Logo Przewdonik Katolicki

Ocena czy obserwacja?

Krzysztof Głowacki
fot. Fotolia

„Dokonywanie spostrzeżeń, przy jednoczesnym powstrzymywaniu się od ocen dowodzi najwyższej inteligencji”. Te słowa jednego z hinduskich filozofów przywołuje Marshall Rosenberg, dowodząc, że oceny blokują komunikację.

Ten amerykański psycholog, twórca Porozumienia bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC) nie jest w tym zdaniu osamotniony. Thomas Gordon, amerykański psychoterapeuta rodzinny stworzył listę dwunastu zachowań, które blokują komunikację, znaną jako „brudna dwunastka Gordona”. Ocenianie jest na tej liście składnikiem przynajmniej czterech zachowań: krytykowania, nadawania etykiet, diagnozowania i explicite – chwalenia połączonego z oceną. Dlaczego ocenianie działa tak destrukcyjnie? I co w takim razie możemy robić w zamian?        

Na co zamyka nas ocena?

Kiedy prowadzę warsztaty z komunikacji i pokazuję, jaki wpływ ma ocena na nasze emocje i dalszą komunikację, często robię proste ćwiczenie. Proszę uczestników, by przywołali sytuację interpersonalną, która wzbudziła w nich w ostatnich dniach silne emocje. Może to być irytacja na współmałżonka, który nie włożył naczyń do zmywarki, smutek z powodu przykrej uwagi, jaką usłyszeliśmy od współpracownika, czy nawet sytuacja, w której ktoś wcisnął nam się na pas ruchu w taki sposób, że musieliśmy mocniej wcisnąć hamulec. Kiedy już każdy poczuje na nowo tamte emocje, proszę ich, by powiedzieli, co mogli i chcieliby w tej sytuacji powiedzieć danej osobie. Gdy to mówią, proszę pozostałych uczestników, by wyobrazili sobie siebie jako adresatów tych słów i powiedzieli, jakie reakcje w nich one budzą. W znakomitej większości przypadków, gdy w wypowiedź zamieszana jest jakaś forma oceny, to właśnie ona skupia na sobie uwagę słuchaczy i reakcją większości z nich jest obrona na zarzut, jaki w tej sytuacji odczytują. Nie skupiamy się wtedy na istocie tego, z czym ktoś do nas przychodzi, ale na bronieniu pozytywnego obrazu siebie. Jeśli współmałżonek słyszy, że „wczoraj wieczorem znów nie włożył naczyń”, to najczęściej skupi się na słowie „znów”, przypominając sobie trzy ostatnie dni, w których akurat to zrobił, a wczoraj właśnie gdy miał to zrobić, zadzwonił telefon. Jeśli powiemy współpracownikowi, że jest niemiły, to pierwszą myślą, jaka się pojawi, będzie być może „Ja, niemiły? I tak powiedziałem to w łagodny sposób”. O myślach kierowcy na cisnące się na usta słowa „Jak jeździsz?” lepiej chyba nawet nie wspominać.

           

Co w zamian?

Rosenberg proponuje w takich sytuacjach nie tyle unikać ocen, co jasno oddzielać je od obserwacji, a następnie mówić o tym, co w związku z tym czujemy i czego potrzebujemy. Sugeruje, by nie mówić mężowi: „Jesteś bałaganiarzem”, ale odwołać się do faktów i opisać to, co mogłaby zarejestrować kamera czy aparat fotograficzny. W ten sposób oddzielimy obserwację od oceny i będziemy mieli większe szanse na to, że dany komunikat rzeczywiście trafi do adresata. Możemy w takiej sytuacji powiedzieć: „Kiedy dziś rano wstałam, w pokoju były brudne naczynia, było mi smutno, ponieważ zależy mi na tym, by rano był w domu porządek – dużo lepiej się wtedy czuję”. Takie zdanie ma zdecydowanie większe szanse na to, by trafić do męża, choć nawet w takiej formie jest trochę raf, na które możemy się w mówieniu natknąć.

Oceny mogą być zmieszane nie tylko z obserwacją, lecz również z mówieniem o uczuciach i o potrzebach. Rosenberg wskazuje na dwie pułapki w mówieniu o uczuciach. Pierwszą jest utożsamianie uczuć z opiniami. „Czuję się kiepskim ojcem”, „mam poczucie, że jestem beznadziejnym pracownikiem”.  Jest to raczej wyrażenie opinii, a nie uczuć. Łapiemy się w tę pułapkę, jeśli mówimy o tym, co czujemy w taki sposób, że zamiana słowa „czuję” na „myślę” nie zmieniłaby sensu wypowiedzi. Drugą pułapką jest przerzucanie odpowiedzialności za nasze uczucia na inne osoby. Robimy tak w momencie, gdy używamy słów wskazujących, że do tego, byśmy się w określony sposób czuli, potrzebny jest drugi człowiek. Jeśli mówimy, że czujemy się ocenieni, wykorzystani czy zmanipulowani, to wskazujemy, że ktoś nas ocenia, wykorzystuje albo nami manipuluje. W kimś, kto będzie taki opis słyszał, może budzić się sprzeciw, ponieważ nie miał takich intencji.

Tak naprawdę sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co czujemy, gdyż emocje – w dużej mierze – są wynikiem nie sytuacji, które nas spotykają, ale naszego ich postrzegania i interpretacji. Nasza irytacja na zajeżdżającego nam drogę kierowcę zniknęłaby, gdybyśmy wiedzieli, że właśnie śpieszy się z rodzącą żoną do szpitala. Co prawda nie wiemy, jaka jest rzeczywista przyczyna jego sposobu jazdy, ale zawsze czynimy założenia, które sprawiają, że interpretujemy je w bardziej lub mniej korzystny sposób.

 

Czy warto oceniać dobrze?

Thomas Gordon wspomina jeszcze o jednej specyficznej sytuacji, która blokuje komunikację, a często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jest to chwalenie połączone z oceną. Choć słowa „jesteś świetnym mężem”, „grzecznym dzieckiem”, czy „wspaniałą żoną” brzmią przyjemnie, to na dłuższą metę mogą pozostawić pewien znak zapytania. Za chwilę będą one konfrontowane z wszystkimi sytuacjami, w których mamy poczucie, że jesteśmy daleko od tak postawionej etykiety. Zdarzy nam się zdenerwować na żonę, dziecko nagle nie będzie w stanie panować nad swoimi emocjami, a wspaniała żona będzie po prostu zmęczona. I wtedy włączy się nasz wewnętrzny krytyk, który powie, że jesteśmy wszystkim, tylko nie tym, co te słowa mówią. I będzie przywoływał chwile, kiedy zawodzimy i się potykamy.
Co w takim razie robić w zamian? Mówić o tym, co sprawiło, że nasze życie stało się bogatsze. Powiedzieć mężowi, że kiedy rano wstajemy i widzimy pusty stół, to od razu chce nam się bardziej żyć. Powiedzieć dziecku, że kiedy patrzymy, jak gładzi swoją małą siostrę po głowie, to cieszymy się, że o nią tak dba, bo zależy nam na tym, byśmy tak robili w naszym domu. Wspomnieć żonie, że dzięki temu, że dba w domu o kwiaty, czujemy spokój i dobrze wypoczywamy. Taka forma pochwał sprawi, że naszemu wewnętrznemu krytykowi będziemy mogli odpowiedzieć, że być może się potykamy, ale są też rzeczy, które robimy w taki sposób, że inni czują się szczęśliwsi.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki