Nie mogę nie zacząć od pytania o Cisnę. Jej historia jest naprawdę niezwykła.
– Cisna to osierocony niedźwiadek, który pojawił się nagle w Bieszczadach. Leśnicy przez kilka dni próbowali odnaleźć jej matkę, niestety bezskutecznie. Nie znaleziono żadnych jej śladów. Niedźwiadek w krzyku rozpaczy wychodził już na drogę, szukając pomocy i zaczepiając turystów. W końcu podjęto decyzję, żeby słabnącego misia przewieźć do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Tam maleństwo otrzymało pomoc ratującą jego życie. Kiedy Cisna przyjechała do Poznania, była sześciokilogramowym, osieroconym niedźwiadkiem, wymagającym karmienia butelką sześć razy dziennie. Do dziś zresztą tej butelki potrzebuje. Wymaga kontaktu i bliskości. Matka niedźwiedzica w naturze pozostaje ze swoimi dziećmi bardzo długo, nawet kilkanaście miesięcy.
Cisna nie ma matki, ale nie jest sama…
– Przyszedł taki moment, kiedy Cisnej zaczęło brakować bliskości. Chciała mieć człowieka przez całą dobę, czego nie byliśmy w stanie jej zapewnić. Zaczęły się pojawiać pierwsze objawy choroby sierocej, Cisna gryzła swoje łapy i gdybyśmy tego nie przerwali, mogłaby się okaleczać. Na podstawie doświadczeń innych ogrodów zoologicznych podjęliśmy decyzję o zapewnieniu jej futrzastego towarzysza. Wprawdzie z dużymi obawami i ostrożnością, ale wprowadziliśmy do niej psa. Bari jest mastifem tybetańskim, w podobnym wieku jak Cisna, podobnie szybko rosnącym, grubokościstym i ze znakomitym podszerstkiem, tak żeby w czasie zabawy niedźwiadek nie zrobił mu krzywdy. Pies musiał być zaszczepiony i zdrowy, bo transfer patogenów z psów na niedźwiedzie jest błyskawiczny. Bari okazał się przekochanym przyjacielem dla Cisny. Wspólnie śpią, wspólnie się bawią, wylizują sobie nosy, Cisna przestała gryźć swoje łapy i wspaniale rośnie. Ona wypija psie mleko i wyjada tłusty ser, a on zjada jej ryby. Gdy Cisnę zaniepokoi jakiś dźwięk z zewnątrz, próbuje ukryć się za Barim. Nie wiemy, ile taka przyjaźń może potrwać, znane są przypadki, że przetrwała całe życie zwierząt. Mamy nadzieję, że u nas potrwa jak najdłużej, ale przy pierwszej oznace dyskomfortu ze strony któregoś ze zwierząt jesteśmy gotowi je rozdzielić.
Pojawiają się czasem pytania, czy nie wykorzystujecie psa dla dobra niedźwiedzia?
– Pies pozostał psem. Kiedy do nas przyjechał, miał już za sobą dwa ważne procesy w psim życiu, proces habituacji i socjalizacji. Wie, że jest psem, a nie niedźwiedziem. Jedyną „niedźwiedzią” rzeczą, jakiej próbuje, jest wspinanie się na drzewa, jeśli Cisna ukryje zabawki gdzieś wyżej – oczywiście nie może mu się to udać. Bari cały czas ma też kontakt z ludźmi. Wychodzi na spacery, nie wykazuje jakichkolwiek oznak dyskomfortu, bardzo kocha swojego niedźwiadka i bardzo kocha swoich opiekunów, ma poczucie swojej przynależności i tożsamości. Ma otwarty wybieg i stały dostęp do pomieszczeń, zwierzęta same regulują sobie wyjścia. Nie musi samotnie siedzieć w pustym i ciasnym mieszkaniu, czekając, aż właściciel wróci z pracy. Jedyny dyskomfort odczuwa Cisna, gdy jej pies wychodzi na spacer: niepokoi się, gdy traci go z zasięgu wzroku, słupkuje albo biega wzdłuż płotu, fufając i domagając się powrotu przyjaciela.
Znana jest historia niedźwiedzia Wojtka, zaadoptowanego w czasie II wojny światowej przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa. Cisna wychowana przez człowieka na butelce mogłaby być drugim Wojtkiem, niedźwiedziem uczłowieczonym. Nie mieli państwo takiej pokusy?
– Nie. Antropomorfizacja zwierząt nie jest dla nich dobrem. Człowiekowi wydaje się czasem, że pieszczenie i trzymanie na kolanach zwierzęcia to jest uchylanie im nieba, tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Bardzo staramy się w każdym zwierzęciu ocalić cząstkę dzikości i biologicznej natury. Nie zawsze jest to łatwe, kiedy trzymamy na rękach maleńkiego, osieroconego niedźwiadka, ale trzeba zachować zdrowy rozsądek. Najważniejsze jest, żeby zachować szacunek dla żywej istoty, która urodziła się wolna i żyć powinna w naturze – a na skutek działalności człowieka tę możliwość utraciła. Przyjdzie taki moment, że ludzie będą się musieli od Cisny odsunąć, również ze względów bezpieczeństwa. Polskie przepisy pozwalają na obsługę zwierząt niebezpiecznych tylko bezkontaktowo albo w kontakcie chronionym. Myślimy, że zadziała też biologia: niedźwiedzie brunatne są z natury samotnikami, osiągając dojrzałość, same odsuwają się od matek i rodzeństwa. W ogrodzie zoologicznym również przychodzi moment takiego pożegnania, kiedy trzeba pozwolić im pójść na swój wybieg, do swojego życia i swojego świata. Zobaczymy, jak biologia zadziała w przypadku Cisny. Na razie jest niezwykle inteligentnym zwierzęciem, bardzo szybko się uczy, ale chcemy, żeby pozostała niedźwiedziem.
Od niedawna w Poznaniu mieszka również Baloo – inny niedźwiedź, bardzo skrzywdzony przez człowieka.
– O Baloo nadal trudno jest mówić bez emocji. Ten niedźwiedź jest przykładem tego, jak przedmiotowo człowiek może potraktować zwierzę wyłącznie ku uciesze gawiedzi. Baloo przyjechał do nas z cyrku. Nie ma pazurów. Część z nich została usunięta mechanicznie, część utracił na skutek choroby sierocej, podczas samookaleczenia. Już nie odrosną, a brak pazurów u niedźwiedzia porównywalny jest do braku palców u człowieka. Zdeformowane przez to łapy już nigdy nie będą zdrowe. Baloo permanentnie zamknięty był w cyrkowym wozie, ma więc nierozwinięte mięśnie. Kondycja skóry i futra wskazują na to, że niedźwiedź nie miał dostępu do światła słonecznego. Ma częściowo spiłowane zęby. Nie ma górnych kłów. Ma potworne blizny po ranach na głowie od uderzania w pręty klatki. Ma również straszną stereotypię, czyli ciągłe powtarzanie bezcelowych ruchów. Ten niedźwiedź jest dla nas olbrzymim wyrzutem sumienia. Cyrk utrzymywał go, bo przychodzili ludzie, który chcieli go oglądać. Gdyby nie chcieli, Baloo pewnie biegałby dziś wolno po lasach i górach gdzieś w Hiszpanii. Teraz nie zostaje nam już nic innego, jak próba ratowania jego rozwoju, psychiki i naprawdę znużonego ciała. Jest na maleńkim wybiegu rehabilitacyjnym, wkrótce budować będziemy dla niego duży wybieg ostateczny. Nie wiemy, czy uda nam się odwrócić zachowania wykształcone przez cyrk. Ale jest młody i ma nadzieję na długie i w miarę sympatyczne życie, które postaramy się mu zapewnić. Na szczęście nie ma traumy związanej z człowiekiem. Swoim ludziom ufał, bardzo źle reaguje tylko na coś, co przypomina mu pręty, nawet na parasol czy uderzenie metalu.
Jak to w ogóle możliwe, że ktoś hoduje niedźwiedzia?
– Niestety, w Polsce nie ma regulacji prawnych, które by tego zabraniały. Potrzebna jest przede wszystkim regulacja, jaką wprowadziła Grecja – ta hellenistyczna Grecja z wielką tradycją widowisk – zakazując widowisk cyrkowych z udziałem zwierząt. Ważne są również regulacje i zaostrzenia w ustawie o ochronie zwierząt, tak żeby sprawy o znęcanie się nad zwierzętami nie były umarzanie ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. To, co człowiek robi ze zwierzęciem, przekłada się również na jego stosunek do ludzi. Kto naprawdę szanuje życie, szanuje zarówno życie ludzi, jak i zwierząt.
Ludzie noszą psy w torebkach i ubierają je w sukienki. Na tym polega szacunek do zwierząt?
– To nie szacunek, a pewnego rodzaju egoizm, który może wynikać z zaburzonych interakcji z innymi ludźmi. Zwierzę staje się ośrodkiem tej dziwnej „miłości”, która mu szkodzi, bo nie pozwala na wyrażanie jego naturalnych cech biologicznych. Ludzie, którzy chcą mieć kota i nienaruszone meble, zamiast zapewnić mu odpowiednie bodźce, usuwają mu pazury. Dla własnej wygody i przyjemności amputują zwierzęciu część ich ciała i czynią zwierzę swoim więźniem. Ważne jest, żebyśmy zachowali zdrowy rozsądek i uszanowali naturalne potrzeby i behawior naszego psa czy kota. Szacunek polega na tym, że będziemy psa jak najczęściej wyprowadzać na spacer, a nie rozkładać mu podkład w domu, a potem wycierać mu tyłek papierem toaletowym, bo i takie rzeczy też się zdarzają. Zwierzę nie jest po to, żebyśmy kompensowali sobie nim nasze niezrealizowane potrzeby bliskości, czułości czy miłości. Natura jest niezwykłym darem Bożym – uznanie jej praw i uszanowanie ich jest pierwszym krokiem nauki pokory. Drugim krokiem jest odejście od prób uczłowieczania zwierząt. Albo będziemy akceptować, że kot będzie chodził po szafkach, bo tak właśnie robią koty – albo nie sprawiajmy sobie takiego futrzastego przyjaciela. Zwierzęta nie mogą być zabawkami w naszych domach. Mogą być naszymi przyjaciółmi, jeśli zaakceptujemy ich inność i ją uszanujemy.
Czy brak uszanowania dla owej „inności” psa czy kota nie bierze się stąd, że nie rozumiemy ich języka.
– To zadziwiające, że zwierzęta szybciej uczą się języka ludzi niż ludzie języka zwierząt. Wyczuwają nasze nastroje, idealnie nas obserwują. My się tego nie uczymy i jest w tym odrobina lenistwa. Żyjemy w dramatycznym czasie konsumpcji i wyścigu, kontakt nawet z własnymi zwierzętami mamy bardzo powierzchowny. Otwieramy puszkę z jedzeniem, rzucamy zabawkę, pogłaszczemy tak długo, jak sami tego potrzebujemy. To jest przyczyną wielu zaburzeń behawioralnych u zwierząt, które zostają same w domu, często bez zabawek czy innych elementów aktywizujących. Tymczasem pies potrzebuje długich spacerów. Kot potrzebuje ćwiczyć polowania. A my nie mamy na to czasu i często wolimy tego nie rozumieć. Uważam, że jeśli już chcemy trzymać zwierzę w domu, pracując jednocześnie, nie powinno to być tylko jedno zwierzę – wtedy mają one namiastkę społeczności nawet wtedy, gdy człowieka nie ma w domu.
W Polsce trwa dyskusja na temat zasadności zaostrzania kar za znęcanie się nad zwierzętami. Przeciwnicy takiego rozwiązania przekonują, że to odwróci uwagę od cierpienia ludzi.
– Myślę, że są to dwie absolutnie różne kwestie. Jeśli człowiek zachowuje się etycznie i moralnie, to jednakowo wobec ludzi i wobec zwierząt. Nie wierzę, żeby ktoś, kto szanuje naturę zwierząt i nie robi im krzywdy, byłby w stanie zachować się niewłaściwie wobec drugiego człowieka. Moje doświadczenie pokazuje raczej, że ów szacunek dla życia dotyczy życia w każdym tego słowa znaczeniu. Nie wolno jest mówić, że jeśli ktoś interesuje się losem zwierząt, to obojętny mu będzie los chorego dziecka czy innego człowieka. Są to sprawy zupełnie różne, ale połączone naszą wrażliwością. Polecenie „czyńcie sobie ziemię poddaną” nie oznaczało „niszczcie naturę” czy „róbcie z naturą, co chcecie”. Myślę, że powinniśmy interpretować te słowa tak, jak robił to papież Benedykt XVI, pisząc o szczególnym obowiązku opieki nad zwierzętami i całym stworzeniem. Przeciwstawiając się naturze czy niszcząc ją, człowiek przeciwstawia się samemu Bogu i źle ów obowiązek opieki nad stworzeniami na ziemi wykonuje. To, że jesteśmy koroną stworzenia i że mamy rzeczywisty i ogromny wpływ na to, co dzieje się na ziemi, nakłada na nas olbrzymią odpowiedzialność za wszystko, co zostało nam powierzone.
Uwolnić zwierzę
Monika Białkowska
W Polsce trwa dyskusja między zwolennikami zaostrzenia kar za znęcanie się nad zwierzętami a tymi, którzy twierdzą, że to prosta droga do deprecjonowania wartości życia ludzkiego.
Można się w tę dyskusję włączać teoretycznie – a może iść tam, gdzie na zwierzętach znają się najlepiej i gdzie rzeczywiście je rozumieją. W ten sposób trafiam do poznańskiego nowego zoo. Co zauważam najpierw? Nosorożec przychodzi na wołanie i pozwala się pogłaskać. Podobno bardzo to lubi. Skórę ma miękką i zaskakująco ciepłą. Z bardzo daleka widzę kilkudniową Tufani. To zebra, urodzona w czasie burzy. Z wysokich drzew spoglądają na mnie trzej bracia: Aki, Toshi i Nori, pandy rude. Leoś na widok swojej opiekunki cieszy się tak bardzo, że nie sposób zatrzymać go na fotografii. To lemur odrzucony przez matkę i wychowany na butelce, pracownicy zoo to jego pierwsza rodzina. Ogromna przestrzeń, brak betonowych wybiegów i prętów krat pozwalają zapomnieć, że jesteśmy w ogrodzie zoologicznym. Idziemy do miejsca, które ostatnio przyciąga najwięcej gości: do Jej Misiowatości Królowej Cisny. Tam nawet pracownicy ogrodu stają zachwyceni i zakochanym wzrokiem patrzą na szaleństwa maleńkiego niedźwiadka.