Nie ma chyba bardziej oczywistego wezwania do walki ze złem niż rozpowszechnione przez bł. ks. Jerzego Popiełuszkę słowa z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (12, 21). Ale przyjęcie go za swoje wcale nie jest takie proste, jak może się wydawać. Nie wszyscy decydują się wziąć udział w walce ze złem. Są tacy, którzy choć na pozór nie dają się pokonać złu, to jednak nie stają jednoznacznie i wyłącznie po stronie dobra. Nie wybierają wprost zła. Tu chodzi o coś innego. O szukanie dla niego wytłumaczeń. Wytłumaczeń, które pozwalają mu bezpiecznie istnieć obok dobra. A może nawet na równi z nim.
Nie nasza odpowiedzialność
Jak to działa? Na przykład tak: Jest w firmie pracownik przyjęty prawie pół roku temu. I już niemal wszyscy zorientowali się, że niewielki z niego pożytek. Czego się dotknie, to popsuje, zawali, ale się nigdy nie przyzna. Czy ktoś mu zwraca uwagę? Upomina w trzech etapach, tak, jak uczył Jezus – najpierw w cztery oczy, potem w obecności kilku świadków, a gdy to nie poskutkuje, informuje przełożonych?
Czy raczej dzieje się coś zupełnie innego? Po pierwszych wyrazach oburzenia i dezaprobaty, wypowiadanych ściszonym głosem podczas przerwy śniadaniowej, pojawiają się wśród części pracowników próby tłumaczenia, że skoro właściciele i szefowie go przyjęli, skoro nie reagują na uprawiane przez niego szkodnictwo, to być może nie jest wcale tak źle. „Może jesteśmy przewrażliwieni? Poza tym i tak nie jest w naszej mocy wpłynąć na niego. To nie nasza odpowiedzialność” – mówi ktoś. Inni przytakują. I zaczyna się wynajdywanie wytłumaczeń dla jego kolejnych błędów i wpadek. A wkrótce rzeczą oczywistą staje się wpasowywanie jego szkodliwej aktywności w dobrze funkcjonujące dotychczas struktury i zasady.
Co sprawia, że porządni, uczciwi, nastawieni na czynienie dobra ludzie, nie tylko przymykają oczy na zło, które dzieje się tuż obok nich, obojętnieją na nie, ale nawet usiłują jakoś uzasadnić sobie i innym konieczność jego istnienia i obecności w ich najbliższym otoczeniu? Lęk przed utratą pracy? Niechęć do wychylania się? Obawa, żeby komuś nie zaszkodzić? A może po prostu obojętność i funkcjonowanie według zasady „moja chata z kraja” – te sprawy mnie nie dotyczą, są mi więc obojętne? Brak poczucia odpowiedzialności nie tylko za los firmy, ale także za los i dobro drugiego człowieka?
Cena spokoju
Jednym z powodów jest poczucie bezsiły i bezradności. Przekonanie, że zło jest tak silne i dobrze umocowane, że nie można mu się skutecznie przeciwstawić. Reakcja na zło wymaga nie tylko odwagi, ale również wysiłku. Często jest to wysiłek długotrwały i przynoszący niewspółmierne efekty. Ten, kto usiłuje sprzeciwić się złu, zwłaszcza temu, które jest mocno zakorzenione w jakimś miejscu, nie znajduje poparcia ze strony innych, wpasowanych w istniejącą sytuację. Jest osamotniony przez tych, którzy nauczyli się żyć obok zła, w zamian za swoją zgodę na nie zyskując więcej wygody życiowej, stabilizacji, jakichś doraźnych korzyści. Akceptację dla dziejącego się obok zła uważają za cenę, którą trzeba i warto zapłacić za możliwość maksymalnie spokojnej egzystencji.
Jaki tu funkcjonuje mechanizm? Na osiedlowym skwerze ktoś zostaje zaczepiony i pobity przez pojedynczego nastolatka. Chociaż w okolicy jest sporo przechodniów, nikt nie reaguje, nie próbuje przeszkodzić napastnikowi. Każdy odwraca wzrok, nawet przyspiesza kroku. Czy tylko ze strachu, z obawy, aby samemu nie oberwać? Niekoniecznie. Gdy poszkodowany dociera później do kilku świadków, których zapamiętał, słyszy najczęściej wyjaśnienie, że lepiej się trzymać z daleka, niż być ciąganym potem po komisariatach i sądach. Nawet zeznawać nikt nie chce. Nastolatek utwierdza się w przekonaniu, że jest bezkarny, bo reagowanie na zło jest ryzykowne, bo można się narazić, zyskać opinię donosiciela. Bo łatwiej przymknąć oko, niż stracić tzw. święty spokój. Tyle że on wcale nie jest „święty”. Jest pozorny i nietrwały.
Nie stawiajcie oporu?
Paradoksalnie wśród argumentów używanych przez ludzi, którzy starają się znaleźć „wytłumaczenia” zła, raz po raz usłyszeć można cytaty wzięte z Pisma Świętego. Na przykład: „Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5, 39). Te słowa Jezusa bywają błędnie rozumiane jako zgoda na zło. Podobnie jak przypowieść o chwaście, w której właściciel pola zakazuje natychmiastowego wyrywania chwastu i mówi: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa” (Mt 13, 30). W rzeczywistości mówią one o przezwyciężaniu zła dobrem i o ochronie dobra przed zagrożeniem, jakie może nieść w sobie pochopne i nieprzemyślane przeciwstawianie się złu.
O. Jacek Salij OP objaśniając sprawę niesprzeciwiania się złu, zwrócił uwagę (w książce Nadzieja poddawana próbom), że sam Jezus, gdy został uderzony w policzek, wcale nie nadstawił drugiego, lecz z godnością i spokojem podjął próbę uświadomienia słudze arcykapłana, że wymierzając cios, zrobił coś złego.
Słowa Jezusa nie są wezwaniem do zgody na zło, do obojętności wobec niego. Dotyczą prawa odwetu i zemsty. Mówią o tym, żeby na zło nie odpowiadać złem, aby go nie pomnażać. Chodzi o to, aby nie wymierzać samowolnie sprawiedliwości według zasady zawartej w kodeksie Hammurabiego – „oko za oko, ząb za ząb”. Jezus wzywając do miłości nieprzyjaciół nie każe potulnie zgadzać się na zło, które popełniają. Pokazuje, jak na nie reagować. Miłością, nie nienawiścią. Ufając Bogu, Jego sprawiedliwości i Miłosierdziu.
Kto akceptuje zło
Edmund Burke, XVIII-wieczny irlandzki filozof i polityk, twórca nowoczesnego konserwatyzmu, krytyk rewolucji francuskiej, stwierdził, że dla zwycięstwa zła wystarczy, aby dobrzy ludzie niczego w tej sprawie nie robili. Aby nie reagowali na zło, które dzieje się obok nich. Martin Luther King wyraził się ostrzej. Powiedział: „Ten kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia”.
Papież Franciszek wielokrotnie zwracał uwagę, że jednym z najpoważniejszych problemów współczesnego świata jest „globalizacja obojętności” wobec zła. Wciąż wskazuje, że w odniesieniu do zła (także tego o szerokim, społecznym zasięgu, na które – wydawałoby się – w ogóle nie mamy wpływu) potrzebna jest reakcja odpowiadająca na pytanie „Co ja mogę zrobić w tej sytuacji?”, a nie co powinni zrobić inni. Konieczność reakcji nie oznacza przeświadczenia, że pokonamy zło o własnych siłach. Skuteczność reakcji na zło każdego człowieka ma inne uzasadnienie. Franciszek zapewnia, że fala zła nic nie może uczynić przeciwko oceanowi miłosierdzia, który zalewa nasz świat. „Wszyscy jesteśmy powołani, aby zanurzyć się w tym oceanie, by dać się odrodzić, by przezwyciężyć obojętność uniemożliwiającą solidarność i porzucić fałszywą neutralność, która utrudnia wzajemne dzielenie się”. Dzielenie się dobrem, które zwycięża zło.