Logo Przewdonik Katolicki

Pięć niełatwych kroków

Bogna Białecka

Każdemu od czasu do czasu marzy się, żeby jego problemy, także małżeńskie, cudownie zniknęły. Sposoby, które naprawdę działają, wymagają jednak wysiłku.

Nadzieja
W każdej trudnej sytuacji warto żyć nadzieją, wiarą w to, że dobro zwycięży zło. Gdybyśmy nie byli pełni nadziei w zwycięstwo dobra, nie bralibyśmy przecież ślubu. Każdy z nas ma lepsze i gorsze strony, które są widoczne już za czasów narzeczeństwa. Co prawda zakochanie zakłada nam różowe okulary, jednak nikt rozsądny nie wierzy w to, że poślubia absolutny ideał, posąg bez skazy.  Bez nadziei, że dobro będzie w nas zwyciężać nasze gorsze strony, nie da się uczciwie złożyć przysięgi małżeńskiej.
Postawa nadziei jest motorem dobrego życia. Les Parrott opisuje swoje doświadczenie z przeprowadzania badań psychologicznych w szpitalu w Waszyngtonie. Przez rok badacze śledzili losy pacjentów. Okazało się, że osoby wyrażające nadzieję w wyzdrowienie rzeczywiście zdrowiały szybciej – niezależnie od stanu wyjściowego! Oznacza to, że postawa nadziei pomaga w rozwiązaniu problemu.
 
Empatia
Najtrudniejszy krok to próba wejścia w buty drugiej osoby, popatrzenia na sytuację z jej perspektywy. Najtrudniejszy – bo nie mamy na to ochoty. Wolelibyśmy mieć sto procent racji, nieprawdaż?
Gdy pytałam znajomą terapeutkę zajmującą się ratowaniem małżeństw w kryzysie, czy miałaby poradę dotyczącą jednego, prostego kroku rozpoczynającego pracę nad więzią, powiedziała: „Niech zaczną robić parafrazę tego, co mówi druga osoba. Parafraza – czyli powtórzenie własnymi słowami tego, co powiedział drugi człowiek – wymaga dwóch rzeczy: uważnego wysłuchania i empatii. To potężna pomoc”. Parafraza jest świetnym narzędziem. Dla przykładu – żona wylewa swoje żale, mąż stara się wysłuchać i zrozumieć. Ale potem dzieje się coś więcej. Żona musi zastopować potok słów i pozwolić, by mąż powiedział, co z tego zrozumiał, co z tego do niego dotarło. Czyli teraz ona musi się powstrzymać przed natychmiastowym przerwaniem mężowi „wszystko przeinaczasz, nie to miałam na myśli”. Parafraza jest ćwiczeniem słuchania i empatii dla obojga.
Podobnie piszą państwo Parrottowie: „Badania pokazują, że 90 procent walk małżeńskich można rozwiązać za pomocą jednej rzeczy – spojrzenia na problem oczyma drugiej osoby. Empatia jest sercem miłości”.
 
Wybaczenie
Jeżeli dobrze przepracowaliśmy poprzednie kroki, jest to łatwiejsze, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Oczywiście, że nie zasłużyliśmy na krzywdę, która nas spotkała. Jednak stało się i sami nie jesteśmy bez winy. Z tego wynika zdolność przebaczenia. Trudność polega na odróżnieniu przebaczenia od usprawiedliwienia. „Mąż mnie uderzył, miał do tego prawo, bo na niego nawrzeszczałam” – to usprawiedliwienie. „Wiem, że sama w pewnym stopniu przyczyniłam się do wybuchu złości męża, wrzeszcząc na niego, jednak nie miał prawa mnie uderzyć. Jestem jednak w stanie mu to wybaczyć, bo zdarzyło mu się to tylko raz w życiu, autentycznie się tym przejął i przeprosił” – to wybaczenie. Wybaczenie nie oznacza pozwolenia na kontynuowanie zła. Dotyczy zła, które się już wydarzyło i za które druga osoba stara się zadośćuczynić. 
Podałam przykład „grubego kalibru”, jednak w mniejszych sprawach, akt wybaczenia warto wręcz zacząć od wzięcia odpowiedzialności za swój udział w problemie i powiedzenia „przepraszam”.  Na przykład: „Przepraszam, nie powinienem był na ciebie nakrzyczeć”. Wtedy druga osoba ma szansę powiedzieć: „Przepraszam, też powinnam była mówić spokojniej”.
Wybaczanie oznacza też, że nie będziemy zakończonej sprawy wywlekać przy każdej okazji, by napędzić błędne koło wzajemnego obwiniania się.
Lewis Smedes pisze: „Gdy prawdziwie przebaczamy, uwalniamy więźnia, a potem odkrywamy, że więzień, którego wyzwoliliśmy, to my sami”.
 
Zaangażowanie
To powrót do korzeni małżeństwa, do chwili gdy obiecaliśmy: „i ślubuję ci miłość małżeńską, i że cię nie opuszczę aż do śmierci”; to decyzja o tym, że chcemy tą obietnicą naprawdę żyć. Nie jest to rzecz do wypracowania, raczej postawa życiowa, którą musimy pielęgnować. Bardzo lubię tę anegdotę: „Zapytano małżonków w 60. rocznicę ślubu, jak to zrobili, że ich miłość tak długo przetrwała. Na to sędziwa żona odpowiedziała: dorastaliśmy w czasach, gdy jak coś się̨ psuło, to się̨ to naprawiało, a nie wyrzucało”.
 
Historia pewnej pary
Jerzy i Agnieszka są małżeństwem od dziesięciu lat. Nigdy nie mieli oczekiwań, że ich małżeństwo będzie łatwe, ponieważ różnią się temperamentem, podejściem do problemów, praktycznie wszystkim. Dlatego od początku było między nimi więcej kłótni niż u zaprzyjaźnionych par. Jednak na tle znajomych wyróżniało ich jedno: ogromne zaangażowanie i przekonanie, że małżeństwo jest na całe życie.
Jerzy ocenia siebie jako bardzo impulsywnego, a jednocześnie spontanicznego. Gdyby nie wymogi pracy, nigdy nie zapisywałby niczego w kalendarzu. Nienawidzi list, planowania, robienia budżetu. Agnieszka z kolei jest pedantką. Wszystko musi być zaplanowane, łącznie z zakupami w określonym sklepie w określonym dniu tygodnia.
Różnice te pogłębiły się, gdy para została rodzicami. Pierwsze dziecko okazało się… dwójką niezwykle energicznych chłopców. Agnieszka w pierwszych miesiącach życia bliźniaków dzieliła czas między spanie a karmienie, zostawiając mężowi opiekę nad domem. Co prawda Jerzy świetnie sprawdzał się w sytuacjach podbramkowych, gdy np. jeden z synów obudził się w środku nocy z krzykiem i gorączką i trzeba było jechać do szpitala, nie dawał sobie jednak rady z rutyną. Awantury dotyczyły np. kwestii zrobienia zakupów według listy, braku zapasu pieluszek, bałaganu w mieszkaniu. Agnieszka wiele czasu spędzała, płacząc, Jerzy, uciekając z domu, gdy nie wytrzymywał nieustannie napiętej atmosfery. Mimo to ich związek przetrwał. Stwierdzili, że nie doceniali tego, jak bardzo różnice między nimi spotęgują się w trudnej sytuacji. Z drugiej strony właśnie świadomość tych różnic spowodowała, że nie mieli problemu z przyjęciem odpowiedzialności. Od samego początku wiedzieli, że oboje mają swój wkład w problem i bardzo zależało im, by zrozumieć, jak to wygląda z perspektywy drugiej osoby. Oboje poszli na kompromisy, a gdy chłopcy trochę podrośli, okazało się, że wszystkim jest o wiele łatwiej funkcjonować jako rodzina.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki