Ojciec Pio korespondował z wieloma osobami, był wśród nich także Karol Wojtyła. Czy znamy treść tych listów wymienianych z przyszłym papieżem?
– Karol Wojtyła po święceniach w 1946 r. został wysłany na studia do Rzymu. Podczas wakacji wielkanocnych w 1947 r. wykorzystał przerwę w zajęciach na wyjazd do San Giovanni Rotondo. Dwudziestosiedmioletni ks. Karol uczestniczył we Mszy św. odprawionej przez o. Pio wczesnym rankiem i wyspowiadał się u niego. W południe wspólnie odmówił z nim Anioł Pański i wziął udział w wieczornym wystawieniu Najświętszego Sakramentu. W 1962 r. jako nowo wyświęcony biskup, Karol Wojtyła znów przyjechał do Wiecznego Miasta, aby wziąć udział w obradach Soboru Watykańskiego II. Podczas pobytu w Rzymie dowiedział się, że jego przyjaciółka dr Wanda Półtawska jest ciężko chora i prawdopodobnie umrze. Przebywała w szpitalu ze zdiagnozowanym nowotworem jelit. Bp Wojtyła napisał po łacinie list do o. Pio, prosząc go o modlitwę w intencji dr Półtawskiej. Napisał wtedy: „Czcigodny Ojcze, proszę Cię o modlitwę w intencji czterdziestoletniej matki czwórki dzieci, z Krakowa w Polsce (podczas ostatniej wojny więzionej w obozie koncentracyjnym w Niemczech), której życiu i zdrowiu zagraża obecnie wielkie niebezpieczeństwo i może nawet umrzeć z powodu raka”. List od bp. Wojtyły został przekazany Angelo Battistiemu, zarządcy Domu Ulgi w Cierpieniu, który następnie oddał go o. Pio. Ten po przeczytaniu listu powiedział do Angelo: „Nie możemy odmówić tej prośbie”. Kiedy bp Wojtyła zatelefonował do męża Wandy, by dowiedzieć się o wynik operacji, usłyszał wspaniałą nowinę. Pan Półtawski przekazał, że do operacji nie doszło, zaś Wanda wróciła do domu. „Moja żona miała być operowana wczoraj, ale lekarze stwierdzili, że nie mają czego operować. Stanęli wobec tajemnicy”. Następnie wyjaśnił, że nowotwór żony całkowicie zniknął. Po zaledwie dziesięciu dniach od pierwszego listu, bp Wojtyła znów pisał do o. Pio, dziękując za modlitwę. 25 maja 1987 r. papież Jan Paweł II przybył do San Giovanni Rotondo, aby uczcić stulecie urodzin Ojca Pio. Był pierwszym papieżem od siedmiuset lat, który odwiedził tę okolicę. Wanda Półtawska była tam wśród ogromnego tłumu pielgrzymów uczestniczących tego dnia we Mszy św. Odczuwała wielką wdzięczność za swoje życie i za modlitewne wstawiennictwo o. Pio. Dnia 16 czerwca 2002 r. podczas jednej z największych liturgii w historii Watykanu, Jan Paweł II kanonizował Ojca Pio w obecności ponad 300 tys. osób.
Czy prawdą jest, że Ojciec Pio powiedział Wojtyle, że zostanie papieżem?
– W tej kwestii nie znalazłam żadnych dokumentów na potwierdzenie tej tezy. Nie mamy żadnej pewności, że Ojciec Pio to powiedział. Ja sama jestem zdania, że prawdopodobnie tego nie zrobił.
Nadzwyczajnych historii w jego życiu jednak nie brakowało. W jednej z nich miał pomóc doręczyć list… który nie miał prawa dojść w tak krótkim czasie.
– Tak, pewien mężczyzna z Turynu pragnął porozmawiać z o. Pio. Chciał uzyskać jego radę w pewnej osobistej sprawie. Za każdym razem, gdy planował wyjazd do San Giovanni Rotondo, coś stawało mu na drodze. W końcu zdołał przyjechać do Ojca Pio, ale wizyta nastąpiła za późno. „Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem z Ojcem porozmawiać o mojej sytuacji i otrzymać poradę” – powiedział po przyjeździe – „ale muszę z przykrością stwierdzić, że przegrałem z czasem. To, o czym z Ojcem rozmawiałem należałoby przekazać do Turynu właściwie w tej chwili. Choćbym nawet miał teraz wysłać telegram, nic by to już nie dało. Termin akurat mija” – rzekł mężczyzna. „Nie martw się terminem” – odparł Ojciec Pio – „Napisz natychmiast list i zanieś go jak najszybciej na pocztę”. Mężczyzna zrobił, co doradził o. Pio, choć był przekonany, że na nic to nie da. Stał się jednak cud i list dotarł do Turynu w ciągu pół godziny. Stempel pocztowy był wyraźnie widoczny na kopercie. List przebył prawie tysiąc kilometrów w tak krótkim czasie. Mężczyzna nie mógł w to uwierzyć, ale odetchnął z ulgą. Wiadomość dotarła do adresata na czas. Było to niemożliwe, a jednak tak się stało. Nie da się tego wytłumaczyć na drodze logiki czy rozumu. Cuda zdarzają się wtedy, gdy coś niemożliwego nagle staje się możliwym. Co dla człowieka jest niemożliwe, jest możliwe dla Boga. Może Anioł Stróż Ojca Pio pełnił jakąś rolę w tym cudzie. Mówiono, że służył mu czasem jako listonosz.
Do tego dołóżmy jeszcze bilokacje, stygmaty i woń kwiatów wyczuwalną z jego ran… Wiele osób podziwia Ojca Pio za te nadprzyrodzone zjawiska, ale jednocześnie dla innych może to być coś, co ich odpycha, gdyż taki typ świętości postrzegają jako nieosiągalny. Czy biografia Ojca Pio ukazuje nam w jego postaci coś bardziej ludzkiego, z czym wszyscy moglibyśmy się utożsamiać?
– Ojciec Pio był mistykiem. Większość świętych nie była mistykami i większość świeckich także nimi nie jest. Wielu kanonizowanych świętych wcale nie otrzymało mistycznych darów. Dary duchowe czy mistyczne uważane są za łaskę lub błogosławieństwo od Boga. Nie są czymś, czego należy poszukiwać. Nie są niezbędne do wzrastania duchowego. Znacznie ważniejsze w życiu Ojca Pio były: jego umiłowanie modlitwy, wierność Kościołowi, jego oddanie Matce Bożej, miłość do różańca, pragnienie pomocy innym w ich duchowym poszukiwaniu. W tych sprawach wszyscy możemy brać z niego przykład i próbować go naśladować, a przez to czuć się bliżej niego. Ks. Domenico Grassi powiedział: „Widząc, jak Ojciec Pio odprawia Mszę św., stykamy się ze światem, który jak się nam wydawało, przestał istnieć, wyrugowany przez naukę. To właśnie było głównym zadaniem Ojca Pio: stawiać człowieka w obecności Bożej, aby mógł on Go dotknąć”.
Dlatego Ojciec Pio cieszy się taką popularnością wśród wiernych?
– Sądzę, że ludzie uwielbiają czytać o licznych darach duchowych o. Pio. One inspirują. Bóg obdarzył go na niezliczone sposoby. Jego zdolność czytania w ludzkich sercach uważam za coś zupełnie wyjątkowego. Gdy poznajemy jego życie, zaskakuje nas, jak bardzo blisko był Boga. Tak wiele osób przez lata świadczyło o odczuwalnej obecności Bożej, gdy znajdowali się w pobliżu o. Pio. Pewien człowiek, z którym rozmawiałem, powiedział: „Czułem, że o. Pio ma bezpośrednią łączność z niebem”. To właśnie ta łączność, którą o. Pio miał z Bogiem uczyniła go, jak sądzę, tak atrakcyjnym dla ludzi na całym świecie.
Czy Ojciec Pio doświadczył kryzysu wiary, chwil ciemności, czegoś podobnego do przeżyć Matki Teresy?
– Ojciec Pio miał momenty ciemności, zwłaszcza w ostatnich kilku latach życia, gdy podupadł na zdrowiu. Czasami odczuwał przygnębienie. Obawiał się, że jego życie i czyny nie podobają się Bogu. Zasmucały go liczne fanatyczne osoby, które często hałasowały w kościele i zachowywały się w sposób pozbawiony godności. Doświadczał cierpień fizycznych, psychicznych i duchowych. Nie sądzę jednak, aby przeżywał kryzys wiary.
Próbą wiary był jednak zapewne zakaz słuchania spowiedzi, jaki w pewnym momencie otrzymał.
– Gdy rozeszła się wieść, że o. Pio otrzymał stygmaty, tłumy ludzi zaczęły napływać do San Giovanni Rotondo. Wielu księży, widząc tak dużą liczbę osób gromadzących się na Mszach św. odprawianych przez o. Pio, miało mu za złe jego popularność i próbowało go publicznie zdyskredytować. Niektórzy z jego zaciekłych wrogów wysyłali listy ze skargami do Świętego Oficjum w Rzymie, opisując papieżowi o. Pio w ostrych słowach. Często zniesławiano go w prasie. Wielu wierzyło, że rany były wywołane przez niego samego, czy też pojawiły się na skutek histerii. O. Pio nigdy nie zabierał głosu w swej obronie, ani też w żaden sposób nie odpowiadał krytykom. Pewien człowiek zapytał raz o. Pio: „Czy Szatan dręczy Ojca?”. Odpowiedział: „Nie, lecz ziemskie prześladowania właśnie się zaczęły”. Do Rzymu docierały wieści o przesadnej i często wręcz fanatycznej czci, którą oddawali o. Pio co bardziej zagorzali pielgrzymi. Niektórzy twierdzili, że są w posiadaniu relikwii o. Pio, które następnie były sprzedawane za wysoką cenę. Święte Oficjum chciało zniechęcić ludzi do pielgrzymowania do San Giovanni Rotondo, lecz tłumów pragnących wziąć udział w Mszach św. sprawowanych przez o. Pio wciąż przybywało. W 1922 r. weszły w życie pierwsze restrykcje ze strony Oficjum. Zakazano o. Pio, wśród wielu innych rzeczy, błogosławienia wiernych. Zabroniono mu rozmawiać na temat stygmatów, jak też komukolwiek je pokazywać. Nikomu nie wolno było całować go w rękę. Msze św. miał odtąd odprawiać nie w określonym czasie, ale o zmiennych godzinach, gdyż liczono, że mniej ludzi będzie brało w nich udział. Nie wolno już było o. Pio odpowiadać na żadne przysyłane do niego listy.
Nakazano mu też zerwać kontakty z o. Benedetto, jego kierownikiem duchowym.
– To polecenie okazało się strasznym ciosem dla o. Pio, który korzystał z jego duchowych porad od 12 lat. O. Benedetto rozumiał go jak nikt inny i o. Pio łatwo potrafił otworzyć swoje serce przed tym mądrym i doświadczonym kapłanem. O. Benedetto żył jeszcze przez 20 lat, lecz obaj zakonnicy już nigdy więcej się nie zobaczyli ani ze sobą nie rozmawiali. Kilka lat później gdy ktoś zapytał o. Pio, czy ma kierownika duchowego, odrzekł: „Miałem kierownika, był nim o. Benedetto, lecz odkąd mi go zabrano, nie mam już żadnego”. Ojca Benedetto zastąpił w roli kierownika duchowego o. Pio ojciec Agostino Daniele. Chociaż o. Pio cieszył się bliską, braterską przyjaźnią z o. Agostino i odnosił wiele korzyści z jego duchowych porad, to zaznaczał, że o. Benedetto był jedyną osobą, która kiedykolwiek naprawdę rozumiała jego duszę. Stolica Apostolska słusznie obawiała się przesadnych objawów pobożności niektórych wielbicieli o. Pio, jednak trudno pojąć, a jeszcze trudniej usprawiedliwić podjęte przez nią środki zaradcze. W 1931 r. ogłoszono jeszcze surowsze ograniczenia ze strony Świętego Oficjum. 12 czerwca tego roku wydano dekret pozbawiający o. Pio niemal wszystkich jego funkcji kapłańskich. Zakazano mu publicznego sprawowania Mszy św. W zamian za to miał odtąd odprawiać wyłącznie za zamkniętymi drzwiami, w wewnętrznej kaplicy klasztornej. Nie miał już zezwolenia na spowiadanie czy przyjmowanie gości. Oddzielono go od tych, którzy potrzebowali jego pomocy i od tych, którym on sam chciał pomóc. Gdy jego przełożony przekazał mu tę wieść, o. Pio zwiesił głowę i zakrył oczy rękami. Publicznie nie wypowiedział się na temat dekretu.
Jak to wszystko przeżywał Ojciec Pio?
– Był to w jego życiu czas wielkiego smutku. Wymuszona izolacja, prawie jak samotne więzienie, była ciężkim krzyżem. Ojciec Agostino odwiedził o. Pio krótko po ogłoszeniu dekretu. W swym pamiętniku zapisał: „Zastałem o. Pio bardzo przygnębionego. Gdy znaleźliśmy się w jego celi, zaczął płakać... Byłem bardzo poruszony, ale udało mi się trzymać uczucia na wodzy. O. Pio powiedział mi, że bardzo głęboko przeżył to niespodziewane ciężkie doświadczenie. Powiedziałem mu: «Wszystko to dzieje się na chwałę Bożą i dla dobra dusz». «Ale to właśnie ze względu na dusze jest mi tak ciężko» – odpowiedział. Odrzekłem mu wtedy: «Módl się i przyjmuj cierpienie za dusze. Jezus będzie mógł zbawić wiele z nich, nawet bez twojej posługi, przyjmując tylko twoje cierpienie»”. Ojciec Pio posłuchał rozsądnej rady o. Agostino i postąpił zgodnie z nią. Dalej modlił się i cierpiał za dusze, pozostał też poddany i posłuszny Kościołowi. Mówił tak: „Ręka Kościoła jest łagodna nawet wtedy, gdy karci, gdyż jest to ręka naszej Matki”. Kard. Giuseppe Siri, arcybiskup Genui powiedział po latach: „Pierwszymi, którzy powinni byli rozpoznać Jezusa Chrystusa, byli ci, którzy posłali go na krzyż, to samo miało miejsce w przypadku Ojca Pio... Uczyniono z niego wyrzutka, ukryto go głęboko, skrępowano tak, że nie miał nawet prawa do kontaktu z wiernymi”.
15 lipca 1933 r. papież Pius XI nakazał Świętemu Oficjum odwołać zakazy dotyczące o. Pio, dzięki czemu mógł dalej sprawować publiczną posługę. Ojciec Święty dał do zrozumienia, że nie dysponował ścisłymi informacjami w sprawie o. Pio. Powiedział: „Nie byłem do Ojca Pio źle nastawiony. Byłem co do niego źle poinformowany”. Jednak do końca życia o. Pio wielu duchownych oraz wiernych miało jeszcze wciąż wątpliwości i podejrzenia wobec niego, w związku z czym jego sprawa co jakiś czas powracała na biurko Świętego Oficjum.
Oprócz utrapień duchowych i psychicznych, nie omijały Ojca Pio także problemy zdrowotne. Po otrzymaniu święceń kapłańskich spędził z ich powodu sześć lat w Pietrelcinie. Jak wyglądał ten okres przeżyty w rodzinnej miejscowości?
– Ojca Pio bardzo zasmucało to odłączenie od wspólnoty zakonnej. Pragnął znaleźć się na powrót w swoim klasztorze ze współbraćmi kapucynami. W tamtym czasie był jednak zbyt słaby i chory, by żyć we wspólnocie. Uważano, że odpoczynek, a nawet kuchnia jego matki mogłyby mu wyjść na zdrowie. Ojciec Pio zapadł na tajemniczą chorobę, której lekarze nigdy nie zdołali zdiagnozować, ani też nie potrafili dojść do wspólnych wniosków w kwestii jej przyczyny. Ciekawą rzeczą było wówczas, że gdy tylko powracał do klasztoru, znów ciężko chorował. Potem, gdy znalazł się ponownie w Pietrelcinie, szybko zaczynał odzyskiwać siły. Mając to w pamięci, wydaje się, że wolą Bożą był jego pobyt w Pietrelcinie. Podczas tych sześciu lat Ojciec Pio odpoczywał, spędzał czas na modlitwie i w skupieniu, korzystając ze spokoju i ciszy swej rodzinnej miejscowości. Był to okres jakby sześcioletnich rekolekcji przygotowujących go duchowo do bardzo aktywnego życia, które miał prowadzić przez następne lata aż do śmierci w 1968 r.
To doświadczenie swojej choroby pewnie było jedną z inspiracji do budowy szpitala nazwanego Domem Ulgi w Cierpieniu.
– Musimy pamiętać, że w okresie, w którym Ojciec Pio żył w San Giovanni Rotondo, opieka zdrowotna była tam niewystarczająca. W nagłych przypadkach często trzeba było jechać dwanaście godzin wozem konnym po okropnych drogach, by dotrzeć do odpowiedniego szpitala. Wielu z tych chorych umierało już w drodze do niego. Ojciec Pio odczuwał silną potrzebę zaradzenia temu problemowi. Wiele lat pracował nad planami. Pewnego razu, gdy budowa szpitala miała już ruszyć, powiedział: „Moja ziemska misja właśnie się rozpoczęła”. Ojciec nie dysponował funduszami na budowę szpitala i wielu śmiało się z niego, mówiąc mu, że nic z tego nie będzie, ale to naprawdę było dzieło Bożej Opatrzności. Dom Ulgi w Cierpieniu jest nowoczesnym i w pełni wyposażonym szpitalem, który przyczynił się do uratowania wielu istnień ludzkich.
Co było dla Pani największym zaskoczeniem podczas badania życia Ojca Pio?
– Jedną z takich rzeczy, która wydała mi się dość tajemnicza, czy wręcz zdumiewająca u Ojca Pio, była jego zdolność do obywania się bez pokarmu. Wydawało się, że robił wszystko, by nie jeść. Spożywał jeden skromny posiłek dziennie, w południe. Zjadał wtedy jednak zaledwie kilka kęsów pożywienia. W ogóle nie jadł śniadań czy kolacji. Nigdy nie zdołałam dowiedzieć się dokładnie, dlaczego zdawał się nie być zainteresowany jedzeniem. Jeden z lekarzy, który go znał osobiście, stwierdził, że Ojciec Pio nie przyjmował nawet wystarczającej ilości kalorii dla podtrzymania funkcji życiowych. Inny lekarz powiedział, że dwuletnie dziecko nie dałoby rady przeżyć na tak małej ilości pożywienia, na którą pozwalał sobie Ojciec Pio. Gdy ludzie częstowali go cukierkami czy innymi smakołykami, zawsze je rozdawał. Nie dotykał ich nawet. W moich badaniach nigdy nie odkryłam, dlaczego właściwie Ojciec Pio tak bardzo unikał jedzenia czy nawet czuł do niego wstręt. Nadal uważam tę kwestię za niezwykłą i zaskakującą.
To na koniec, Pani ulubiony cytat Ojca Pio?
– „Zawsze miejmy przed oczami prawdę, że tu na ziemi znajdujemy się na polu walki, a w raju mamy otrzymać koronę zwycięstwa. To tu jest arena, na której występujemy, zaś nagrodę dostaniemy tam w niebie. Teraz jesteśmy na wygnaniu, podczas gdy naszą prawdziwą ojczyzną jest niebo, do którego wciąż musimy starać się dotrzeć”.