Logo Przewdonik Katolicki

Amerykanin w Rzymie

Natalia Budzyńska

Hopper podgląda ludzi w ich najintymniejszych chwilach zamyślenia, patrzenia w pustkę

Museo Centrale del Risorgimento. Complesso del Vittoriano. Piazza Venezia. Roma. I Edward Hopper, najbardziej amerykański z malarzy. Ten, o którym mówiono, że maluje samotność w wielkim mieście. A nie, zaraz, on sam tak powiedział, potem inni szybko podchwycili. A on dodawał, że owszem, ale nie ma co doszukiwać się zbyt wielu metafor. „To tylko restauracja przy Greenwich Avenue, przy skrzyżowaniu ulic”. Miał na słynny myśli obraz Nocni włóczędzy: z ulicy widzimy nocną scenę, oszklony bar, a w nim mężczyzn i kobietę, wszyscy samotni i przypadkowi. Oto scena miejska Anno Domini 1942 według Hoppera. Hopper zanotował o tym obrazie: „Wydaje mi się, że Nocni włóczędzy pokazują, w jaki sposób wyobrażam sobie ulicę nocą. Nie uważam, żeby była szczególnie pusta. Bardzo uprościłem scenę i powiększyłem restaurację. Przypuszczalnie podświadomie namalowałem samotność w wielkim mieście”. Niestety, w Rzymie Nocnych włóczęgów nie zobaczyłam, bo w ogóle wybór prac na tej wystawie nie był imponujący. Kilka płócien, kilkanaście akwarel i szkiców. To wszystko. Pisząc o malarstwie Edwarda Hoppera, często używa się słów i wyrażeń: samotność, napięcie psychologiczne, dwuznaczność. Niby to tylko kobieta w pokoju albo kobieta na werandzie, albo dom oblany słońcem, albo stacja benzynowa, albo mężczyzna w biurze. Kadrowanie fotograficzne. Cienie na ścianach i ani śladu fotografa. Hopper podgląda ludzi w ich najintymniejszych chwilach zamyślenia, patrzenia w pustkę. To ten moment, kiedy niby jesteś zajęty/zajęta codziennością, ale nagle coś cię chwyta za żołądek i zastanawiasz się, co ty tutaj robisz. Stąd ten hopperowski bezruch, „zatrzymanie w kadrze”. Niby przypadkowa chwila, ale nie, nie, żadnego tu przypadku nie ma, jest ciężka praca. Mówią o tym notatniki artysty. Na każdej stronie bardzo dokładne szkice i długie opisy. Każdy obraz miał najpierw kilka wersji. Potem konkretne sceny malował akwarelami. Bardzo starannie, co do linii. Obraz na płótnie mimo pozorów staranności jest plamą kolorów i światła. Daje ułudę fotograficznej dokładności. Oglądany z daleka wydaje się dokładnie odmierzonym obrazem konkretnie istniejącej rzeczywistości. Gdy podejdziemy bliżej, rozmywa się, gubi szczegóły. To geniusz. Jak w pozornie przewidywalnym krajobrazie czy realistycznej scenie odnaleźć tę nieprzewidywalność, tę tajemnicę, oddać owo napięcie, które sprawia, że życie jest tak skomplikowane? Jak pokazać korzenie, których nie widać, ale które decydują o wyglądzie rośliny? Hopper to potrafił.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki