Tuż przed wakacjami rząd Beaty Szydło przyjął konkluzje Rady Unii Europejskiej w sprawie „ochrony przed dyskryminacją” mniejszości seksualnych. Program unijny zakłada w tym względzie zwiększenie „działań uświadamiających” w zakresie „praw mniejszości seksualnych”, szczególnie w edukacji. Unia będzie też zachęcać „mniejszości seksualne” do częstszego „zgłaszania przypadków nietolerancji” oraz przedstawienia corocznych sprawozdań o „postępach w zakresie równouprawnienia osób LGBT”.
Zły to znak, bo przynajmniej od kilkudziesięciu lat wiadomo, że ta tzw. walka z dyskryminacją, to nic innego jak realizacja programu politycznego ruchu homoseksualnego. Jeszcze za czasów pontyfikatu Jana Pawła II Kongregacja Nauki Wiary uczyła, że „dyskryminacja” jest po prostu pojęciowym instrumentem ruchu homoseksualnego. Uczyła, ale polskich polityków nie nauczyła. Zamiast nie przyjmować niebezpiecznych konkluzji udają, że nic się nie stało.
Niczym nieusprawiedliwiony konformizm.
Ale żeby było tego mało, do walki z „dyskryminacją” środowisk homoseksualnych ruszyło w Polsce także kilka wpływowych środowisk katolików. Tu pewnie nie z konformizmu, ale z przekonania. Chodzi oczywiście o kampanię „Przekażmy sobie znak pokoju”. Kolejną finansowaną przez Sorosa kampanię, która ma na celu relatywizację nauki Kościoła i chrześcijańskiej etyki. Na całe szczęście w sposób zasadniczy odezwał się w tej prawie kard. Stanisław Dziwisz, który w swoim oświadczeniu napisał, że ta „kampania, która odwołuje się do nauki chrześcijańskiej, ma na celu nie tylko promowanie szacunku dla osób homoseksualnych, ale również uznanie aktów homoseksualnych oraz związków jednopłciowych za moralnie dobre. Z ubolewaniem stwierdzam, że w fałszowanie niezmiennej nauki Kościoła włączyły się również niektóre środowiska katolickie, których wypowiedzi i publikacje odeszły od Magisterium”.
Bardzo ważna wypowiedź kard. Dziwisza dobrze konkluduje sprawę, choć na pewno w sensie debaty społecznej jej nie zamyka. Bo konformizm polskich polityków przyjmujących bez dyskusji zalecenia Brukseli promujące homoseksualizm jest tak samo niebezpieczny jak przekonania niektórych katolickich działaczy wpisujących się w kampanie fałszujące naukę Kościoła.