W 1940 r. brat Roger kupił dom w małej, zrujnowanej i niemal wyludnionej wsi Taizé. Stworzył tam „dom modlitwy i gościnności”. Udzielał w nim schronienia wielu ludziom, przede wszystkim Żydom, którym groziła śmierć, ale także niemieckim jeńcom wojennym.
Stopniowo do brata Rogera przyłączali się inni bracia ze wspólnot protestanckich. Dwaj pierwsi to studenci z Genewy: Max Thurian, który studiował teologię (a który później przeszedł na katolicyzm i otrzymał święcenia kapłańskie) i Pierre Souvairan, student agronomii. W 1949 r. siedmiu braci złożyło śluby zobowiązując się do życia na wzór wspólnoty klasztornej i tak powstała Wspólnota. Pierwsi bracia mieli korzenie jedynie ewangelickie. Później, w końcu lat 60., dołączyli do nich także katolicy. Celem Wspólnoty po dziś dzień jest budowanie pojednania rozdzielonych między sobą chrześcijan.
Maleńkie Taizé przekształcało się stopniowo w tętniącą dziś życiem (zwłaszcza latem) wielojęzyczną i wielowyznaniową, chrześcijańską enklawę. Sam brat Roger w geście solidarności z najbardziej doświadczonymi mieszkańcami Ziemi zaczął odwiedzać strefy najbardziej dotkliwego ubóstwa. W czasie tych podróży powstawały jego listy do młodych, które były ogłaszane corocznie przy okazji odbywających się na przełomie grudnia i stycznia Europejskich Spotkań Młodych w różnych częściach Europy. Tuż po świętach tysiące młodych zjedzie tym razem do Rygi.
Droga
Swoje odkrywanie Chrystusa brat Roger rozpoczął jako wierny Kościoła ewangelicko-reformowanego, ale w pewnym sensie doszedł do katolicyzmu. Ten proces był czymś absolutnie niezwykłym i unikalnym. Sam tak to wyjaśniał w 1980: „Znalazłem moją chrześcijańską tożsamość, jednając w sobie samym wiarę mego pochodzenia z tajemnicą wiary katolickiej, nie zrywając z nikim komunii [jedności – red.]”. Natomiast już po jego śmierci Wspólnota wyjaśniała: „Mając pochodzenie protestanckie, poszedł drogą niemającą precedensu od czasu reformacji. Jest to droga stopniowego dochodzenia do pełnej komunii w wierze Kościoła katolickiego, bez «konwersji», która wymagałaby zerwania ze swym pochodzeniem”.
Wiadomo, że jeszcze Jan XXIII zezwolił mu na przyjmowanie Komunii św., mimo że brat Roger nie był katolikiem. Podzielał jednak katolickie rozumienie Eucharystii i dlatego taką zgodę uzyskał. Po raz pierwszy przyjął Komunię w 1972 r., zaś cały świat mógł zobaczyć ten niezwykły akt podczas Mszy św. pogrzebowej Jana Pawła II.
Unikalność drogi brata Rogera, jak i ducha Taizé były doceniane i wspierane przez kolejnych papieży. Wioskę w Burgundii dwukrotnie odwiedził Karol Wojtyła jeszcze jako arcybiskup. W 1963 r. mówił w Krakowie: „Nie zapomnę podczas Soboru niektórych spotkań z braćmi z Taizé, klasztoru protestanckiego we Francji, którego życie i działalność, i modlitwa, i ofiara jest nastawiona wyłącznie na to, ażeby przybliżyć świat protestancki dla sprawy zjednoczenia”. Już jako Jan Paweł II odwiedzając Wspólnotę w 1986 r., mówił: „Chcąc być przypowieścią o wspólnocie, pomożecie wszystkim tym, których spotkacie, pozostać wiernymi swojej przynależności kościelnej, będącej owocem wychowania i wyboru sumienia, ale pomożecie im także coraz głębiej wnikać w tajemnicę komunii, którą w planie Bożym jest Kościół”.
Zachęty Jana Pawła II
Odwiedziłem Taizé w sierpniu 1999 r. Kolorowa, radosna wioska wśród burgundzkich łąk. Przebywało tam, jak zwykle, kilka tysięcy młodych ludzi. Do położonego na tyłach klasztoru skromnego, niemal ascetycznego mieszkania brata Rogera nie dochodził już radosny gwar. „Nikt tego nie przewidywał, kiedy przybywałem tu sześćdziesiąt lat temu” – wyznał mi założyciel Wspólnoty. I podzielił się wspomnieniem z dnia inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. „Papież zaprosił na wieczór około 30 osób. Zaczął mówić o pojednaniu, o jego znaczeniu w dialogu ekumenicznym: «Chcemy pojednania, chcemy pojednania, prawda, bracie Roger?». Cóż mogłem odpowiedzieć? – sędziwemu Szwajcarowi trudno było ukryć wzruszenie.
Opowiedział też o innym, bardzo szczególnym spotkaniu z Janem Pawłem II. Odwiedził papieża po zamachu na jego życie w maju 1981 r. „Nie zdawałem sobie sprawy, że jego stan jest tak ciężki. Nie chciałem go męczyć. Powiedział do mnie: «Taizé... Kontynuujcie, kontynuujcie…». To wszystko. Były to dla mnie wówczas najwspanialsze słowa”.
Brat Roger nie był kościelnym nowinkarzem ani religijnym eksperymentatorem. Po prostu ubolewał nad podziałem chrześcijaństwa. Na poważnie brał słowa Chrystusa, który prosił, „aby byli jedno”, dlatego ze wszystkich sił dążył do realizacji tej wizji. Kilka lat po śmierci brata Rogera, kard. Kasper powiedział o nim: „Był przekonany, że tylko taki ekumenizm, który żywi się słowem Bożym i sprawowaniem Eucharystii, modlitwą i kontemplacją, zdoła połączyć chrześcijan w jedności, jakiej pragnął Chrystus”.
Trzy słowa
Pamiętam jego uśmiech, dobroć, serdeczność i niesamowitą skromność. A przecież był wielką postacią chrześcijańskiego świata, słynnym prorokiem wyczekiwanej jedności. Tak się złożyło, że dwa dni po spotkaniu z bratem Rogerem rozmawiałem w Konstantynopolu z patriarchą Bartłomiejem I. „Jedność chrześcijan znikła, ale jedność pomiędzy chrześcijanami wyraża się przez jedność z Chrystusem. Wszyscy, którzy są rzeczywiście z Nim zjednoczeni, są także niewątpliwie zjednoczeni między sobą” – powiedział mi wówczas honorowy zwierzchnik światowego prawosławia. Myślę, że pod tymi słowami bez wahania podpisałby się także brat Roger.
Zginął 16 sierpnia 2005 r. Podczas wieczornej modlitwy w kościele Pojednania, gdzie zgromadziło się około 2,5 tysiąca głównie młodych ludzi, na zatopionego w modlitwie mnicha rzuciła się niezrównoważona psychicznie 36-letnia Rumunka, śmiertelnie raniąc go nożem w szyję. Kilka minut później 90-letni założyciel Wspólnoty Taizé zmarł. „Oddajemy naszego brata Rogera z powrotem w Twoje ręce” – modlili się następnego dnia jego bracia. Modlili się też za morderczynię, która „nie była świadoma tego, co robiła”.
Po śmierci brata Rogera w jego zapiskach znaleziono nieukończony „List na rok 2006” na Spotkanie Młodych w Zagrzebiu. Każdy list zawierał treści ważne i ponadczasowe, ale ostatni, siłą rzeczy, nabiera znaczenia testamentu. Autor zdążył zapisać w nim m.in. taką myśl: „Święty Jan z olśniewającą intuicją w trzech słowach zapisał w swojej Ewangelii, kim jest Bóg: «Bóg jest miłością». Jeśli pojmiemy tylko te trzy słowa, zajdziemy daleko, bardzo daleko”.