Julia Brystygier to postać tragiczna. Idealna bohaterka dramatu. Oddana jedynej słusznej sprawie, prowadząca życie bez skrupułów, ideologicznie fanatyczna. Komunistka, porzucająca dla sprawy własne dziecko. Bezwzględna manipulatorka i sadystka. Trzymająca w swoich rękach władzę nad innymi ludźmi. Mająca wszystkie możliwości, by ich zniszczyć. Korzystająca z tej władzy chętnie. Albo pisarka. Z ambicjami literackimi. Pragnąca stanąć w szeregu z innymi polskimi pisarzami. Albo samotna kobieta, której nikt nie lubił, bo wszyscy się jej bali. Filozofka, którą zaintrygował katolicyzm. A także Żydówka, która szukała kontaktu z innymi, którzy przeżyli Holokaust. Katoliczka, nawrócona w takiej tajemnicy, że nie ma o tym śladu. Prowadząca śledztwa i zlecająca obserwacje, jednocześnie będąc obiektem obserwacji. Bardzo skomplikowane życie, bardzo skomplikowana osobowość i ogromne pole manewru dla scenarzysty. Tyle twarzy.
Sumienie kobiety bez sumienia
Reżyser pamiętnego Przesłuchania z 1982 r., z przejmującą rolą Krystyny Jandy, miał szansę stworzyć obraz równie wstrząsający, pokazując bohaterkę z drugiej strony barykady. Zainteresowała go legenda nie tyle okrutnego charakteru Luny, ale legenda jej przemiany w wierzącą katoliczkę. Przed rozpoczęciem zdjęć Bugajski wspominał, że był to najtrudniejszy scenariusz, jaki napisał. Akcja rozgrywa się w ciągu dwóch letnich dni w podwarszawskiej miejscowości. W filmie nosi nazwę Górki, ale wiadomo, że chodzi o Laski. Lata 60. Julia Brystygier od kilku lat nie jest już dyrektorką V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Ciągnie się za nią legenda szczególnie sadystycznej pełnej władzy osoby, która stosowała przemoc, szczególnie w stosunku do młodych mężczyzn. Jej Departament rozpracowywał między innymi Kościół katolicki, umieszczając tajnych współpracowników w otoczeniu najwyższych rangą przedstawicieli Kościoła. Planowała rozbić Kościół od wewnątrz, stosując najprzeróżniejsze, niezwykle podłe metody. Miał z nią do czynienia prymas Wyszyński, od którego w 1949 r. otrzymała egzemplarz Ewangelii. W latach 50. miał powiedzieć jednak o niej: „straszna kobieta”. W filmie Bugajskiego Luna, starsza, elegancka pani, przyjeżdża do zakładu dla ociemniałych dzieci prowadzonego przez siostry. Znajoma z młodości, która jest obecnie zakonnicą, ma umożliwić jej spotkanie z prymasem Wyszyńskim, który akurat przyjechał na parę dni. Zanim Brystygierowa zostanie do prymasa dopuszczona, musi porozmawiać z niewidomym księdzem, który stracił wzrok na skutek tortur w ubeckiej katowni. On chce stanąć przed bestią, przed kobietą, która jest temu winna. Chce zrozumieć, jak możliwa jest zgoda na takie okrucieństwo. Jak można z tym potem żyć. O niej powiedzielibyśmy, że jest targana sprzecznościami. Niby żałuje, ale jakoś nie bardzo rozumie za co. Chce uwierzyć, ale właściwie to nie chce. W ogóle nie bardzo wiadomo o co chodzi: ani Brystygierowej, ani Bugajskiemu. Sytuacja ma bardzo ciekawy potencjał, ale przedstawiona jest irytująco banalnymi środkami. Luny są dwie: ta „krwawa” i ta nowa, na drodze do nawrócenia. Dawna Krwawa Luna nie waha się użyć szantażu, wyrażonego ekspresyjnie wulgarnym językiem. Nowa Luna bawi się z dziećmi, opowiadając im bajeczki i na ochotnika myje dziewczynkę, która nie zdążyła do toalety. „Stara” Brystygierowa mówi do księdza czy zakonnicy „dzień dobry”, odpowiadając na ich „Szczęść Boże”. Nawracająca się Brystygierowa, przypominając sobie sceny z dawnego życia, widzi w torturowanym młodym akowcu Chrystusa.
Lewitująca papierośnica
Nieznośny staje się ten zabieg wtedy, gdy w reminiscencji przesłuchania torturowany sprawia, że zaczyna lewitować papierośnica Krwawej Luny. Albo gdy twarz Chrystusa na krucyfiksie w kaplicy patrzy na Lunę twarzą tamtego więźnia. Te wymuszone alegorie są tak toporne, że nie sposób się nimi przejąć. Czemu miały służyć? Z pewnością miały ukazać nagłe nawrócenie bohaterki, która nagle w twarzach wszystkich umęczonych z jej powodu ofiar zobaczyła Chrystusa. Obawiam się, że te wizje miały w zamiarze reżysera jeszcze jedno dno. Bo dlaczego ów więzień jest żołnierzem AK, skoro Brystygierowa nie zajmowała się w swojej pracy w V Departamencie przesłuchiwaniem byłych akowców? Może ma być symbolem Polski, a stąd już niedaleko do „Polski Chrystusa Narodów”? Maria Momona, kreująca postać Krwawej Luny, nie daje rady przekonująco oddać jej skomplikowanego charakteru i przemiany, która być może miała miejsce. Nie udało jej się to z powodu kalekiego scenariusza, który buduje postać drewnianą, sztuczną. Nie wzruszającą. Nie poruszającą. Do innej działaczki okresu stalinizmu, prokurator Heleny Wolińskiej-Brus, odnosił się w filmie Ida Paweł Pawlikowski, tworząc postać Wandy (w tej roli Agata Kulesza). Mimo że nie była to rola główna w filmie, to wątek Wandy głęboko zapadał w pamięć, a jej głębokie moralne rozterki rozegrane bez nachalnych alegorii i niepotrzebnej patetycznej symboliki Kulesza oddała wspaniale. Przy tej wybitnej kreacji rola Krwawej Luny w filmie Zaćma wypada naprawdę mało porywająco. Nawet w ostatniej scenie, gdy Luna sama sobie wymierza pokutę.
Happy end?
Jak to było naprawdę z nawróceniem Julii Brystygierowej – nie wiadomo. Podobnie jak z jej sadyzmem. Legenda Krwawej Luny opiera się przede wszystkim na pogłoskach. Ktoś komuś powiedział. Faktem jest, że zniszczyła życie wielu ludziom swoimi decyzjami. Ale czy brała udział w przesłuchaniach? Czy rzeczywiście biła? Czy wymyślała brutalne tortury? Kilka świadectw na dowód jej sadystycznego okrucieństwa powtarzanych jest w literaturze przedmiotu, ale żadne nie pochodzi bezpośrednio od naocznego świadka. Z drugiej strony, skądś ten przydomek „krwawa” się wziął. Nie wszystko można wytłumaczyć faktem zawiści jej podwładnych, bo była jedyną kobietą na tak wysokim stanowisku. Czy nawróciła się na katolicyzm i przyjęła chrzest? Wiele źródeł podaje to za pewnik. Tymczasem nie ma na to żadnych dowodów. Jeździła do Lasek, gdzie mieszkała siostra Bonifacja Goldman, którą poznała w szpitalu. Siostra Bonifacja była niewidoma, a Luna czytała jej w szpitalu Biblię i katolickie książki. Pierwszy raz była w Laskach w 1961 r. Jaki ciekawy psychologicznie moment jej życia. Nie pracowała już w MBP, stała się wręcz obiektem obserwacji dawnych podwładnych, czego zresztą była świadoma. Zaczynała swoją pisarską karierę, ale przez środowisko literackie nie była lubiana z powodu swojej przeszłości. Mogła czuć się samotna. Z pewnością rozgoryczona. Czy zaczynała wątpić w sens komunistycznej ideologii? Czego szukała w Laskach? Akceptacji? Towarzystwa? Usprawiedliwienia? A może intelektualnej rozmowy? Była przecież doktorem filozofii, a w Laskach spotykała się inteligencja, środowisko otwarte, także wątpiące. Poza tym siostra Bonifacja też była Żydówką. Ale to nie były pierwsze kontakty Luny z katolicyzmem. Interesujące są wspomnienia współpracowniczki prymasa, Marii Okońskiej, z jej kontaktów z Julią Brystygierową. Okońska, niezmordowana apostołka (taką nazwę nosiły zresztą akta jej sprawy: „Apostołka”), miała wielką ochotę nawrócić dyrektorkę V Departamentu. Luna z kolei, choć zaintrygowana katolicyzmem, próbowała przekonać Okońską do komunizmu. To przez Okońską kard. Wyszyński przekazał Krwawej Lunie Nowy Testament. Potem jednak odradził jej wręcz rozmowy z tą osobą. Tajemnicza jest ta sprawa relacji Luny do katolicyzmu. Dotychczas nie znaleziono dokumentów potwierdzających jej chrzest. Pogrzeb też był całkowicie świecki, bez obecności księdza. Może pokutowała w ukryciu, jak chce tego Bugajski? Nikomu się z tego nie zwierzyła. I choć to byłby wspaniały filmowy i powieściowy happy end, to jednak życie jest bardziej skomplikowane. I tej komplikacji, niejednoznaczności, rozterki i wiarygodnej walki oczekiwałam od filmu o Krwawej Lunie. A powstał niezbyt dobry film pod tezę.