Logo Przewdonik Katolicki

Nursja miejscem narodzin Europy

Jacek Borkowicz
Klasztory benedyktyńskie legły w gruzach w wyniku trzęsienia ziemi / fot. PAP

Regułę św. Benedykta można porównać do cegły, wypalonej z modlitewnej gliny. Tej cegły użył święty do budowy trwałego gmachu Kościoła.

Gdy w niedzielę 30 października zatrzęsła się ziemia w Nursji (środkowe Włochy), razem z innymi domami runęła tam też w gruzy bazylika św. Benedykta. Ze średniowiecznej świątyni pozostała tylko fasada. Za cud można uznać fakt, że nikt w miasteczku nie zginął. Jednak utrata kościoła jest wydarzeniem szczególnym – stał on bowiem w symbolicznym miejscu narodzin Europy.

Czas i cisza
To nie przesada: Europa narodziła się w Nursji razem z jej patronem. Bazylikę postawiono dokładnie tam, gdzie prawdopodobnie w 480 r. przyszła na świat para bliźniaków, Benedykt i Scholastyka. Był to czas przełomu. W tym samym roku w Splicie, po drugiej stronie Adriatyku, zbuntowani żołnierze pozbawili życia Juliusza Neposa, ostatniego cesarza zachodniej połowy imperium rzymskiego. Cesarstwo Zachodu przestało istnieć, a na jego ruinach powstawały i znikały kolejne barbarzyńskie królestwa Germanów. Wielu współczesnym wydawało się, że razem z Rzymem upadło też chrześcijaństwo.
Młody Benedykt wzrastał więc w czasie wyjątkowo trudnym – bo pozornie ogołoconym z nadziei. Niewiele wiemy o tym okresie jego życia, lecz jedno możemy powiedzieć na pewno: ostatecznie jego serce nie poddało się zwątpieniu. W ciszy, jaka zapadła po zawaleniu się w gruzy imperium, młody Benedykt zdecydowany był cierpliwie i wiernie wsłuchiwać się w głos Boga.
Ta chęć zaprowadziła go najpierw do Rzymu. Jednak hałaśliwe miasto nie było dobrym miejscem dla Benedykta. Ludzie żyli tam dniem doczesnym – jedni przepełnieni lękiem o przyszłość, inni zatraceni w hulankach i swawolach. Benedykt ruszył więc w góry, gdzie w grocie koło miasteczka Subiaco rozpoczął życie pustelnicze. Całkiem niedaleko, prawie po sąsiedzku, podobną pustelnię założyła jego siostra Scholastyka.
Choć pustelnik oddala się od świata, jego celem nie jest ucieczka. Benedykt potrzebował czasu i ciszy. Czas przeżyty w samotności pozwolił mu zahartować się duchowo. Cisza, jakiej dostąpił, dała mu możność słuchania. To rzadki dar. Podczas gdy inni Rzymianie rozpaczali – na smutno lub na wesoło – po utracie ich świata, Benedykt, słuchając głosu Bożego, uczył się, jak ten świat odbudowywać.

Ubóstwo, posłuszeństwo i stałość miejsca
Gdy zakładał klasztor na Monte Cassino, był już pięćdziesięcioletnim mężczyzną; według kryteriów tamtej epoki uchodził nawet za starca. Dla Benedykta był to jednak dopiero początek najbardziej aktywnego okresu życia. Monte Cassino pod jego kierownictwem stało się wzorową wspólnotą zakonną Zachodu. Bo najazdy barbarzyńców bynajmniej nie zahamowały rozwoju życia monastycznego. Przeciwnie, wspólnoty mnisze powstawały jedna po drugiej. Jedne koncentrowały się na pokucie, inne – na ratowaniu tego, co pozostało z dziedzictwa upadłej cywilizacji. Każda z nich szła jednak swoją drogą. Można je porównać do figurek wypalanych z gliny, misternych, lecz niepasujących jedna do drugiej. Benedykt – ciągnijmy dalej to porównanie – zrobił z monastycznej gliny zupełnie inny użytek: wynalazł cegłę. I z tej cegły jego następcy wznieśli ściany domu, który przetrwał aż do dzisiaj.
„Ceglaną” miarą Benedyktowej budowy okazała się jego Reguła, zbiór przepisów porządkujących życie wspólnoty. Jej tekst rozpoczyna się historycznym łacińskim wezwaniem Ausculta fili, czyli „Słuchaj synu”. Przełożony, opat albo abbatus (w tym słowie odnajdujemy ewangeliczny rdzeń w postaci aramejskiego słowa abba, oznaczającego ojca, a właściwie „tatusia”), który sam, łaską Bożą i własnym wysiłkiem, dostąpił umiejętności słuchania, teraz wzywa na tę samą drogę młodego zakonnika.
Benedykt wymagał od swoich mnichów trzech ślubów: ubóstwa, posłuszeństwa i stałości miejsca. Trzeci spośród nich był nowością, gdyż do tej pory zakonnicy bez przeszkód przechodzili z  klasztoru do klasztoru. Oczywiście nie pomagało to w budowie trwałej duchowej formacji. Ślub ten nie służył jednak wąsko pojętemu rygorowi. Poszczególni opaci, w ramach ustalonej wspólnoty miejsca, mieli stosunkowo dużą swobodę w ustalaniu warunków, które odpowiadały lokalnej specyfice.
Znacząco zmienił się też profil zakonnych zgromadzeń. Do tej pory były one wspólnotami ludzi świeckich, w których ksiądz stanowił rodzaj kapelana. Wspólnoty te były skoncentrowane na pokucie i umartwieniu. Benedyktyńska reguła skierowała uwagę wspólnoty ku modlitwie. Spoiwem życia codziennego klasztoru stał się modlitewny porządek dnia, wyznaczany porami odmawiania określonych psalmów. Jutrznia, pryma, tercja, seksta, nona, kompleta – te pojęcia dały początek współczesnej liturgii godzin, odprawianej powszechnie wśród katolików Zachodu.
Zakon benedyktyński dał w ten sposób początek całej gałęzi zgromadzeń, stając się podstawową wspólnotą mniszą zachodniego chrześcijaństwa. Reforma Benedykta miała też pośredni, acz znaczący wpływ na kształtowanie się europejskiej tożsamości. W 787 r., ponad 200 lat po śmierci świętego, Karol Wielki sprowadził do swojej dworskiej kaplicy wierną kopię Reguły z Monte Cassino. Polecił też, aby wszystkie klasztory w jego państwie zastosowały się do zasad benedyktyńskiego porządku. Gest ten przyczynił się do ukształtowania się naszego kontynentu jako wspólnej kulturowej całości. Z tego też powodu papież Paweł VI ogłosił w 1964 r. Benedykta patronem Europy. Wola Karola Wielkiego wyznacza też cezurę w historii: o ile rok 480 (upadek cesarstwa Zachodu i narodziny Benedykta) był symbolicznym końcem starożytności, o tyle rok 787 dał początek średniowieczu.
Wspólnota na Monte Cassino przechodziła przez różne próby. U schyłku VI w., w obliczu najazdu Longobardów, mnisi opuścili klasztor i schronili się w Rzymie. Przebywali tam ponad sto lat, w 718 r. jednak wrócili i odbudowali opactwo. W 884 r. złupili klasztor Saraceni; spłonął wtedy oryginał Reguły. Ostatnie zniszczenia przyniósł szturm z 1944 r., którego okoliczności każdy Polak zna z piosenki Czerwone maki. Jednak za każdym razem klasztor odbudowywano.

Odbudować Kościół
W trzęsieniu ziemi w Nursji zniszczeniu uległ też klasztor benedyktyński, odrodzony – po długiej przerwie – w 2000 r. Założyło go trzech mnichów przybyłych z Ameryki. Ich przełożony, w pierwszym wywiadzie udzielonym po katastrofie, nie załamuje jednak rąk i zapowiada odbudowę. Nowy klasztor ma być nawet większy od poprzedniego.
Zjawiska przyrody można traktować jako znaki. Niewątpliwie takim znakiem było w 1997 r. – na trzy lata przed jubileuszem dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa – zawalenie się sklepienia bazyliki św. Franciszka w Asyżu. Fakt ten nasuwał skojarzenia z wezwaniem Chrystusa, skierowanym do świętego na samym początku jego drogi powołania: „Odbuduj mój Kościół!”. Dziś kościół św. Franciszka w Asyżu jest już odbudowany. A Kościół rozumiany jako wspólnota wiernych? To zadanie jest dopiero przed nami.
Nursja leży niedaleko Asyżu, w tym samym regionie o podwyższonej sejsmicznej aktywności. Pozostaje mieć nadzieję, że odbudowa bazyliki św. Benedykta będzie też czytelnym znakiem odnowy Kościoła.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki