Robisz to, co kochasz?
– To nie może być pusty slogan. Każdego dnia próbuję odkrywać Boży zamysł względem mnie i realizować go. Wszystko po to, by być samemu szczęśliwym, przelewając to szczęście na moją rodzinę, odkrywać swoje mocne strony, dzieląc się nimi z innymi.
Wcześniej tego nie robiłeś, choć wydawało Ci się, że robisz.
– Przed swoim nawróceniem stawiałem kroki w tym, w czym jestem dobry: tworzeniu muzyki, pisaniu testów, ale to wszystko było zamroczone nałogami.
Narkotyki, dilerka, alkohol, kradzieże… Gdzie dziś byłby Arek, gdyby nie radykalne „stop” postawione w odpowiednim momencie?
– Być może wiódłbym przeciętne życie uzależnionego gościa, który ma wszystko gdzieś, a być może siedziałbym dziś w więzieniu.
Nawrócenie i wyjście z uzależnień to zasługa Twojego brata – Kamila, teraz szefa wytwórni, w której montujesz i nagrywasz.
– Tak. To, co nas łączy, to jest prawdziwe braterstwo. Obaj wiemy, że możemy na siebie liczyć w każdej sprawie. Nawet teraz, gdy każdy z nas ma żonę i dwójkę dzieci i siłą rzeczy widzimy się rzadziej.
Żona i Laura, i Filip są…
– … miłością, spełnieniem marzeń. Staram się szukać złotego środka między pasją a rodziną, by nie tylko ja, ale i oni byli szczęśliwi.
Z jakim rezultatem?
– Różnym. Raz tak, jak dziś idę z nimi na plac zabaw, innym razem wspólnie jedziemy na koncert. Czasem jednak coś zawalę i tego wspólnego bycia brakuje. Ten złoty środek to droga, na której jesteś, a która każdego dnia jest inna.
Teraz Laura i Filip są mali, ale pewnie za kilkanaście lat ktoś poczęstuje ich alkoholem, narkotykami. Masz w głowie plan, jak ich mądrze przed tymi używkami chronić?
– Jestem przeciwnikiem negacji: nie bierz, nie pij. U mnie wywoływało to odwrotny skutek – chciałem spróbować. Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą dla moich dzieci będzie to, gdy zobaczą szczęśliwego tatę w domu, który od nich wymaga, ale też do którego zawsze będą mogły się zwrócić z problemami, jak do przyjaciela. Jak się potkną to będą mieli moje wsparcie, zrozumienie, pomoc.
Był muzyczny band Jackson Five, będzie Zbozień Family?
– Młody już bierze gitarę na nasze koncerty i coś na niej brzdąka (śmiech). Co będzie, pokaże przyszłość. Nie chcę naciskać, niech sam wybierze i idzie za głosem swojej pasji.
Rodzina to fundament, masywny jego budulec to jednak Bóg.
– Wierzę w to, że On chce naszego szczęścia, rodziny, która mimo że przeżywa różne upadki i wzloty, to jest ze sobą zjednoczona, pełna wewnętrznej radości. Chcę, by moja rodzina była otwarta, chcę tworzyć tu na ziemi przedsionki nieba. To jest trudne w codziennej rzeczywistości, ale z Nim możliwe.