Logo Przewdonik Katolicki

Walczę na dwa fronty

Piotr Zaremba

W warszawskim tramwaju pobito profesora Uniwersytetu Warszawskiego Jerzego Kochanowskiego – podobno za to, że rozmawiał w ojczystym języku kolegi z Niemiec.

Pobity, notabene mój starszy kolega ze studiów, stał się natychmiast oskarżycielem obecnych władz, którym przez kilka dni zarzucał przed kamerami bierność i podsycanie antycudzoziemskich nastrojów. Dosłownie za chwilę pojawiła się kolejna relacja, zresztą mniej drastyczna, o słownej napaści innego obywatela na dwie Azjatki – w metrze. Choć w tym przypadku napastnika zatrzymano, natychmiast zaczęto pisać o epidemii  strachu, szaleństwie nienawiści i przemocy, przywołując zresztą wcześniejsze historie. Odpowiedzialna ma być  rządząca prawica.
W tej sprawie walczę, niestety, na dwa fronty.  Konkluzje oskarżycieli obecnej władzy wydają mi się zbyt proste. Czy rzeczywiście odpowiada ona za wszelkie zaniedbania policji? To oczywiste, że policjanci nie będą obecni wszędzie, a niechęć stróżów prawa do interwencji, przyjmowania zgłoszeń i nadmiernego wysiłku to problem odwieczny. Przeciwnicy obecnego rządu powołują się na razie na raport prokuratury wykazujący wzrost liczebności  tzw. przestępstw z nienawiści w roku 2015. Wtedy przez prawie cały rok rządził jeszcze politycznie poprawny rząd PO–PSL. Czy on także był niezainteresowany walką z takimi  przestępstwami?
No tak, ale to polityczna atmosfera wywołana przez prący do władzy PiS spowodowała, że ludzie nie czują się bezpieczni, pada odpowiedź. Nie wykluczam nawet, że tak jest – zeszły rok to czas ożywionych debat o przyjmowaniu imigrantów.  Mógł podsycić nerwowość, a czasem niechęć wobec obcych. Czy to jednak oznacza, że nie ma się prawa dyskutować, krytykować jakieś grupy etniczne, a nawet nie chcieć ich wpuścić do siebie? Nie uważam tak. Pod warunkiem że mówi się o tym wszystkim cywilizowanym językiem. Politycy PiS na ogół tak postępowali, a pod pretekstem walki z językiem nienawiści chce się zamykać ludziom usta.
I na tym bym skończył, gdyby nie pewne okoliczności dodatkowe. Bo śledziłem uważnie debatę w internecie na temat zaatakowanego profesora Kochanowskiego. Gorliwość,  z jaką oskarżył rząd, wynika zapewne z jego sympatii i antypatii przed napadem. Ale też ze strony sympatyków prawicy posypał się na niego deszcz podejrzeń. Mający równocześnie zrelatywizować jego relację, podważyć ją, osłabić jej efekt. Wygląda na to, że część ludzi istotnie nie widzi w tym żadnego problemu. Także dlatego, że inni okładają ich takimi faktami po głowie, ale czy to wystarczy za usprawiedliwienie?
Nie ma żadnych dowodów na to, że polityczni przełożeni policji zalecają w takich przypadkach bierność czy kryją nieudolność.  A jednak było już parę historii, które mogły sugerować, że nowa ekipa ma nieco inne priorytety niż stara. Choćby dość nieudolne usprawiedliwienie przez czołowych polityków PiS z szefem MSW włącznie przypadku wyrzucenia grupy KOD-owców z pogrzebu „Inki” i „Zagończyka” w Gdańsku. To oczywiście nie dotyczy ksenofobii, a walki politycznej między Polakami. Ale czy policjanci nie mieli prawa odnosić wrażenia, że prawicowy ekstremizm jest brany pod ochronę. I wiązać to z przypadkami zwykłych pijaków czy psychopatów napastujących na ulicy ludzi odrobinę choć odmiennych?
Każdy taki przypadek może wracać, jak w sławnym efekcie motyla, stokrotnymi konsekwencjami. A jest jeszcze ogólna fala wzajemnej wrogości, erupcja tzw. hejtu zalewającego choćby internet. Za co odpowiadamy po troszę wszyscy. Za łatwo  lewica czyni oskarżonego z PiS. Ale też za łatwo ludzie prawicy chcą się wykręcić od wszelkiej odpowiedzialności za atmosferę. Wiem, że takie zrównoważone wnioski budzą dodatkową  agresję po obu stronach barykady. Ale czy przez to przestają być prawdziwe? Chyba nie. Ja będę się upierał.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki