Wizyta papieża Franciszka w Polsce nie przestaje intrygować. I nawet po wyjeździe Ojca Świętego z Polski zdarzają się niespodzianki, każące nam nieustannie na nowo spoglądać na jego przesłanie. I nie mam tu na myśli nawet tego, co papież powiedział na pokładzie samolotu. Często, gdy odbywa podróż lubi porozmawiać z dziennikarzami i powiedzieć coś, o co później spierają się komentatorzy. Dla mnie sporym zaskoczeniem było co innego. Otóż kilka dni po powrocie papieża do Rzymu, Watykan opublikował na swej stronie internetowej zapis rozmowy Franciszka z polskimi biskupami.
Już samo w sobie opublikowanie tego dokumentu było ciekawe. Wszak spotkanie miało charakter zamknięty. Nie towarzyszyły mu kamery i większość z nas skazana była wyłącznie na przecieki. Decydując się na publikację, Stolica Piotrowa pozwoliła nam troszkę zajrzeć pod podszewkę papieskiej wizyty.
Ale to nie koniec zaskoczeń. Bo część mediów – szczególnie na Zachodzie – przekonywała, że między Kościołem w Polsce a papieżem istnieje jakiś konflikt. Bo oto tu postępowy papież, nadzieja lewicy i liberałów całego świata, a tam biskupi, którzy rzekomo jednogłośnie wspierają prawicowy rząd w Polsce. Przekonywano, że biskupi znad Wisły krzywo patrzą na papieża, który ma wprowadzać do Kościoła jakieś nowinki. Jednak każdy, kto przeczyta stenogram ze spotkania papieża z pasterzami Kościoła w Polsce, natychmiast się zorientuje, że po tego typu napięciu nie ma nawet śladu. A konflikt Rzymu z Kościołem w Polsce to tylko bajeczka.
Rozmowa papieża z hierarchami z Polski była też bardzo interesująca ze względu na to, że obalała jeszcze inny mit: naiwnego papieża. Bo Franciszek wyrażał się bardzo precyzyjnie, dawał dowód temu, że bardzo dobrze rozumie sytuację w naszym kraju i w dodatku wygłosił poglądy, które z pewnością nie będą w smak wielu środowiskom postępowym, które papieża biorą na sztandary, by uczynić go narzędziem krytyki polskiego konserwatyzmu.
Najwięcej zaskoczeń przynosi bowiem odpowiedź Franciszka na pytanie o to, co konkretnie trzeba zrobić w sprawie uchodźców. To pytanie staje się dla papieża pretekstem do bardzo szerokiej wypowiedzi. Papież przede wszystkim nie twierdzi – co zaskoczy pewnie lewicę – że trzeba bezwarunkowo przyjmować wszystkich, którzy pukają do naszych drzwi. Przekonuje, że każdy kraj ma inną sytuację, ale najważniejsze jest zachowanie otwartej postawy. I tu – być może to przykre słowa dla części prawicy, która lubi straszyć uchodźcami, terrorystami i islamem (w samolocie apelował, by nie utożsamiać islamu z terroryzmem) – mówi, że należy zachować przede wszystkim postawę otwartą, bo na tym polega miłosierdzie.
Franciszek dalej przestrzega przed zagrożeniem ze strony ideologii gender, które polega m.in. na wmawianiu dzieciom, że mogą sobie wybrać czy są chłopcami, czy dziewczynkami. Odwołując się do słów papieża Benedykta XVI, Franciszek mówi o grzechu przeciwko Bogu, który stworzył człowieka kobietą i mężczyzną. Przestrzegł też przed źródłem obecnych napięć wewnątrz i pomiędzy narodami, czyli traktowaniem jako bożka pieniądza, czego efektem jest nie tylko konsumpcjonizm, ale też wyzysk drugiego człowieka.
Popularność tych słów papieża Franciszka przypominała trochę „słomiany zapał”. Nagle zainteresowały się nimi wszystkie portale, lecz po kilkunastu godzinach nie pozostał po nich żaden ślad. Bo znów słowa Ojca Świętego nie pasują w pełni ani prawicy, ani lewicy. Ale jeśli ktoś myślał, że papież przyjechał do Polski po to, by zadowolić prawicę albo lewicę, jest w błędzie. Przyjechał z przesłaniem miłosierdzia, a jego nie da się wtłoczyć w ramy naszej codziennej politycznej wojny. Na szczęście.