Współczesny świat wymaga wspólnego świadectwa chrześcijan – takie jest główne przesłanie tego wydarzenia. Atmosfera spotkania i wymowa dokumentu uzasadniają tę opinię. Był to kamień milowy w relacjach między rosyjskim prawosławiem a Kościołem katolickim. Nawet pomimo wątpliwości co do tego, czy jedynie religijne inspiracje towarzyszyły Patriarchatowi Moskiewskiemu, tradycyjnie bliskiemu jak najbardziej świeckim aspiracjom kolejnych władców Rosji.
Długa droga
Owszem, od czasu dokonanego w 1054 r. rozłamu chrześcijaństwa na wschodnie i zachodnie Stolica Apostolska prowadziła (od Soboru Watykańskiego II i głównie za sprawą Jana Pawła II) rozmowy z Kościołami prawosławnymi w różnych krajach. Wzajemne kontakty z rosyjskim prawosławiem także miały miejsce, ale na niższym szczeblu i nigdy nie doszło do spotkania głowy Kościoła katolickiego z patriarchą Moskwy i Wszechrusi. Jak wiadomo, było to wielkim pragnieniem Jana Pawła II, który miał się spotkać w 1997 r. z Aleksym II (poprzednikiem Cyryla) w Grazu w Austrii, co jednak w ostatniej chwili odwołano. Za pontyfikatu papieża z Polski rosyjski Kościół odmawiał spotkania, powołując się na konflikt z ukraińskimi grekokatolikami, którzy odbierali swoje cerkwie zabrane im kiedyś przez prawosławnych. Zarzucał też katolikom w Rosji prozelityzm, w tym tworzenie diecezji na „terytorium kanonicznym” Patriarchatu Moskiewskiego. Bardzo ważnym elementem niezgody jest kwestia prymatu biskupa Rzymu, pomimo niezwykle pojednawczej sugestii papieża Wojtyły, który w encyklice Ut unum sint („Aby byli jedno”) zachęcał chrześcijan z innych Kościołów do wspólnej dyskusji nad tym spornym od wieków zagadnieniem. Także za Benedykta XVI nie doszło do dwukrotnie planowanego spotkania z patriarchą, już tym razem Cyrylem.
Zdaniem wybitnych polskich ekumenistów nie sposób więc przecenić rangi spotkania w Hawanie. „Można powiedzieć, że oto ziściło blisko się tysiącletnie pragnienie dialogu religii chrześcijańskiej Zachodu z chrześcijaństwem Wschodu, którego szczególnym przedstawicielem jest Kościół w Rosji” – ocenił po spotkaniu abp Alfons Nossol. Jednocześnie trzeba pamiętać, że – jak wskazał o. Wacław Hryniewicz OMI – nie było to pierwsze od czasu schizmy spotkanie papieża z patriarchą moskiewskim. Patriarchat ten wówczas jeszcze bowiem nie istniał – został powołany dopiero w 1589 r., czyli pięć wieków po rozłamie.
Wiadomo, że przygotowania do wydarzenia na Kubie trwały cztery lata. Co ciekawe, początek tych starań zbiega się w czasie z podpisaniem przez patriarchę Cyryla i ówczesnego przewodniczącego KEP abp. Józefa Michalika „Wspólnego przesłania do narodów Polski i Rosji”, w sierpniu 2012 r. Wydaje się, że warszawskie wydarzenie mogło odegrać istotną rolę, jako etap na drodze do Hawany.
Doba epokowych zmian
Zgodnie z zapowiedziami deklaracja nie miała charakteru teologicznego. Taki dialog prowadzony jest bowiem w ramach międzynarodowej komisji między Kościołem katolickim a ogółem Kościołów prawosławnych. Nie unikano jednak wątków dotyczących relacji pomiędzy chrześcijaństwem Wschodu i Zachodu. Papież i patriarcha w imieniu swoich Kościołów potwierdzają „wspólną Tradycję duchową pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa”, wyrażają ubolewanie z powodu braku „jedności w Eucharystii” oraz ran z odległej i niedawnej przeszłości. Jednocześnie apelują: „Niech nasze spotkanie będzie natchnieniem dla chrześcijan całego świata, aby z nową żarliwością przyzywali Pana, modląc się o pełną jedność wszystkich Jego uczniów”.
Przede wszystkim dokument jest głosem niepokoju papieża i patriarchy wobec konkretnych wyzwań dzisiejszego świata. Oceniając, że „cywilizacja ludzka weszła w okres epokowych zmian”, obydwaj wyrażają przekonanie, iż wyzwania te wymagają wspólnej odpowiedzi.
Listę tych wyzwań otwiera problem prześladowania chrześcijan, zwłaszcza w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Stąd wezwanie do wspólnoty międzynarodowej o pilne działanie dla zahamowania procesu wypierania chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Przejmująco brzmi apel do „wszystkich wierzących w Boga” o żarliwą modlitwę o to, by Bóg nie dopuścił do nowej wojny światowej. Nie sposób też nie zauważyć krytyki pod adresem radykalnego islamu: „Całkowicie niedopuszczalne są próby usprawiedliwienia zbrodniczych działań za pomocą haseł religijnych”.
Ale niepokój obydwu duchowych liderów wywołują nie tylko przemoc, wojny i prześladowania. Z ubolewaniem wskazują także na inne zjawiska, w których dobitnie odzwierciedla się moralny regres współczesnego człowieka. W dzisiejszym świecie „stopniowo zanikają duchowe filary ludzkiej egzystencji”, zaś tożsamość Europy, „ukształtowanej przez dwutysiącletnią tradycję chrześcijańską” jest w naszych czasach zagrożona. Przejawia się to w zakusach na instytucję rodziny, na rozumienie małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety; w braku szacunku dla życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci.
Znaki zapytania
Oczywiście, można mnożyć bardziej czy mniej uzasadnione obawy co do czystości intencji Patriarchatu, konkretnie zaś tego, czy przyświecały mu wyłącznie cele duchowe. Nie brakuje na przykład głosów, że spotkaniem na Kubie patriarcha Cyryl podbudowuje swoją pozycję przed czerwcowym Soborem Wszechprawosławnym na Krecie. Niezależni rosyjscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że Cyrylowi bardzo zależy na zablokowaniu uznania przez Konstantynopol możliwości udzielenia autokefalii prawosławiu na Ukrainie, co oznaczałoby uniezależnienie się przez nie od supremacji Moskwy. Nie można też wykluczyć, że całe wydarzenie wpisuje się w misternie kalkulowany plan taktyki Putina wobec Zachodu.
Różnego typu wątpliwości mogą budzić także zapisy samej deklaracji. Na przykład potępienie prozelityzmu trąci wielce nieekumeniczną retoryką Patriarchatu Moskiewskiego o Rosji jako „terytorium kanonicznie prawosławnym”. Z kolei sformułowanie „konflikt na Ukrainie” trudno określić inaczej jak kłamliwy eufemizm. Dlatego trudno dziwić się rozczarowaniu, z jakim deklarację przyjął zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. „Powstaje wrażenie, że Patriarchat Moskiewski albo otwarcie nie przyznaje się, że jest stroną konfliktu, gdyż wprost popiera agresję Rosji przeciw Ukrainie (...), albo zwraca się przede wszystkim do własnego sumienia, wzywa sam siebie do rozsądku, solidarności społecznej i do rzeczywistego budowania pokoju” – stwierdził gorzko abp Swiatosław Szewczuk.
Nie bagatelizuję odczuć sceptyków, bowiem często mają racjonalne podstawy. Ale równie racjonalne jest przekonanie, że polityczne, cywilizacyjne i moralne wyzwania, przed jakimi stanął dzisiejszy świat, domagają się silniejszego może niż dotąd, zjednoczonego głosu chrześcijan.
W imię jedności
Jeżeli nawet różne doczesne konteksty hawańskiego wydarzenia nakazują raczej ostrożność co do jego efektów, to jednak nie powinniśmy tracić z oczu perspektywy duchowej, osłabiając nadzieję, jaką – pomimo wszystko – wzbudza kubańskie spotkanie. O jego powodzeniu decydować będą nie słowa, a konkretne czyny i gesty. Niemniej jest na czym budować. Odtąd, na przykład, łatwiej już będzie o wspólny głos wobec problemów wymienionych w deklaracji.
To prawda, patrząc po ludzku spotkanie przedstawicieli Kościoła Wschodu i Zachodu obciążone jest wieloma wątpliwościami. A jednak daje solidną nadzieję, że nie tylko przysłuży się dobru tego świata, ale też okaże się ważnym krokiem ku jedności wszystkich chrześcijan.
Wikariusz apostolski Aleppo w Syrii bp Georges Abou Khazen powiedział, że spotkanie Franciszka i Cyryla cała wspólnota tamtejszego Kościoła postrzega jako owoc krzyża, którego doświadcza. „Mówimy o tym w homiliach i na naszych spotkaniach. Wierni odzyskują odwagę, gdy pojmują, że ich cierpienia w tajemniczy sposób mają coś wspólnego z jednością między braćmi rozłączonymi, że Chrystus nas wszystkich przygarnia i pociesza”.
Wobec takiego świadectwa trzeba odłożyć chłodne kalkulacje o tym kto, dlaczego i jak na kubańskim spotkaniu stracił, a kto zyskał.