W Wielkim Poście mamy na tapecie uczynki miłosierdzia. W tych co do duszy rozpoczynamy od „grzeszących upominać”. Czyli co?
– Grzesznych upominać to mówić jasno o swoich wartościach, ale też tworzyć alternatywę życiowego wyboru. Być, ale nie oceniać. Pamiętać, że człowiek nie jest grzechem, ale człowiek popełnia grzechy. Nam się to notorycznie myli. Widzimy złodzieja, narkomana, prostytutkę. Jeśli w taki sposób mówisz o człowieku, robisz z niego przedmiot. Upominanie nie może być traktowaniem drugiego z góry, ale dawaniem światła. Jeśli ktoś zwraca się do nas ze swoim cierpieniem, pokazuje je, to chciałby zyskać pocieszenie. Nawet jeśli podejmuje głupie decyzje. Tym bardziej powinniśmy stwarzać tę alternatywę życiową, by nie brnął w chore sytuacje.
Popełniamy grzechy, bo nie mamy innego wyboru?
– Wybór jest zawsze, ale to, jaką podejmę decyzję, w dużym stopniu zależy też od historii mojego życia. W danym momencie ktoś może być subiektywnie przekonany, że nie ma innego rozwiązania problemu. Tylko Bóg zna serce człowieka. Naszą misją jest dawanie nadziei.
I od tego zaczyna się zmiana?
– Człowiek pragnie zmiany, gdy mocno zaczyna czuć dyskomfort, cierpienie, gdy mówi: „Coś jest nie tak”. Dopiero wtedy szuka innych możliwości. Nikt nie zmieni swojego życia po spotkaniu z oszołomem, który będzie mu tłukł do głowy: „Odmień swoje życie, odmień swoje życie”.
A jeśli ktoś obiektywnie popełnia grzech, ale nie czuje tego dyskomfortu?
– OK. Jaka jest definicja grzechu?
Świadome i dobrowolne przekroczenie Bożych przykazań.
– Właśnie. Jeśli nie ma któregoś z tych aspektów, nie ma grzechu. Dzieci, z którymi się spotykałam, pracując na ulicy, często mówiły: „Mój tata jest złodziejem”. Tłumaczyły, że to taki fach. Gdzieś są frajerzy – czyli my, gdzieś pały – czyli policja i oni – złodzieje kieszonkowcy. Dzieci nie miały poczucia, że coś tu jest nie tak. One były lojalne w stosunku do rodziców, tyle. Niestety, nie wszyscy żyją według chrześcijańskiej mapy.
Zatem, co mam zrobić wobec takiej osoby?
– Dawaj świadectwo. To o wiele trudniejsze od gderania. Gdybym żyła po swojemu i ktoś by przyszedł z nowiną „Jezus cię kocha”, kazałabym mu spadać. „Musisz się zmienić”, „Bo co? Spadaj, nie będziesz mi przemeblowywał życia”.
Czyli świadectwo…
– Trudne, co? No trudne, ale nie ma innego wyjścia. Żyj tak, jak wierzysz. Pisz i publikuj w gazecie dobre rzeczy. Jasne, są tacy, którzy nigdy się nie skalają katolicką gazetą. Więc zorganizuj koncert, wieczór poezji, cokolwiek.
Człowiek, który daje świadectwo, to ostatnia Ewangelia, jaką czyta świat – powiedział ktoś mądry.
– Prawda. Pismo Święte mówi: „Zobaczcie, jak oni się miłują”. Wróćmy do tej epoki i miłujmy się, a gderanie będzie zbędne. Ludzie mają dość gadania, nagabywania, szczególnie przez osoby, które nie znają ich świata.
Kiedy nocami chodziła Siostra po dworcu i szukała prostytuujących się dziewczyn, one prawdopodobnie też myślały: „Ta baba jest z kosmosu. Siedzi gdzieś tam i się modli. Nie zna naszego świata”.
– One na pewno tak myślały.
No i co?
– Musiały nabrać zaufania, zobaczyć, że jestem stałością, że nie pojawiłam się, aby wykorzystać ich historie, a potem zniknąć. Czy gdyby wiedziały, że jutro mnie tam nie będzie, opowiadałyby mi o swoim cierpieniu, problemach? Na to trzeba czasu.
Jak rozmawiać, kiedy przychodzi do nas cierpiący człowiek?
– Słuchać, powstrzymać się od swoich dobrych rad, wyczuwać emocje drugiej strony, zachęcać do samodzielnego decydowania. Nie oczekiwać, że ktoś zmieni się według mojego modelu życia. A jeśli nie wiemy, jak pomóc, pytać o radę mądrych ludzi, nie oszołomów.
Jak długą drogę trzeba przejść, aby odkryć, że prawdziwe szczęście może dać tylko Bóg?
– Nie ma na to badań. Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała: „O tak, to bardzo długa droga”. To, co się dzieje między człowiekiem a Bogiem, jest nieuchwytne. My lubimy mieć efekty, potrzebujemy widzieć, że to, co robimy, ma sens. W relacji człowiek-Bóg często tak nie ma. Jeśli koniecznie chcesz efektów, pomaluj sobie pokój albo skoś trawnik.
Dlaczego Jezus mówi, że prostytutki i złodzieje będą pierwsi w niebie?
– Myślę, że chodzi o prostotę serca. Oni staną przed Bogiem i powiedzą: „Zobacz, zrąbałem swoje życie, zrobiłem tyle złego”. A my? Jesteśmy wyrafinowani w kombinowaniu.
Kto przychodzi do Siostry po pomoc?
– Charyzmatem naszego zgromadzenia jest praca z kobietą w kryzysie. Czyli full service dla kobiety od poczęcia do naturalnej śmierci. A kobiece kryzysy są przeróżne: lęki, utraty kogoś bliskiego, brak pracy, brak poczucia sensu życia. Każdy z nas niesie jakąś trudną historię i w każdym z nas są elementy do uzdrowienia.
Czy wczoraj w nocy można było spotkać Siostrę na dworcu?
– Nie pracuję już na ulicy, niestety, nie mam na to czasu. Ale warto wiedzieć, że do naszego domu przychodzą nie tylko dziewczyny, które stały się ofiarami handlu ludźmi, ale też kobiety high level, które mówią, że już się najadły forsą i karierą. Mówią: „Ile można mieć samochodów, sukienek, butów? Byłam z Ziutkiem i Kowalskim, chwilowymi celebrytami, miałam jakąś tam sławę. Ale jestem niewolnikiem tego wszystkiego. Nie jestem w stanie zawrzeć małżeństwa”.
Jak się Siostra przygotowuje do swojej pracy?
– Non stop się szkolimy, by móc usłyszeć drugą osobę i jej towarzyszyć. Trzeba też pogłębiać swoją wiedzę religijną. Żeby skończyć studia albo zdać na prawo jazdy, musimy się uczyć. A wiedza religijna? Ilu jest dorosłych ludzi, którzy zatrzymali się na etapie paciorka i łykają wszystko, co im się wrzuci jak małpa kit? A przecież mamy rozum.
Co z towarzyszenia innym Siostra zyskuje dla siebie?
– Sensowne przeżywanie życia. Gdy ludzie obdarzają cię swoimi historiami, zyskujesz inną perspektywę. Nagle moje problemy wydają się takie małe. Poza tym towarzyszenie innym mobilizuje do pracy nad sobą. No i widzę, że Bóg prowadzi. Co może być fajniejszego od przyglądania się, jak On działa?
Oprócz „tego wszystkiego” buduje Siostra żłobek i przedszkole. Po co?
– Szczerze? Jesteśmy już zmęczone zaklejaniem ran. Chcemy im zapobiegać. Długo modliłyśmy się o znak, co mamy robić. W końcu pojawiło się światło. Chcemy zbudować w Katowicach Centrum św. Józefa. Zaprosimy tu wszystkich: osoby duchowne, rodziców, dziadków, którzy chcą budować relacje bez przemocy. Największym dramatem i ubóstwem dzisiejszych czasów nie jest bieda materialna, ale brak więzi i umiejętności rozmawiania. Chodzi obok ciebie bomba i wiesz, że wybuchnie, tylko kiedy? W szczególny sposób chcemy się zająć ojcostwem, bo to zaniedbany temat, ale też pomagać zrozumieć siebie i życie. Problemów z budowaniem więzi jest mnóstwo. Młody nie żeni się z realną osobą, ale z idealnym wyobrażeniem o żonie. Albo żona oczekuje, że mąż zastąpi jej nieobecnego ojca. Lub związek się rozpada, bo żyją w trójkącie – z teściową, która zbiera młodym piżamy po sypialni. Życiową rewolucją są narodziny dziecka – tu często marzenia zderzają się z rzeczywistością. I jakże częsty paradoks – spotykasz 60-latka, który ma więcej werwy niż jego wnuk, bo ten przed nauką już jest zmęczony, ma wszystko, ale nie potrafi nawiązać bliskiego kontaktu. Żeby zrealizować nasz pomysł na pomaganie w budowaniu relacji, potrzeba mnóstwa kasy. Czy ją mamy? Nie, ale wierzymy, że się uda. Tematów, o których trzeba mówić, jest milion. Do końca świata Pan Bóg będzie nam przysyłał ludzi, którym będzie potrzebna nasza pomoc.
Zachęcamy do modlitewnego i finansowego wsparcia powstającego Centrum św. Józefa. Inicjatywę prowadzi Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej w Katowicach. Nr konta: 38 1020 2313 0000 3902 0456 8533
www.budujemycosdobrego.pl
S. Anna Bałchan
Działaczka społeczna odznaczona wieloma wyróżnieniami, współzałożycielka Stowarzyszenie Po MOC, które wspiera kobiety i dzieci dotknięte lub zagrożone przemocą seksualną, fizyczną, psychiczną i handlem ludźmi.