Niejednokrotnie zastanawiałem się nad tym, jacy właściwie są współcześni polscy kandydaci do kapłaństwa? Myślałem o tym zwłaszcza wtedy, gdy takie czy inne wydarzenia ze świata nauki czy kultury zdawały się rozsadzać dotychczasowe normy i obyczaje naszego świata. A także wtedy, gdy kolejne badania opinii i praktyk religijnych wprost zdawały się dowodzić kryzysu myślenia i życia według tychże wartości. Myślę o polskich seminarzystach, ilekroć widzę kolejne przejawy medialnego szaleństwa, w ramach którego przypadek jednej kapłańskiej „czarnej owcy” każe gazetowym prokuratorom wymierzać karę całemu kapłańskiemu stanowi. A i wtedy, gdy w kościele słyszę wezwanie do modlitwy „o liczne powołania kapłańskie” („i dobre”, dodaję zazwyczaj w myślach).
Zastanawiam się, jacy oni są: ci młodzi polscy klerycy, przyszli pasterze naszych dusz. Czy są odporni na niesprawiedliwe wobec nich głosy tego świata? Czy są wystarczająco zdeterminowani, by w czasach, gdy podpowiada się im tak wiele różnych dróg (i bezdroży imitujących autostrady) nie tylko w kapłaństwie wytrwać, ale uczynić je owocnym i spełnionym wobec powierzonych sobie bliźnich?
I oto za sprawą niedawnej konferencji rektorów wyższych seminariów duchownych otrzymałem cząstkową, ale celną w tej mierze wskazówkę. Podczas spotkania w Licheniu dzielono się obserwacjami na temat kondycji kandydatów do seminariów. Zafrasowała mnie opinia ks. dr. Wojciecha Rzeszowskiego z Gniezna, że najmłodsi klerycy mają nieodpartą potrzebę bycia online, w sieci, „w kontakcie”. Ci młodzi mężczyźni nie spadają z nieba, wywodzą się z tego społeczeństwa i trudno, żeby nie przynosili ze sobą wszystkich typowych cech współczesnego młodego pokolenia. A w tym pokoleniu, jak wiadomo, internet jest drugim życiem, coraz częściej też słychać o chorobliwym wręcz uzależnieniu od sieci. Dlatego młodzież ma coraz większy kłopot z czytaniem i studiowaniem. Taki jest też „narybek” polskich seminariów. Rektorzy mówią wprost o coraz większej dysproporcji między światem, który „przynoszą” ze sobą klerycy, a tym, co proponuje im seminarium, czyli modelem formacji.
To niewątpliwe napięcie jest jednym z wyzwań dla seminaryjnych wychowawców. Wyzwań bardzo trudnych, bo trzeba pomóc przebyć młodemu człowiekowi drogę bardzo długą, chciałoby się powiedzieć, że z jednej skrajności w drugą: od życia w sieci do zakorzenienia w modlitwie i wyciszeniu; od bycia online z masą znajomych z mediów społecznościowych do online z Bogiem i z sobą samym. A wszystko to nie w imię ucieczki od świata, ale obecności w nim w innym, głębszym sensie. Jak pomóc klerykowi w wypracowaniu takiej postawy i w przyjęciu jej w wolności, bo tylko tak obrana będzie owocna i trwała? Nie ośmielę się na to odpowiedzieć.
A może przesadzam i coś, co wydaje mi się wielkim dla kondycji kapłańskiej zagrożeniem, w istocie nie niesie żadnych niebezpieczeństw? Może ta przemożna chęć sieciowej aktywności jest czymś zdrowym, ba, pomagającym klerykom rozumieć świat, a więc i tych, którzy w przyszłości powierzeni będą ich duchowej pieczy? Może. A jednak... Kiedy czytałem charakterystykę ks. Rzeszowskiego o współczesnych klerykach, przypomniałem sobie słowa nieżyjącego już historyka filozofii prof. Stefan Swieżawskiego, iż „świat bez kontemplacji jest światem zdradzonym”. Czuję, że miał rację. Podobnie jak celna wydaje mi się myśl jednego z jego mistrzów, filozofa i teologa Jacques’a Maritaina: „Być może współczesny świat uchowa się od ostatecznej katastrofy, jeśli będzie w nim choć kilku ludzi uprawiających kontemplację”.
Drodzy klerycy, być może uznacie, że zrzędzę i biadolę, nadużywając w dodatku autorytetu wielkich mędrców i że to wszystko na wyrost. Tak czy inaczej, proszę: nie pokładajcie nadmiernego zaufania w sieci. To to nie taka sieć przyniesie połów obfity.