Logo Przewdonik Katolicki

Krew na billboardach

Monika Białkowska
Fot. krew_Neyro/Fotolia

Billboardy z ciałami dzieci po aborcji zawisły znów w centrach kilku miast. Po raz kolejny wywołały oburzenie.

Życia nienarodzonych dzieci trzeba bronić. Trzeba się o nie upominać, trzeba o temacie przypominać, trzeba wychowywać, edukować, nawracać. Pytanie tylko, czy za wszelką cenę? Kiedy dziecko nienarodzone przestaje być celem samym w sobie, a staje się narzędziem w rękach innych?
 
Godność nienarodzonego
W kwietniu 2000 r. Jan Paweł II spotkał się z uczestnikami międzynarodowego kongresu na temat „Płód jako pacjent”. Mówił wówczas o godności człowieka w łonie matki, powołując się między innymi na instrukcję Donum vitae i encyklikę Evangelium vitae: „W ostatnich dziesięcioleciach, kiedy to świadomość człowieczeństwa płodu jest podważana lub zniekształcana (…), Kościół wielokrotnie potwierdza ludzką godność płodu i broni jej. Dajemy przez to wyraz przekonaniu, że istota ludzka powinna być szanowana i traktowana jak osoba od momentu swego poczęcia, dlatego od tego momentu należy jej przyznać prawa osoby, wśród nich zaś przede wszystkim nienaruszalne prawo do życia każdej niewinnej osoby ludzkiej. (…) Należy ochraniać, bronić i wspomagać życie płodu w łonie matki ze względu na jego wrodzoną godność, która przynależy embrionowi, a nie jest czymś nadanym albo przyznanym przez innych. (…) Ufam, że w swojej pracy będziecie się zawsze inspirować stanowczym uznaniem godności właściwej wszystkim ludzkim istotom, z których każda jest niezrównanym darem stwórczej miłości Bożej”.
Sprzeciwiając się stosowaniu procedury in vitro, zarówno organizacje obrońców życia, jak i sam Kościół również odwołują się do pojęcia godności. Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka w apelu z 2008 r. podkreślało, że procedura in vitro „narusza godność ludzką zarówno samych rodziców (…), jak i godność człowieczą dziecka poczętego poprzez stosowanie wobec niego selekcji, transferu, procesu zamrażania i odmrażania oraz przetrzymywania w bankach ludzkich embrionów”. Przypominało, że procedura narusza Konstytucję RP, która mówi o poszanowaniu przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka, o prawnej ochronie każdego człowieka oraz o tym, że „nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu”.
Teologia uczy nas, że ludzkie ciało jest arcydziełem Boga, wyniesionym do najwyższej godności w nadprzyrodzonym z Nim zjednoczeniu, jest świątynią Ducha Świętego. Godność ta wynika z samego aktu stworzenia, a nie na przykład przyjęcia sakramentu chrztu – co oznacza, że jednakową godność mają ciała pobożnych katolików, ciała muzułmanów czy ciała dzieci nienarodzonych.
Oprócz prawa i teologii są również ludzkie emocje i intuicje, obok których w sprawie tak delikatnej nie można przejść obojętnie. Na jednym z for internetowych matka dziecka nienarodzonego wyznaje: „Naszego ośmiotygodniowego dziecka nie pochowaliśmy, zresztą szpital nie raczył dać nam tej szansy. Potem prześladowała mnie wizja jakiegoś ścieku czy śmietnika, w którym szczątki dziecka się znalazły. Braku indywidualnego grobu nie żałuję, ale chciałabym mieć pewność, że ciało zostało pochowane, choćby zbiorowo, z poszanowaniem godności człowieka, którą nosiło”.
 
Sacrum śmierci
Jednym z niewielu tabu (może po prostu sacrum?), jakie przetrwały we współczesnej kulturze, jest tabu śmierci. Choć wydaje się, że już wszystko jest na sprzedaż, śmierć wciąż pozostaje sprawą intymną. Nawet jeśli jest publiczna, staramy się ochronić umierającego i zmarłego przed wzrokiem przypadkowych gapiów. Podczas wypadków drogowych czy ataków terrorystycznych rozstawia się parawany, osłaniające ciała. Na fotografiach pikselizuje się twarze zmarłych. Kto nie szanuje tych niepisanych reguł, spotyka się ze społecznym potępieniem. Oburzenie wywołała kilka lat temu publikacja zdjęć z miejsca katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, na których widać było szczątki Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar. Podobnie reagował świat na publikację fotografii umierającej księżnej Diany w rozbitym samochodzie. Sąd uznał, że komendant główny policji i redakcja pisma „Policja 997” muszą przeprosić rodzinę Olewników za opublikowanie zdjęcia zwłok Krzysztofa Olewnika, wydobytych w 2006 r. Całkiem niedawno prokuratura musiała się zająć sprawą zdjęć wyłowionego z Warty ciała Ewy Tylman – jedne próbował sprzedać prasie człowiek, który ciało znalazł, inne wykonali pracownicy zakładu pogrzebowego.
Media – wbrew temu, co się czasem o nich sądzi – zachowują tu zasady przyzwoitości i w zdecydowanej większości takich fotografii nie kupują i nie publikują. Kiedy w 2013 r. zmarła Jadwiga Kaczyńska, „Super Express” zamieścił zdjęcie jej zwłok, zakrytych materiałem, wynoszonych ze szpitala. Środowisko dziennikarskie zdecydowanie odcięło się od kolegów. Wcześniej, w 2004 r. ten sam tabloid opublikował na okładce w dużym zbliżeniu twarz martwego Waldemara Milewicza, korespondenta wojennego, który zginął w ataku pod Bagdadem. Wtedy również dziennikarze solidarnie zareagowali, jednoznacznie potępiając taką decyzję redakcji. Mówiono wtedy o „oburzającym naruszeniu zasad etyki dziennikarskiej i norm obyczajowych”, a dziennikarzy tabloidu nazywano hienami.
Nie ma w Polsce prawa, które zakazywałoby publikacji fotografii ciał. Nie wszystkie zresztą gorszą. Przypomnijmy sobie choćby wystawione na widok publiczny ciało papieża Jana Pawła II i tysiące fotografii, które wówczas wykonano i opublikowano. Problem moralny pojawia się dopiero w odniesieniu do kontekstu konkretnej publikacji. Jeśli ciało jest otoczone szacunkiem, przygotowane do pogrzebu, nikt nie posługuje się nim dla osiągnięcia własnych celów – wtedy fotografia nas wzrusza, ale nie gorszy. Jeśli zdjęcie ma wzbudzić sensację, pomóc osiągnąć jakiś cel, oburzyć, przerazić, wtedy dopiero pojawiają się etyczne pytania o godność człowieka, który już sam nie może się obronić. I wierzę, że to rzeczywiście kwestia elementarnego poczucia przyzwoitości i szacunku dla drugiego – bo przecież nie o wrażliwość na krew chodzi. Na krew, rozerwane ciała i mózgi wypływające z głowy zobojętnieliśmy, wszak nie takie rzeczy każdego dnia serwują nam reżyserzy filmowi.
 
Dlaczego to robić dzieciom?
Właśnie w tym miejscu spotykają się dwa ważne tematy: godność człowieka i szacunek dla jego ciała również po śmierci. Spotykają się, kiedy stajemy przed rozwieszonymi w centrum jednego czy drugiego miasta billboardami, pokazującymi w dużym zbliżeniu ciała dzieci po aborcji. Jest szczytny cel: obrona życia, które powinno zawsze pozostawać nienaruszalne. Ale jest też pytanie: jakie stosujemy metody? Przeciwnicy billboardów mówią o epatowaniu krwią, o dzieciach, które na to patrzą. Powołują się na prawo, które pozwala na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za umieszczanie w przestrzeni publicznej treści okrutnych i drastycznych. Przypominają, że są filmy i reklamy, które mogą być emitowane w godzinach nocnych, żeby ochronić przed nimi dzieci. Tymczasem problem jest dużo głębszy niż sama tylko krew i maleńkie, rozerwane rączki na plakacie. Problem pojawia się, gdy pytamy o godność tych dzieci.
Jeśli wsłuchać się w głos Kościoła, zamordowane w czasie aborcji dzieci mają taką samą godność jak każdy inny człowiek. Fotografia każdego innego człowieka, rozerwanego na strzępy w kałuży krwi, wzbudziłaby słuszny gniew. Gdy to dziecko jest maleńkie, gdy jeszcze jest niezdolne do samodzielnego życia – gniewu i zgorszenia obrońców życia już nie wzbudza. Przeciwnie, takie zdjęcie staje się w ich rękach narzędziem do szokowania, do oburzania, do prawdziwej, ale bardzo brutalnej w formie informacji.
Tak – to jest prawda. Prawdą są rozerwane na strzępy ciałka dzieci. Prawdą są zmiażdżone głowy. Prawdą są dłonie wielkości ziarenka pieprzu. Ale prawdą jest również godność tych dzieci. Nikomu nie przyszłoby do głowy prowadzenie kampanii na rzecz ostrożnej jazdy przez publikację w centrach miast zbliżeń zmasakrowanych ciał ofiar wypadków. Nikt nie odważyłby się potępiać czynów pedofilskich przez publikację pornografii dziecięcej. Nikt nie wpadnie na pomysł wzywania do trzeźwości plakatami, pokazującymi wyłowione po roku ciała tych, którzy po pijaku wpadli do jeziora. Oczywiste jest, że tego się nie robi – tego nie robi się rodzinom i nie robi się ofiarom. Dlaczego więc robi się to dzieciom nienarodzonym?
Cel jest szczytny, ale metody nieskuteczne i zadziwiająco niekonsekwentne. W końcu to właśnie od obrońców życia oczekiwalibyśmy najbardziej zdecydowanej obrony godności dzieci nienarodzonych we wszystkich jej wymiarach.
Być może właśnie metody poddać trzeba refleksji. Prowadzenie kampanii pozytywnej jest trudniejsze niż negatywnej, ale badania wskazują, że kiedy chodzi o naprawdę ważne tematy – o wiele skuteczniejsze. Kiedy jednocześnie na szali kładziemy godność człowieka, oczywiste się staje, że warto podjąć ten trud. I być może zamiast rozerwanych ciał dzieci, na billboardach, w gazetach i programach telewizyjnych powinny zacząć pojawiać się matki i ich dzieci, urodzone mimo „wyroku” zespołu Downa, urodzone mimo raka, urodzone mimo wszystko i kochane najbardziej na świecie. Kto powie światu, że każde dziecko, mimo bólu i łez jest radością i nadzieją, jeśli nie my, chrześcijanie? Billboardy z ciałami nienarodzonych dzieci na ten temat milczą…
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki