Logo Przewdonik Katolicki

Duchowy apostoł

Tomasz Królak
Prof. Stefan Swieżawski / fot. Wikipedia

Jego pasją była filozofia św. Tomasza oraz Sobór Watykański II, w którym uczestniczył jako jedyny świecki audytor zza żelaznej kurtyny.

Spoglądał na Kościół przez pryzmat idei Vaticanum II, którymi tak naprawdę żył na długo przed tym, gdy Jan XXIII ogłosił jego zwołanie. To bez wątpienia jedna z najwybitniejszych postaci Kościoła powszechnego w XX w. Światowej sławy historyk filozofii średniowiecznej i wybitny intelektualista. Ale też wspaniały gawędziarz, osoba pełna ciepła i poczucia humoru.
 
Paryskie koszule...
Oddany Kościołowi katolickiemu, pozostawał wielkim orędownikiem ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. W jego żyłach płynęła krew polska, rusko-litewska i ormiańska. Miał wielu przyjaciół nie tylko wśród prawosławnych i protestantów – cieszył się także szacunkiem wyznawców innych religii.
Urodził się 10 lutego 1907 r. w Hołubiu koło Hrubieszowa w rodzinie ziemiańskiej. „Proszę sobie wyobrazić, że wszyscy panowie z naszego ziemiaństwa, z hrubieszowskiego i lubelskiego posyłali koszule frakowe do prania do Paryża! Wracały stamtąd wspaniale wyprasowane. Frakową koszulę zmieniało się na balu dwa razy” – wyznał pewnego razu, dodając z uśmiechem: „Czyż to nie jest przedziwne?”.
Odziedziczył ogromny majątek, ale wybrał drogę naukową. Jeszcze w czasach gimnazjalnych we Lwowie angażował się w odnowę Kościoła, był liderem lwowskiego „Odrodzenia”, środowiska, które gromadziło ludzi zainteresowanych pogłębianiem religijności, tęskniących za Kościołem wspólnotowym, w której także ksiądz był sługą wspólnoty, otwartej wobec niewierzących i poszukujących. W "Odrodzeniu" ważna była też dbałość o właściwe rozumienie patriotyzmu – wolnego od akcentów szowinizmu czy nacjonalizmu
 
Filozofia
Już podczas studiów na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie zetknął się ze sławami polskiej filozofii: Twardowskim, Ajdukiewiczem, Ingardenem.
Pasją jego życia była filozofia średniowieczna, do badań której zainspirował go światowej sławy mediewista Etienne Gilson. W latach PRL-u, gdy na uczelniach królował marksizm, filozoficzne i religijne zainteresowania profesora nie były mile widziane. Spotykały go mniejsze i większe szykany, ale nie zawrócił z obranej drogi. Najcenniejszym owocem jego prac filozoficznych są ośmiotomowe Dzieje filozofii europejskiej w XV w. oraz Dzieje europejskiej filozofii klasycznej.
Wykłady prowadzone m.in. na KUL i UJ cieszyły się wielkim zainteresowaniem, zaś profesor zaskarbił sobie podziw i szacunek kilku generacji studentów.
Jego największą pasją był św. Tomasz z Akwinu. „Zainteresowanie św. Tomaszem wiązało się u mnie z zainteresowaniem średniowieczem w ogóle, z poszukiwaniem zrozumienia wiary. Pytania teologiczne coraz bardziej przekształcały się w filozoficzne” – wspominał po latach. Uważał go nie tylko za wielkiego teologa ale też jednego z największych metafizyków, filozofów człowieka i filozofów bytu. Starał się pokazać, że mistrzem filozofii, jako szkoły kontemplacji i mądrości, pozostaje właśnie Akwinata, który jako dominikanin odbierany był w swoich czasach jako ktoś w rodzaju „chrześcijańskiego hippisa”. Zakony żebracze, jak franciszkanie i dominikanie były wtedy bowiem straszliwym zgorszeniem. Aż takim, że większość europejskich biskupów opowiadała się za ich likwidacją. Św. Tomasz, pochodzący z wielkiej możnowładczej rodziny miał zostać opatem i oddano go do benedyktynów. On tymczasem uciekł ze wspaniałego klasztoru i poszedł do owych zakonników - żebraków. Profesor podkreślał z przekonaniem, że życie św. Tomasza czy św. Franciszka było życiem hippisów i stanowiło zgorszenie dla wszystkich instytucji kościelnych
 
Sobór
Powołany przez kard. Stefana Wyszyńskiego na świeckiego eksperta II Soboru Watykańskiego uczestniczył w dwóch ostatnich sesjach tego zgromadzenia. Brał udział w przygotowaniu konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes. Na zakończenie Vaticanum II wraz z Etienne Gilsonem i Jacquesem Maritainem odebrał z rąk Pawła VI orędzie do intelektualistów.
Sobór utwierdził go w przekonaniu żywionym od czasów gimnazjalnych: że Kościół ma być wspólnotowy, służebny i otwarty. „Tylko ten Kościół jest Kościołem budującym świat przyszłości: świat chrześcijański i duchowy świat całej ludzkości”  – powtarzał.
Przez lata też pozostawał niestrudzonym „apostołem” tej idei i orędownikiem ducha soboru, który uważał za najważniejsze wydarzenie XX wieku. Tłumaczył, że autentyczna wspólnotowość oznacza Kościół, który nie jest Kościołem klerykalnym, kastowym i odrzucającym świeckich kosztem duchowieństwa lub odwrotnie. Chodzi o głęboką wspólnotę zakorzenioną przede wszystkim we wspólnocie eucharystycznej. Kościół ma być służebny, co – po okresie jego  „fałszywej ambicji teokratyzmu”, tzn. chęci bezpośredniej władzy w porządku doczesnym – oznacza wyrzeczenie się pragnienia władczości. Wspominał, iż podczas soboru niejednokrotnie słyszał z ust Pawła VI: „Kościół chce się wyrzec wszelkich śladów władczości”. Powtarzał, że sprawa ta jest aktualna i na innych „szczeblach”; chodzi tu także o władanie proboszcza w parafii, przeora w zakonie. Natomiast „Kościół otwarty, to znaczy naprawdę realnie szukający porozumień, a nie różnic”.
Zdaniem profesora w Polsce postanowienia Vaticanum II realizowano niedostatecznie, co było dramatem prymasa Wyszyńskiego. Musiał on przecież liczyć się z niesprzyjającymi warunkami historycznymi do wprowadzenia soborowych przemian, co oznaczałoby np. rugowanie paternalizmu czy triumfalizmu. Od tych terminów uciekano, były tematem tabu, ale problem pozostał: „Wiemy doskonale, ile tego paternalizmu i triumfalizmu w Kościele polskim było i jest” – ubolewał w jednym z wywiadów.
Po zakończeniu soboru był członkiem utworzonej wówczas Papieskiej Komisji „Iustitia et Pax”. Działał w Komisji Apostolstwa Świeckich Episkopatu Polski, kierowanej przez abp. Wojtyłę.
 
Wojtyła
Przyjaźń z ks. Wojtyłą łączyła go od lat 50. W roku 1954 był jednym z recenzentów jego pracy habilitacyjnej na UJ, ostatniej, jaką obroniono na Wydziale Teologicznym, nim zamknęli go komuniści. Od tego czasu ks. Wojtyła był częstym gościem w domu państwa Swieżawskich, stając się przyjacielem i duchowym opiekunem całej rodziny, towarzysząc jej w chwilach wzniosłych jak śluby czy chrzty, ale i niemal na co dzień: „Mawiał na przykład: przyjdę do was o pół do dziesiątej, po czym przychodził o jedenastej, ale zawsze dotrzymywał słowa...”.
Profesor bardzo wcześnie „poznał się” na młodym kapłanie. Zrobił na nim wrażenie, bo wybijał się spośród pozostałych swoją postawą i zachowaniem. „To był człowiek, który swoje niezwykle skromne dochody rozdawał potrzebującym na prawo i lewo. Właściwie nic nie miał. Widziałem, że był człowiekiem wielkiej, niesłychanej pracy” – wspominał profesor.
W roku 1974, profesor i kard. Wojtyła spotkali się na kongresie tomistycznym we włoskim Fossa Nuova. Po Mszy z homilią metropolity krakowskiego, przyjaciel filozof podszedł do niego i, gdy byli sam na sam, oznajmił: „Będziesz papieżem...”. „Była to rzecz o tyle dziwna, że ja nie posiadam zdolności proroczych. Natomiast w tym wypadku czułem, iż nie mogłem tego nie powiedzieć” – wspominał Swieżawski.
Tuż po tym, gdy „przepowiednia” się spełniła, profesor wysłał list do papieża, przypominając włoski epizod. „Tak jest, drogi Stefanie, przypominam sobie Twoje słowa wypowiedziane w Fossa Nuova – pisał Jan Paweł II w odręcznym liście pisanym na dzień przed uroczystą inauguracją pontyfikatu. – Dziękuję Ci za stałą życzliwość, która towarzyszy mi od lat. Czeka mnie z pewnością egzamin większy od wszystkich dotychczasowych, ale bez reszty powierzam się Chrystusowi i bezgranicznie ufam Jego Matce. Totus Tuus”. W kolejnych latach kontakty przybrały postać obfitej korespondencji.
 
Piękni chrześcijanie
Maria i Stefan Swieżawscy przeżyli w małżeństwie ponad 70 lat. Pytany o receptę na udane życie rodzinne, profesor mówił: „Zawsze staraliśmy się mieć poczucie humoru, i to nie tylko w tych łatwych sytuacjach. Dzieci natomiast wiedziały, że są pełnoprawnymi członkami rodziny, tak samo ważnymi jak rodzice”.
Po jubileuszowej Mszy, 1 lipca 2003 r., wyznał zgromadzonym: „Szczytem miłości jest przyjaźń. Ja największej przyjaźni doświadczyłem 70 lat temu, kiedy spotkałem się z moją żoną”. Kilka miesięcy później, na wieść o śmierci Marii, papież zatelefonował do ewangelickiego domu opieki „Tabita” w Konstancinie pod Warszawą, gdzie oboje mieszkali przez ostatnie lata, by pocieszyć przyjaciela. Profesor odszedł zaś 18 maja 2004 r. Spoczął na cmentarzu w Laskach, obok swej ukochanej „Maryś”.
O tym, jak niezwykłą był postacią, miałem szczęście przekonać się osobiście: kilkadziesiąt spotkań z profesorem i jego przemiłą żoną, w małym mieszkaniu na czwartym piętrze stołecznego domu sióstr urszulanek, poczytuję sobie za wielki zaszczyt, nieoczekiwany dar Opatrzności, przygodę życia.
Abp Nossol zauważył swego czasu, że Bóg nie potrafi jednego: nie potrafi klonować, zawsze stwarza oryginały. Z jednej strony: to piękne. Ale, wspominając profesora i rozglądając się wokół, wzdycham czasami: mój Boże, a może?...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki