Mógł to być manifest feministyczny. Jak najbardziej! Ale na manifest jest za grzecznie. Mógł to być obraz innej Marii, nie tej podręcznikowej, pomnikowej. Ale na to jest zbyt powierzchownie, zbyt płytko i zbyt przewidująco. Choć nie wyszłam z kina zdegustowana i niezadowolona (a to dzięki świetnym zdjęciom Michała Englerta i fascynującej Karolinie Gruszce w roli głównej), to jednak chciałabym czegoś więcej niż kostiumowej biografii. Otrzymaliśmy portret kobiety, która między pielęgnacją teścia i gotowaniem obiadu dla córek, przeżyciem żałoby po mężu i przebudzeniem nowej miłości zdążyła parę istotnych rzeczy na polu nauki osiągnąć. Jak to zrobiła? Dlaczego? Co ją napędzało? Skąd miała na to siły? Czy przeżywała rozterki? Kim się czuła? Na te pytania otrzymamy tylko bardzo powierzchowne odpowiedzi. Marie Noelle psychologię zastąpiła obrazem momentami przeestetyzowanym. Pod tym względem to wybitnie francuski film. Karolinie Gruszce za to możemy zawdzięczać to, że nie powstał nudny kostiumowy dramat. Jej styl gry jest bardzo nowoczesny.
Zbyt pracowita, zbyt mądra
Maria Skłodowska-Curie. Niezbyt urodziwa. Ciemne suknie zawsze ciasno zapięte pod szyję. Wygląd zawsze ascetyczny, przynajmniej na fotografiach. Te jej portrety towarzyszą nam od pierwszych lat szkolnych, drukowane w podręcznikach. Stawiana za wzór noblistka nauk ścisłych, w swoim geniuszu i zimnym spojrzeniu niemal nieludzka. W związku z tym nigdy nie wzbudzała we mnie sympatii. Poza tym opowieści o niej zawsze były podawane ze sporą dozą cierpiętnictwa. Cierpiała z nadmiaru pracy (siedziała w laboratorium nawet w nocy, i to w środku zimy, trzymając w zgrabiałych dłoniach menzurkę), z powodu przedwczesnej śmierci męża i odrzucenia przez męski, pełen uprzedzeń wobec kobiet świat; z powodu romansu z żonatym mężczyzną, z powodu zniszczonych radem dłoni i z powodu oddalenia od ojczyzny, która zniknęła z map. Wszystko to robiła z tą samą miną, którą znamy na pamięć z późniejszych jej zdjęć. Smutną lub surową. Bałabym się tej starszej pani, bo wyglądała na bezlitosną kobietę: zbyt pracowitą i zbyt mądrą. Potem pojawiły się książki o niej. Biografii Marii Skłodowskiej-Curie napisano mnóstwo. Każda ma podtytuł. Na przykład: „Kobieta, która zmieniła dzieje epoki”, „Kobieta wyprzedzająca epokę”, „Córka mazowieckich równin” czy „Polka wszech czasów”. Są też inne: „Złodziejka mężów – życie i miłości”, „Geniusz i obsesja”, „Romans geniuszy”, „Kochanek”. A więc albo wielbienie Polki geniuszki, albo odkrywanie jej tak zwanego prawdziwego oblicza, któremu daleko było do ideału, a to z nadzieją na skandal, który wzmaga popularność.
Film francuskiej reżyserki Marie Noelle próbuje połączyć te dwie wizje. Reżyserka wybrała ten fragment życia Marii, który jest bogaty w dramaty i sukcesy. Pomiędzy jednym a drugim Noblem. Poznajemy ją jako szczęśliwą matkę małych dziewczynek (drugą rodzi na samym początku filmu – poród oczywiście zaczyna się w laboratorium) i zakochaną w mężu żonę. Towarzyszymy małżeńskiej sielance w Sztokholmie (romantyczny seks w hotelu przed odebraniem nagrody) i dramatycznemu wypadkowi oraz żałobie po mężu (smutno pada deszcz). Maria, która prowadzi naukowe dyskusje przy ogrodowym stole. Maria, która pielęgnuje z miłością chorego teścia. Maria, która miesza chochlą zupę. Maria, która robi listę zakupów. Maria, która rozwiązuje trudne problemy chemiczno-fizyczne. Maria oświetlona błękitem promieniującego pierwiastka. Maria, która tęskni za mężem. Maria, która pożąda żonatego mężczyzny. Wybitna uczona zdolna do szaleństwa (spontaniczna kąpiel w lodowatym morzu). Do walki. Która się nie poddaje. Nie sypia, a rano sadzi róże. Daje się ponieść zabronionym uczuciom, ale ostatecznie potrafi z nich zrezygnować. Przy tym wszystkim ma czas dla córek. Maria – kobieta idealna, mimo skandali obyczajowych.
Siła sióstr
Z Marii Skłodowskiej-Curie łatwo byłoby zrobić bohaterkę feministyczną. Była rzeczywiście prawdziwą superwoman. W świecie zdominowanym przez mężczyzn była pierwszą kobietą w historii, która zdobyła Nagrodę Nobla, nie mówiąc już o tym, że zdobyła ja dwukrotnie. Poza tym została pierwszą kobietą, która kierowała katedrą na Sorbonie. Mimo wszystkich naukowych osiągnięć nie przyjęto jej do Francuskiej Akademii Nauk tylko ze względu na płeć. Jakie to były osiągnięcia? Proszę bardzo: dwukrotny Nobel, trzykrotna laureatka Akademii Nauk w Paryżu, otrzymała poza tym doktoraty honorowe uczelni w Edynburgu, Genewie, Manchesterze, była członkiem Akademii Nauk w Petersburgu, Bolonii i Pradze oraz członkiem Akademii Umiejętności w Krakowie.
Próbowano ją zdyskredytować różnymi sposobami, między innymi upubliczniając w prasie jej romans z żonatym mężczyzną. Z tego powodu sugerowano jej, by nie odbierała Nagrody Nobla. No cóż, gdyby takie kryteria zastosować dla wszystkich mężczyzn, którzy tę nagrodę w różnych dziedzinach otrzymali… Marie Noelle temat ten podjęła oczywiście, ale w sposób nienachalny i nie prymitywny. Z faktami nie ma co dyskutować. Maria nie miała łatwo: póki miała oparcie w mężu, wszystko było dobrze. Potem jednak musiała walczyć sama i sama znosić upokorzenia. Siła kobiet tkwi także w jej związku z siostrą, Bronisławą. W filmie Bronisława przedstawiona jest jedynie jako wsparcie w trudnych chwilach i opiekunka dzieci po śmierci teścia Marii. W rzeczywistości związek Marii z siostrą był bardziej skomplikowany i interesujący. Już jako bardzo młode dziewczyny zafascynowane nauką umówiły się, że będą sobie pomagać. Starsza Bronisława studiowała w Paryżu dzięki temu, że Maria pracowała jako guwernantka. Potem role się zamieniły. Bronisława już będąc lekarką, wyszła za mąż i zaprosiła do siebie, do Paryża, Marię. W 1902 r. Bronisława i Kazimierz Dłuscy zamieszkali w Zakopanem, gdzie założyli sanatorium dla chorych na gruźlicę. Dłuski był jednym z założycieli TOPR-u , ale to już zupełnie inna historia. A jednak jej siostrzany związek ma ogromny potencjał filmowy i psychologiczny.
Kochanka
Noelle mogła skupić się też na roli Marii Curie jako matki. Czy naprawdę tak świetnie dawała sobie radę? Czy jej macierzyństwo nie ucierpiało? Czy jej więź z córkami nie straciła czegoś? Materiałów jest dużo, zachowała się korespondencja. Najstarsza córka poszła w jej naukowe ślady, a młodsza została jej biografką. Była jeszcze jedna – zmarła zaraz po urodzeniu. Reżyserka wybrała jednak oczywistość: romans noblistki. Trwał tylko rok, ale zakończył się skandalem na miarę naszych czasów. Pierwsze strony gazet krzyczały o moralnym upadku uczonej, dyskredytując wszystko to, co dotąd osiągnęła. Noelle „uczłowiecza” Marię Curie, pokazując jej uczucia. Najpierw tęsknotę za zmarłym mężem (Maria naprawdę po tragicznej śmierci męża pisała do niego przez rok pełne miłości i tęsknoty listy), a potem pełne żaru pożądanie do Paula Langevina. Gruszka w tej roli jest wspaniała. To stuprocentowa kobieta i jeśli coś jest bohaterem tego filmu to właśnie kobiecość. Być może część feministek zarzuciłaby Noelle, że sprowadza feminizm do tych typowych ról: matki, żony, kochanki i kobiety czynnej zawodowo. Rzeczywiście, można się sfrustrować tym, że właśnie ta oto kobieta ze wszystkim daje sobie świetnie radę. No ale taki właśnie jest ten film. Trochę zbyt powierzchowny i idealny. Zbyt uroczy.