Logo Przewdonik Katolicki

Kotwica w niebie

Joanna Mazur
Uwielbienie tańcem z flagami ma swoje korzenie w Starym Testamencie. Tam sztandary miały za zadanie przekazywać wiadomość lub sygnał do walki. Fot. Magdalena Książek.

Wyobrażamy sobie niebo jako odległą rzeczywistość. Bóg chce, abyśmy zasmakowali w Nim już teraz. W Domu Modlitwy Warszawa 24/7 Jezus staje się bliski – na wyciągnięcie serca.

Warszawskie przedwiośnie – piękne słońce kontrastuje z zakorkowaną ulicą Sobieskiego. Pośpiech. Dziesiątki ludzi uwięzionych w autach i puste chodniki. Dookoła sklepy i banki. Monotonny warkot silników. Kilka metrów dalej – alternatywna rzeczywistość, do której nie dociera miejski gwar. To miejsce, gdzie powstają inne dźwięki – dźwięki dla Boga. Kod #70 na domofonie otwiera drzwi do Domu Modlitwy Warszawa 24/7.
 
Początek to miłość
Dorota i Maciek Wolscy poznali się na modlitwie uwielbienia we Wrocławiu w 1996 r. On zachwycił się jej miłością… do Jezusa. Pobrali się po niecałym roku. W 2004 r. przeprowadzili się do Warszawy za pracą. Maciek zastanawiał się, jak dalej podtrzymywać ogień, który wygasał w jego sercu, a który czuł 14 lat wcześniej, zaraz po swoim nawróceniu. Starał się więcej modlić, ale przełomu nie było. Pewnego dnia zadzwonił telefon. Znajoma zaczęła opowiadać o Międzynarodowym Domu Modlitwy w Kansas, gdzie modlitwa uwielbienia trwa nieustannie od 1999 r. Jego serce zabiło mocniej. Razem z Dorotą wyjechali do Stanów na tydzień. Wiedzieli, że to jest to, za czym tęsknią. Dostali odpowiedź – paliwem, które pozwala cały czas trwać przy Bogu, jest poznanie, że On kocha nas w wyjątkowy sposób. I zachwycenie się tym podczas modlitwy uwielbienia.
Wiedzieli, że Bóg chce czegoś podobnego w Polsce. Przecież od dawna w naszym kraju istnieją zakony, które modlą się 24 godziny na dobę. Teraz chodziło jednak o wyjście do ludzi. Maciej i Dorota nie wiedzieli, od czego i jak zacząć. Powiedzieli: „Jeżeli Ty, Boże, chcesz uwielbienia być uwielbiany przez 24 godziny na dobę w Warszawie, to powiedz, jak mamy zacząć?” A On zapytał: „Co możecie Mi dać?”.
To było dobre pytanie. Był rok 2005. Czwórka przyjaciół: Maciej, Dorota, Marcin i Ewa odpowiedzieli: „Możemy dać 12 godzin nieustannego uwielbienia w miesiącu”.
– To były nasze dwa chleby i pięć rybek – wyjaśnia Maciek. – I Bóg to przyjął.
Dzisiaj uwielbienie w Domu modlitwy trwa osiem godzin dziennie od poniedziałku do piątku.
 
IHOP
Międzynarodowy Dom Modlitwy (IHOP – International House of Prayer) powstał w 1999 r. w Kansas. Od 19 września trwa tam nieustanna modlitwa uwielbienia. Dzień i noc. Co dwie godziny zmieniają się zespoły muzyków, śpiewaków i wstawienników. Ci ostatni modlą się podczas uwielbienia w konkretnych intencjach. W pokoju modlitwy (prayer room) posługuje 18 zespołów uwielbienia, w sumie ponad 200 osób. Modlą się tam chrześcijanie wszystkich wyznań. Idea, na której bazuje IHOP, nie jest nowa – już król Dawid zatrudnił cztery tysiące muzyków i śpiewaków, aby uwielbiali Boga dzień i noc. Nowożytnymi prekursorami takiej formy modlitwy byli mnisi z opactwa w Cluny, gdzie modliło się tysiąc mnichów, codziennie wyśpiewując 215 psalmów. Połowa książek w księgarni w IHOP to dzieła katolickich świętych – św. Teresy z Avila, św. Jana od Krzyża, czy św. Bernarda z Clairvoux.
Dom modlitwy w Warszawie powstał w 2008 r. W zespołach posługuje 30 osób. Raz w miesiącu odbywa się tzw. Góra modlitwy, czyli uwielbienie trwające 16 godzin. Marzenie to 24/7, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu – ale do tego potrzebnych jest jeszcze około 90 osób. Podobne domy funkcjonują już we Wrocławiu, Krakowie, Gliwicach i Poznaniu.
 
To nie koncert
Wybija ósma. Za klawiszami siada Ola Jaromin, lider uwielbienia. To ona podczas modlitwy kieruje zespołem i wybiera pieśni. Na co dzień jest nauczycielem orientacji przestrzennej osób niewidomych. Od pierwszych chwil czuję, że nie jestem w sali koncertowej, tylko na modlitwie, choć jej forma może dziwić. Większość modlitw jest śpiewanych. Ola intonuje pierwszą pieśń: „Zrzuć na mnie troski swe, ja o ciebie dbam”. Refren powtarza się wielokrotnie. Liderka posługuje w Domu modlitwy od dwóch lat i przychodzi tu trzy razy w tygodniu.
Agnieszka Kukier, lider modlitwy odpowiadający za całość jej przebiegu, zaczyna modlitwę wstawienniczą. Z Domem jest związana od siedmiu lat, obecnie spędza w nim cztery godziny dziennie, w sumie dwadzieścia godzin tygodniowo. Pierwsza intencja: za wszystkich wierzących w Jezusa. „Wystarczy słuchać Twego słowa. Wystarczy usiąść u twych stóp” – brzmi kolejny refren. I tak właśnie się czuję. To nie tylko emocje – to Obecność Boga. Obok Helena Mirowska oddaje chwałę Jezusowi tańcem z flagami.
 
To nie tylko modlitwa
– Uwielbienie to styl życia – mówi każdy, kto tak się modli. Nie kończy się ono po wyjściu z pokoju modlitwy. Dla Doroty jest jak powietrze. – Często zadaję sobie pytanie: jak ludzie mogą żyć bez uwielbienia? Gdyby nie czas uwielbienia, nie wiem, jak ogarniałabym codzienność.
Ciągła świadomość, że Jezus jest blisko, to „skutek uboczny” modlitwy uwielbienia. Maciej doświadcza tego w pracy zawodowej, a Dorota zajmując się domem i dziećmi. – Mam dla nich więcej cierpliwości i miłości – tłumaczy. – Cokolwiek robię, jest w tym Bóg. Jest w moim uśmiechu, jest w moich słowach. Ja daję Bogu cztery godziny uwielbienia, a potem On wypełnia mnie miłością, którą przekazuję mężowi, dzieciom i przyjaciołom.
Dorota i Maciek mają trzy córki. Średnia, Hania, ma 8 lat. I dla niej modlitwa jest czymś naturalnym. Gdy sobie z czymś nie radzi albo czegoś bardzo chce, zanim o tym powie rodzicom, najpierw się modli.
– Gdy byliśmy na feriach, Hania powiedziała: „Tak bym chciała, żeby było dziś słońce!” –wspomina Maciek. – Prognozy mówiły jednak zupełnie coś innego. Hania siedząc przy stole, odmówiła krótką modlitwę. Kiedy wyszliśmy z ośrodka, przywitało nas piękne słońce. Oczywiście tłumaczymy dzieciom, że nie zawsze tak jest, że dostajemy to, o co się modlimy. Mówimy: Bóg jest wszechmocny, ale jest też mądrzejszy od nas.
Modlitwa uwielbienia nie odrywa od zaangażowania w sprawy codzienne. Musi być zachowany porządek – najpierw obowiązki, umacnianie relacji małżeńskiej, opieka nad dziećmi, a dopiero potem posługa.
– Jest w nas niesamowity głód Boga – tłumaczy Dorota. – Mamy świadomość, że jest coś więcej niż to, co widzimy. Nasze małżeństwo, dzieci, to gdzie mieszkamy, przyjaciele, to wszystko daje nam radość, ale cały czas czujemy, że jest coś więcej. I to pragnienie Boga powoduje, że ciągnie nas do doświadczania Jego obecności – do uwielbienia. To nie znaczy, że się nie zmagamy ze zmęczeniem, ale Bóg daje nam na wszystko siły.
Pewnego dnia przed modlitwą doszło do spięć. Ktoś się spóźnił, nie działał jakiś przewód, odsłuchy były ustawione nie tak, jak powinny. Zespół zostawił wszystko i zaczął się modlić. Po uwielbieniu nie było śladu po złości. Tak właśnie działa uwielbianie. Nie trzeba niczego organizować. W każdej sytuacji, nawet najtrudniejszej, wystarczy tylko westchnąć: „Uwielbiam cię, Panie – w sprzęcie, który nie działa, w żonie, która irytuje, w chorobie, która daje o sobie znać”.
 
Dla połamanych
Dla Doroty uwielbienie to życie. – Wychodzę z uwielbienia i nie mogę jeść, nie mogę pić. Muszę „odtajać”. Uwielbienie to moment, gdy staję przed moim Stwórcą. Pozwalam Mu mówić do mnie, do mojego serca. On leczy moje rany. Mówi mi, że będzie dobrze i układa jak puzzle wszystkie elementy mojego życia. Moje zagubienie zastępuje Jego siła.
Uwielbienie nie jest emocjonalną modlitwą ludzi szczęśliwych, którzy nie mają żadnych problemów, „jak trwoga, to do Boga” – tłumaczy Dorota. – Kiedy jest ciężko, to szukam miejsca spokoju i odpoczynku. Uwielbienie jest modlitwą ludzi złamanych, ludzi, którzy się boją, nie radzą sobie i żyją w zupełnym kryzysie. Gdy przechodziłam trudne chwile, „rzucałam kotwicę” do nieba i tam mogłam znaleźć ukojenie.
Uwielbienie nie zawsze zmienia rzeczywistość, ale zawsze zmienia nas i naszą perspektywę postrzegania trudności. – Zanim zacznę się modlić, stoję przed górą problemów. I widzę, jaka ona jest wielka. A gdy zaczynam uwielbiać Boga, to widzę, jaki On jest wielki, a ta góra mała. Modlitwa nie usuwa góry, ale czuję, że dzięki Jezusowi ja stoję nad, a nie pod nią – dodaje Dorota. Maciek jest przekonany, że najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić gdy cierpimy, to nie uwielbiać. Warto wtedy zadawać Bogu pytania, wylewać przed Nim szczerze swoje serce. Bo uwielbienie to nie jakaś ekstaza, ale stanięcie w prawdzie. Sam widzi, jak często nie rozumie wielu wydarzeń z ich życia, ale po kilku latach dziękuje Bogu za Jego plan.
Uwielbienie Boga to modlitwa nieba, trwa od zawsze na zawsze. Jeżeli chcesz zobaczyć, jak jest w niebie, to zacznij uwielbiać – przekonuje Agnieszka. – Zasmakuj czym jest niebo! Uwielbienie to miejsce, które łączy niebo i ziemię. To miejsce, gdzie możesz spotkać Boga twarzą w twarz.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki