Dlaczego tak zanuciłaś? Co to znaczy?
– To znaczy, że mamy kryzys rodzicielstwa. Naprawdę. Permanentny. Globalny. Sprawy rodzicielstwa i wychowania stały się biznesem dla firm parentingowych i „argumentem” w polityce. Ludzie przestali być wychowywani do bliskości, rodziny, rodzicielstwa, wspólnoty. Poczciwe „czucie”, instynkt rodzicielski i mądrość wielopokoleniowej rodziny wyparło profesjonalne „szkiełko i oko”. Stąd dramaty w większości domów: od „trudnych dzieciaków” i „pyskatych nastolatków”, poprzez funkcjonowanie „rodzinnych przedsiębiorstw” (ty odwozisz, ja przywożę, gosposia sprząta i gotuje, korepetytor odrabia lekcje itd.).
Ale na Facebooku czy Instagramie mamy całe mnóstwo rodzinnych „sweet foci”. Rodzina przy obiedzie, rodzina na wakacjach, komunia Oli, sesja dla dziadków… Sielanka.
– Ludzie dzisiaj kompensują sobie brak miłości ładnymi obrazkami. Brak więzi – liczbą lajków. A w ślady rodziców bardzo szybko idą dzieci. W domu brakuje kontaktu, rozmowy, wsparcia, pozytywnych wzmocnień, a na Snapie i Fejsie pod kolejną, nawet najgłupszą fotką pojawią się serduszka i komentarze: cudowna, kochana, moja, najpiękniejsza, kocham.
Jak myślisz: dlaczego tak się dzieje?
– Tyle trąbimy o świadomym rodzicielstwie, a tymczasem często jest tak: kredyt (czasami nawet bez kredytu), dom z garażem na dwa samochody, kuchnia w stylu scandi, na ścianach salonu pamiątki z wycieczek – i czas na „posiadanie” dzieci. Zwracam uwagę na słowo „posiadanie”. Najlepiej chłopca i dziewczynki. Idealnie w małym odstępie wiekowym.
Nikt nie uczy nas i nie pokazuje, jak pojawienie się małego człowieka zmienia życie. A zmienia nieodwracalnie, bez scenariusza i… dożywotnio. Dzieci nie da się zahibernować ani zaprogramować. Nikomu nie da się zapłacić za ich wychowanie (choć do łask wraca profesja guwernantki). I wtedy rodzice męczennicy zasiadają przed komputerami i żalą się światu, pisząc o „poświęceniu”.
Zawsze gdy słyszę o „poświęcaniu czasu”, to pytam: skoro „poświęcanie”, to jakiś święty czy błogosławiony kroi się w rodzinie?
– Rodzice nie rozumieją, że skoro zaprosili dziecko na ten świat, to czas i uwaga należą mu się jak przysłowiowemu psu zupa. Odnoszę wrażenie, że afirmacja rodzicielstwa to relikt. A przecież zdrowe i normalne dziecko to cud. Dar. Wcale tak nie musiało być! Warto o tym pamiętać i… być wdzięcznym. Każdego dnia. Problem leży głębiej. Jestem realistką, zaprzeczeniem fatalistki, widzę jednak wyraźnie kryzys męskości, kryzys kobiecości i ról społecznych w ogóle. Bardzo rzadko spotykam rodziców, którzy są teamem grającym do jednej bramki. W dzisiejszych czasach fokusowania się na indywidualności w rodzinie często mamy do czynienia z małżeńską konkurencją: kto „rządzi”, więcej zarabia, bardziej się rozwija. A opieka nad dziećmi powoduje, że zostaje się w tyle… Nie trzeba nawet konkurować, wystarczy, że ludziom nie chce przezwyciężać się własnego egoizmu.
Czyli: „problemy wychowawcze” dotyczą rodziców?
– Oczywiście. Widzę, jak wiele osób miota się bardzo kreatywnie, żeby oddelegować dziecko gdziekolwiek. Mieć święty spokój. Ferie, wakacje, weekendy. Po szkole w piątek dzieci są często „odstawiane” do dziadków. Rodziców w interakcji, razem prawie nie widują. Jak nauczyć je zachowania w rodzinie, „dogadywania się”? Kiedy mają obserwować i chłonąć dobre wzory partnerskich relacji, uczyć się podejmowania decyzji po rozmowie z druga osobą?
Masz czasami wrażenie, że rodzice boją się swoich dzieci i kapitulują przed ich roszczeniami, żeby mieć święty spokój?
– Oczywiście. Dobry telefon i komputer są gwarancją świętego spokoju. Powiem więcej: żyjemy w młodym kapitalizmie. Pułapki, w które wpadają rodzice, którzy naprawdę się starają, są czasami komiczne. Wyścig szczurów już w fazie prenatalnej. Ile miało Apgar? 8? Tragedia. Moja miała 10. Gadżetomania: kocyki sensoryczne, nianie elektroniczne, zabawki interaktywne. I zdziwienie, że zamiast patrzeć na te cuda i uśmiechać się bezzębną paszczą, niewdzięczne dziecię wrzeszczy! Nie tak jest w serialach i programach w kobiecych stacjach! Tam wszystko jest takie piękne: matka po porodzie wskakuje w jeansy xxs, trzy dni później idzie z ojcem na premierę do teatru w małej czarnej. Kto w tym czasie zajmie się trzydniowym maluchem – Bóg jeden raczy wiedzieć. Wielu niestety wierzy w takie bzdury.
I porównują się, i śrubują ambicję na miarę kina?
– Nadambicje: rok wcześniej do przedszkola, rok wcześniej do szkoły, każdego dnia dwa rodzaje zajęć pozalekcyjnych. Rodzice helikoptery, jak mówią o nich koledzy w USA, zrobią wszystko, żeby ich dziecko wypadło dobrze: załatwią zwolnienie z WF-u, zlecą namalowanie rysunku na konkurs, mało tego: sami odrobią lekcje, żeby było na „6”. Ale zwykły spacer, wspólne oglądanie filmu czy przytulanie się w łóżku – nie, na to szkoda czasu. Krótko mówiąc: amnezja, że za darmo są najcenniejsze rzeczy. Tak naprawdę dziecko potrzebuje przez pierwszy rok mleka i dotyku, rodzicielskiego ciepła. Potem coraz mniej, ale nastolatek, który jest duszą towarzystwa w grupie rówieśniczej też potrzebuje dotyku rodzica. „Tryb bezdotykowy”, który tylu ludzi funduje swoim dzieciom, to okaleczanie ich.
Jeśli ktoś mnie pyta, zawsze odpowiadam, że kontakt z rodzicami, wspólne bycie jest nie do kupienia i nie do „odkupienia”. Pieniądze zawsze można zarobić później. Braków rozwojowych wynikających z „zimnego wychowu” raczej nikt nie przepracuje.
Przemoc ekonomiczna – znasz to z pedagogicznej praktyki z dziećmi z dobrze sytuowanych rodzin?
– Jasne! Szczególnie kiedy rodzice się rozstają. I tu niestety często dziadkowie wychowani w czasach komuny, walczący o wszystko ciężką pracą pozwalają sobie na komentarze: takie alimenty, pół domu dostała… Kurczę, mam ochotę krzyknąć, wali się świat waszych wnuków, ich matki też, a wy, którzy powinniście być mądrymi mediatorami, myślicie o takich stratach?!
I w obliczu takich „strat” ludzie często „dla dobra dzieci” zaciskają zęby i… trwają.
– Jestem ostatnią osobą, która namawiałaby do rozwodu, ale warto sięgnąć po pomoc mediatora, psychologa, seksuologa. Idźmy z tą sprawą do naszego spowiednika, jakiegokolwiek mądrego księdza – spotkamy się na pewno ze zrozumieniem i współczuciem. To już bardzo dużo: powiedzieć komuś o swoich problemach. Dzieci są jak sejsmografy. Wyczuwają wszystko. A najgorsze co możemy dać im w pakiecie na dorosłe życie to wspomnienie rodziców, którzy się nie znosili, nie mogli na siebie patrzeć!
Najpierw rodzice, potem dzieci. Mąż i żona są w rodzinie najważniejsi. Jak to widzisz dzisiaj?
– Czasami są. Ale w kaleki sposób: nie jako para, team, tylko jako pojedyncze egoistyczne jednostki, które „urywają się z łańcucha”, gdzie każde chce „uszczknąć” dla siebie jak najwięcej.
Tata zaczyna biegać maratony, mama zapisuje się na zajęcia malarstwa. Wszystko OK, ale niech rodzina spotyka się. Będzie razem. W dzisiejszym świecie tego „razem” brak. Rodzina to inwestycja. Czasu, pieniędzy, ale przede wszystkim: emocji.
Spotykasz się w „dobrych domach” z przemocą wobec dzieci, młodzieży?
– Permanentnie! Z psychiczną bardzo często. Taką według mnie najokrutniejszą: inteligentną, zimną, w białych rękawiczkach. Właśnie często w domach, gdzie „niczego nie brakuje”. Stąd m.in. epidemia depresji wśród dzieci i nastolatków. Średnio codziennie jeden nastolatek popełnia samobójstwo, co oznacza, że w ciągu roku z mapy Polski znika jedna szkoła. Najmłodsze dziecko, które popełniło samobójstwo, miało siedem lat. Maleństwo po zerówce, przed Komunią! Ale to materiał na oddzielną rozmowę. Bo rodzice często nie zdają sobie sprawy, że ich zachowanie to wyrafinowana przemoc. Wydaje im się, że są „surowi, wymagający, stanowczy” i unikają wychowania „mazgaja”.
Klaps to przemoc?
– Każde siłowe wejście w prywatność drugiego człowieka to przemoc. Ściśnięcie rączki, szarpnięcie za kurtkę, gwałtowne ruchy przy zdejmowaniu bucików małego dziecka to przemoc.
Przemoc skierowana wobec drugiego rodzica, dziadka, rodzeństwa to też przemoc wobec dziecka.
Czujesz czasami pretensje rodziców, że szkoła się „nie wywiązuje”? Płacę – więc wymagam?
– Oczywiście. Ale to na początku naszej znajomości, kiedy ich dzieci pojawiają się w naszej szkole. Pracuję wtedy z rodzicami, uświadamiając im, że szkoła nie ma wychowywać. Od tego są oni, rodzice. I mogą to zrobić tylko w jeden sposób: przez dobry przykład, bo dzieci uczą się przez naśladowanie. Nie: ględzenie, opowiadanie bajek i nakazy. I straszenie szkołą czasami. Oczywiście dziecko można zahukać i wyegzekwować grzeczność i nawet dobre oceny. Ale czy strachem można kogoś zmusić do miłości i szacunku?
Tylko szacunek okazywany młodemu człowiekowi, brak upokorzeń, słuchanie, pozwolenie na dyskusję owocują tym, że wychowamy dobrego, wartościowego człowieka. Oczywiście szacunek obowiązuje w dwie strony, ale pamiętajmy, że rodzice też muszą sobie nań zasłużyć.
Zdarzyło ci się zgłosić fakt przemocy w rodzinie ucznia?
– Niestety nieraz, ale pracuję z dziećmi i młodzieżą prawie 20 lat. To jednak bardzo delikatne sprawy i zanim impulsywnie zrobimy cokolwiek, warto pamiętać: dziecko będzie nadal przebywało w rodzinie, gdzie takie podejrzenie się pojawiło. Jeśli rodzic jest agresorem i zwrócimy mu uwagę, agresja zostanie skanalizowana najpewniej na dziecko.
Gdzie my, obserwatorzy z zewnątrz, możemy zgłosić zachowanie przemocowe?
– Do opieki społecznej, do sądu rodzinnego, zarówno w formie imiennej, jak i anonimowo. To ważne: prawo się zmieniło i anonimowe zgłoszenie też musi być rozpatrywane! Można to zrobić za pośrednictwem przedszkola lub szkoły, do której chodzi dziecko. Można również zgłosić swoje obserwacje dzielnicowemu. Warto wspomnieć o telefonie dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci: 800 100 100.
A gdzie dziecko może poszukać wsparcia, jeśli rodzina nabiera wody w usta, a ono boi się swoich rodziców?
– W szkole jest psycholog czy pedagog i to jest odpowiednia osoba. Taką osobą może być każdy dorosły, który zna rodzinę: nauczyciel, rodzice przyjaciela lub przyjaciółki. Dziecko może też skorzystać z bezpłatnego Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży: 116 111 albo Dziecięcego Telefonu Zaufania Rzecznika Praw Dziecka: 800 12 12 12.
Zakończmy jakoś optymistyczniej, proszę.
– OK. Warczymy, burczymy, klniemy pod nosem – nie dziwmy się potem, że dzieci robią to samo. Zróbmy wieczorem rachunek sumienia. Ale taki totalnie szczery. Odpowiedzmy na pytanie: jak dziś zachowywałem się wobec swojego dziecka? Przypomnijmy sobie słowa, gesty. I sami przed sobą odpowiedzmy na pytanie: czy zachowałbym się tak samo wobec swojego szefa, proboszcza, innej ważnej dorosłej osoby?