Logo Przewdonik Katolicki

Najważniejszy jest kolor

Natalia Budzyńska
Wystawa prac J. Młodożeńca / fot. R. Woźniak

Jest wirtuozem kropek, kresek i plam barwnych, jednym z najwybitniejszych twórców tzw. polskiej szkoły plakatu. Poznańskie Muzeum Narodowe wzbogaciło się o pół tysiąca prac Jana Młodożeńca, a kilkadziesiąt z nich pokazano na wystawie.

Oglądając prace Jana Młodożeńca w Muzeum Narodowym chciałoby się zacytować innego artystę plakacistę, Jana Lenicę. Powiedział on tak: „Na wystawie czy w galerii plakaty przypominają egzotyczne ptaki przeniesione z dżungli do klatek ogrodu zoologicznego. Są piękne, ale smutne”. Jest w tym jakaś prawda. Przypominają o wydarzeniach, które minęły. Szczególnie te Jana Młodożeńca są cudownie barwne, pogodne. Z jednej strony już niepotrzebne, bo nieaktualne. Z drugiej strony urzekające formą i fascynujące charakterystycznym dla artysty stylem, na który składają się czarne grube kontury, barwne czyste plamy i własny charakter odręcznie malowanej czcionki.
Wspomniany Jan Lenica smucił się tym, że coraz rzadziej artystycznie wartościowe plakaty można zobaczyć na ulicy. Współcześnie ich miejsce jest w galerii. Wystawa prac Jana Młodożeńca w Muzeum Narodowym w Poznaniu przypomina o istnieniu złotych czasów polskiego plakatu. O jego roli i o tym, że komercyjne wymagania można pogodzić z artystyczną wizją. To nie tylko informacja, ale wypowiedź artysty skierowana do inteligentnego odbiorcy.

Polska szkoła plakatu
Nie sposób opowiadać o Janie Młodożeńcu, nie mówiąc równocześnie o zjawisku nazywanym polską szkołą plakatu. Nie wiadomo kto tę nazwę wymyślił i istnieje wiele kontrowersji, czy w ogóle jej używać. A jednak porządkuje – choć i upraszcza – pewne zjawiska obecne w polskim plakacie począwszy od lat 50. do końca lat 70. XX w. Być może terminu tego użył Jan Lenica, potem często pojawiał się na łamach „Projektu”, pisma poświęconego sztuce projektowej. Dzisiaj powiedzielibyśmy: designowi. Polscy plakaciści znaczne odróżniali się od tworzących w tym okresie plakaty na świecie. Plakat miał informować. Miał rzucać się w oczy. Miał być reklamą. Tymczasem Polacy chcieli tworzyć sztukę i poprzez nią porozumiewać się z odbiorcą. Polska szkoła plakatu to nie konkretny styl, nurt czy jakaś grupa artystyczna. Nazwą tą umownie określa się zjawiska, jakie miały miejsce w określonym czasie. Pewni artyści byli jego uczestnikami. Na przykład Henryk Tomaszewski, w którego pracowni studiował Jan Młodożeniec, Jan Lenica, Wojciech Fangor, Franciszek Starowieyski, Rafał Olbiński, Wojciech Zamecznik, Waldemar Świerzy, Roman Cieślewicz, Andrzej Pągowski. Plakaty, jakie wyszły spod ręki tych artystów do dziś oddziałują, nawet powieszone na ścianach galerii. Wiele z nich wryło się w pamięć, stały się już kodem kulturowym. Młodszemu pokoleniu należy w tym miejscu przypomnieć, że były to czasy, gdy każdy zagraniczny film reklamowany był w Polsce plakatem autorstwa jednego z wyżej wymienionych twórców. Niejednokrotnie polski plakat był najlepszym, jaki dany film posiadał; to były prawdziwe dzieła sztuki. Wystarczy przypomnieć sobie plakaty do filmów Kabaret (Wiktor Górka), Ptaki (Bronisław Zelek), Czas Apokalipsy (Waldemar Świerzy), Dyskretny urok burżuazji (Franciszek Starowieyski) czy Dawno temu w Ameryce (Jan Młodożeniec).
Można wręcz powiedzieć, że były to plakaty antyreklamowe – proponowały widzowi artystyczną i intelektualną grę znaczeń. No i przede wszystkim polski plakacista miał całkowitą wolność rynkową, czego nie można powiedzieć o zagranicznych projektantach pracujących pod presją zleceniodawcy. Czyli na przykład wielkiej filmowej fabryki lub ważnego producenta.

Jan Wróbel
Jan Lenica powiedział: „Wszystko polega na umiejętności zagrania cudzego tematu po swojemu”. I zdanie to określało dobry plakat. Polscy artyści tworzyli w różnych stylach i technikach. Ich artystyczny język jest łatwo rozpoznawalny, bo aż tak odrębny. Dla świata ta różnorodność była zadziwiająca. Co więc ich łączyło? Właśnie ów przekaz intelektualny, traktowanie odbiorcy jako równego sobie (zupełnie inaczej niż obecnie, kiedy działy promocji wymuszają na grafiku tworzenie „pod target” zakładając, że odbiorca jest ćwierćinteligentem i należy wyłożyć mu wszystko kawa na ławę, nie bawiąc się w żadne rebusy). Polska szkoła plakatu korzystała z metafory, aluzji, skojarzenia, sugestii. Odbiorca nieustannie był poddawany intelektualnej grze. Krytycy sztuki wskazują także na malarskość jako cechę charakterystyczną polskiego plakatu. Wielu twórców rzeczywiście stosowało techniki sztalugowe.
Wśród twórców wykorzystujących styl malarski wymieniany jest także Jan Młodożeniec. Studiował w pracowni prof. Henryka Tomaszewskiego w katedrze plakatu i grafiki, i od razu po studiach zajął się plakatem. Współpracował z licznymi wydawnictwami, teatrami i czasopismami. Mówił, że tworzy „plakat osobowościowy”. Co się na niego składa? Na przykład bardzo charakterystyczne liternictwo, mocno złączone z kompozycją całości. Ręcznie malowane grubą czarną kreską. Traktowane jako element graficzny. Ekspresyjne. Do czarnych plam liter dodawał zdecydowane plamy koloru. Nad uzyskanym odcieniem długo pracował. Wykonywał kilka wersji jednego motywu, szukając odpowiednich połączeń kolorystycznych (dodajmy: dzisiaj grafik zmienia kolor jednym kliknięciem myszki), odpowiedniego odcienia. „Plakat osobowościowy” Młodożeńca jest trochę stylizowany na dziecięcy uproszczony rysunek wypełniony kolorem, płaski, w który wkomponowują się niemal nabazgrane niewprawną ręką litery. Właśnie ten jego „charakter pisma”, typografia Młodożeńca, jest rozpoznawalna od razu. Posiadał umiejętność – jak mówią krytycy –„zamknięcia tematu w jednym znaku”. Często humorystycznym. Elżbiecie Dzikowskiej, która pytała go o lekkość, żart i dowcip w jego twórczości odpowiedział, że „im smutniej w życiu – tym weselej na plakacie. Nie mogę przecież malować stanów duszy”. Nie na plakacie. W tej rozmowie opublikowanej w książce Artyści mówią. Wywiady z mistrzami grafiki Młodożeniec wymienia ważne dla sztuki plakatu cechy: skrót i lapidarność. Twierdził, że zawsze chciał malować, no ale trzeba było zarabiać. Gdyby nie to, zająłby się „malarstwem, rysunkiem, w które wpisywałbym litery”. No ale czy właśnie tego nie robił?

Wróbel czy barwny ptak?
„W ostatnich latach dużo maluję. Świadomie staram się malować rzeczy uśmiechnięte, wesołe, gdzie kolor jest najważniejszy, a że to są rybki, ptaszki, motyle, guziki, drobiazgi, panegiryki na cześć sztuki, to moja sprawa. Marzą mi się obrazy nieprzedstawiające. Sam kolor. Każdy kolor jest dobry, aby we właściwym sąsiedztwie” – pisał w swoim życiorysie. Jak pracował nad kolorem widać na poznańskiej wystawie. Muzeum Narodowe w Poznaniu kupiło od rodziny artysty spory zbiór jego prac: szkice, rysunki, plakaty, ilustracje, projekty. Lubił małe formaty, często malował na papierze zeszytowym, najczęściej temperą. W latach 90. oddał się malarstwu, które jednak wciąż zachowało ten sam charakter co wcześniejsze plakaty. Były żartobliwe i kolorowe. Młodożeniec był bowiem kolorystą. Podpisywał się „Jan Moineau”, czyli Jan Wróbel. Obwiedziony czarną grubą kreską ptak na jego obrazach zwiedzał świat. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki