bądź dobrym człowiekiem, szanuj ludzi, a ludzie będą dobrzy dla ciebie. Ludzie za dobro, odwzajemnią dobrem – to zdanie usłyszał we wrześniu 2012 r. od mamy. – Odeszła dwa dni później. Codziennie cytuję je w mojej rozmowie z Bogiem, podobnie jak słowa pani Klaudii. Pamięć o mamie jest żywa w moim sercu, dlatego nigdy nie powiem, że zmarła – dodaje. Choć w pył roztrzaskała się najbliższa rodzina; odeszła żona, nie chce go znać syn, ogromnym wsparciem jest jego rodzeństwo: dwóch braci i siostra. To do nich jeździ podczas każdej przepustki. – Za każdym razem pokonuje 100 km w jedną stronę, by się z nimi spotkać. Daje mu to o wiele więcej niż widzenia w zakładzie. Nie tylko nabiera umiejętności społecznych – przecież przez 22 lata technika tak poszła do przodu, że musi się uczyć wielu rzeczy od nowa, ale i cementuje relacje z rodziną. Bardzo mnie to cieszy – przyznaje porucznik Joanna Wiśniewska, która była w składzie komisji penitencjarnej przyznającej panu Olkowi prawo do 30-godzinnych przepustek poza więzieniem. – Widziałam wielu skazanych, ale nikt nie okazywał tak autentycznej radości, gdy dowiedział się, że będzie mógł z nich korzystać – wspomina. Pani porucznik pamięta też słowa, jakie wypowiedział wtedy pan Olek: „Dziękuję za zaufanie i obiecuję, że nie zawiodę”. – Wierzymy, że tak będzie – dodaje Wiśniewska, szczęśliwa, że wieloletnia praca więziennych wychowawców przynosi takie rezultaty. – Moje rodzeństwo, ich rodziny oddaję w porannej i wieczornej modlitwie. Dostałem od nich więcej, niż sam dałem. Mam tak silne wsparcie braci, że gdybym miał jutro wyjść, już za tydzień miałbym gdzie pracować – nie kryje wdzięczności.
 
Ukrzyżuj
Misterium Męki Pańskiej 2016 dedykowałem Miłosierdziu Bożemu, którego rok ustanowił Ojciec Święty Franciszek. Chciałem, żeby to właśnie miłosierdzie było duchowym przygotowaniem do Świąt Wielkiej Nocy – mówi Artur Piotrowski, reżyser i pomysłodawca największego w Polsce poznańskiego Misterium. – Wtedy wpadłem na pomysł, żeby w przedstawieniu zagrały osoby osadzone w więzieniach. Ludzie, do których często mamy zły stosunek, bo skrzywdzili innych, trudno jest im okazać miłosierdzie. To było wyzwanie – dodaje. Skontaktował się z Zakładem Karnym w Koziegłowach. – Zareagowaliśmy pozytywnie, bo zdajemy sobie sprawę, że udział w przedsięwzięciach o charakterze religijnym, ma dobry wpływ na skazanych. Może mieć walory czysto resocjalizacyjne – przyznaje porucznik Wiśniewska. Pan Olek pamięta, że początkowo na liście widniało 40 nazwisk. Po weryfikacji przez wychowawców i psychologów liczba ta stopniała do dziewięciu. – Tylu nas w marcu spotkało się w świetlicy widzeń bezdozorowych z panem Arturem. Wiedziałem, że w Misterium weźmie udział troje z nas. Gdy dowiedziałem się, że będę wśród szczęśliwców nie uwierzyłem, przecież jest tu ponad 400 chłopaków, a oprócz mnie tylko jeden z tak długim wyrokiem – mówi. W tłumie krzyczał „ukrzyżuj”. – Misterium było piękne, tylko przez to „ukrzyżuj” poczułem się jak wtedy, gdy zabiłem. Tak jakbym jednym słowem przekreślił całą naukę pani Klaudii, jakbym dostał od niej w twarz, bo „nie tego cię uczyłam” – przyznaje. W tym roku pan Olek znów będzie statystą w tłumie. – Jego przemiana pokazuje, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych – mówi reżyser Misterium.
 
Przyjaciel
Na każdą relację się pracuje. Nic nie przychodzi od zaraz. O przyjaźni można mówić po ośmiu, dziesięciu latach znajomości – tak odpowiada mi na pytanie o swoją relacje z Bogiem pan Olek. – Bóg jest dla mnie wszystkim, a Chrystus tym, który mnie do Niego podprowadza. To On stawia na mojej drodze ludzi takich jak pani Klaudia – tłumaczy. Przez ostatnie 22 lata w kaplicy był jednak tylko raz. – Dla wielu więźniów to miejsce spotkań, ale niekoniecznie z Bogiem – wyjaśnia. I dodaje: „Nie potrzebuję obiektów sakralnych, by z Nim porozmawiać, wyrazić wdzięczność i prosić o błogosławieństwo. Robię to w moim sercu, 10 minut rano i kwadrans wieczorem”. Tak każdego dnia. – Dziękuję za to, że się obudziłem, za pracę, za ludzi tych z rodziny, tych bliskich, ale i tych, których jeszcze nie poznałem. Proszę, by nikt nie cierpiał głodu, przemocy i cierpienia. Żeby każdy spotykał w życiu dobro, a ja każdego dnia był lepszy – opisuje swoją intymną modlitwę.
 
***
Jego wyrok kończy się 19 czerwca 2020 r. Gdy pytam o plany, już te na wolności, odpowiada: – Gdybym miał wychodzić jutro, wiem, co bym robił, ale to jest jeszcze szmat czasu, dlatego na razie myślę tylko o tym, czy będę miał na jutro papierosy i poranną kawę. Wierzę, że gdy nic nie zawalę, wyjdę być może wcześniej. – Przedterminowe warunkowe zwolnienie to decyzja sądu. Nam pozostaje wierzyć, że tak się stanie – tłumaczy porucznik Wiśniewska. Na koniec pytam pana Olka o czasy ostateczne. – Jestem jeszcze młodym facetem, przede mną życie, w którym mogę zrobić jeszcze wiele dobrego – mówi z nadzieją 46-latek.
 
*imię syna pana Olka zostało zmienione.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki