Sensacja wybuchła w środę 21 października pod wieczór. Tuż po premierze na festiwalu w Rzymie nowego filmu dokumentalnego o aktualnym następcy św. Piotra, zatytułowanego po prostu Francesco. W produkcji, wyreżyserowanej przez Evgenya Afineevskiego, znalazły się ponoć rewolucyjne słowa wygłoszone przez głównego bohatera. Wśród medialnych nagłówków nie zabrakło takich, które sugerowały, że papież Franciszek właśnie zmienił nauczanie Kościoła w kwestii tzw. związków, a może nawet małżeństw jednopłciowych. W licznych środowiskach kościelnych na całym świecie można było dostrzec zakłopotanie pomieszane z zaniepokojeniem.
Epokowe starcie?
Wielu wyczekiwało dementi ze strony Stolicy Apostolskiej. Thomas Tobin, biskup amerykańskiej diecezji Providence, na jej oficjalnej stronie opublikował oświadczenie, w którym domagał się wyjaśnień. „Potrzebne jest doprecyzowanie ze strony rzecznika Watykanu” – mówił w wywiadzie radiowym redaktor naczelny polskiej Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski.
Napięcie rosło w zaskakującym tempie. Z jednej strony nasilały się na całym świecie triumfalistyczne głosy, że oto wreszcie Kościół prowadzony przez Franciszka dogania współczesny świat i lada moment oficjalnie dokona zmian w doktrynie dotyczącej małżeństwa i szóstego przykazania. Z drugiej coraz większa była konsternacja wśród katolików. Szybko pojawiły się też samozwańcze próby wytłumaczenia, co papież miał na myśli, skupiające się na przykład na problemach z tłumaczeniem użytych w wiadomej wypowiedzi słów. Nie próżnowali także „etatowi” krytycy Franciszka. Dawali do zrozumienia, że oto pokazuje on swoją prawdziwą twarz, stanowiąc coraz większe zagrożenie dla Kościoła. Pojawiły się sformułowania mówiące „o zgorszeniu wiernych” i próbach rozbicia Kościoła. Emocje dominowały nad roztropnością. Niektórzy już wieszczyli „epokowe starcie” we wspólnocie katolików na całym globie.
Milczenie Watykanu
Jedno było w tym wszystkim zastanawiające. Czas płynął, a watykańskie służby medialne nie reagowały. Do mediów nie przedostały się nawet jakiekolwiek dowody wskazujące na nerwowość w najbliższych kręgach papieża. To mogło wydawać się dziwne. Tym bardziej że w przeszłości Stolicy Apostolskiej niejeden raz zdarzało się wyjaśniać, doprecyzowywać, umieszczać w kontekście, dementować czy też przedstawiać „oficjalną” interpretację jakiejś wypowiedzi Franciszka.
Tak było po jego słynnym pytaniu „Kimże ja jestem, by osądzać kogoś, kto jest gejem?”, wypowiedzianym w lipcu 2013 r. na pokładzie samolotu wracającego z Brazylii do Rzymu. Tak było z rewelacjami, które ogłaszał Eugenio Scalfari, założyciel dziennika „La Repubblica”, który jako wywiady przedstawiał swoje odtwarzane z pamięci rozmowy z papieżem. Tak było w ubiegłym roku przy okazji anegdoty, przywołanej przez Franciszka w rozmowie z dziennikarzami na pokładzie samolotu, którym w lutym wracał z podróży do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wyciągano z niej wniosek, że św. Jan Paweł II brał udział w tuszowaniu wielkiego zła (m.in. nadużyć seksualnych na ogromna skalę), jakiego się dopuścił założyciel Legionu Chrystusa Marcial Maciel Degollado.
W innej kolejności
Tę ostatnią sprawę Franciszek wyjaśniał osobiście w trakcie długiego wywiadu telewizyjnego, którego udzielił meksykańskiej watykanistce Valentinie Alazraki. Z pewnością nie przypuszczał, że również ten wywiad kilkanaście miesięcy później może posłużyć do sprawienia mu kłopotów.
Nim upłynęła doba od wybuchu sensacji, kilka osób zwróciło uwagę, że kontrowersyjny fragment filmu Evgenya Afineevskiego wbrew rozpowszechnianym opiniom nie jest oryginalnym nagraniem na potrzeby tego konkretnego dokumentu. Wskazali na to między innymi watykaniści Sandro Magister oraz Andrea Gagliarducci. Analizę opublikowała włoska wersja portalu Aleteia. Okazało się, że nominowany kiedyś do Oscara reżyser wykorzystał w tym miejscu swego dzieła fragmenty, a właściwie fragmenciki wspomnianego wywiadu udzielonego przez Franciszka Valentinie Alazraki. Tyle że powycinał zdania, zmontował w innej kolejności, umieścił w pewnym kontekście, zmieniając w istocie treść tego, co Franciszek ponad rok wcześniej faktycznie mówił. Co więcej, wykorzystał też urywek, który po autoryzacji wywiadu z meksykańską watykanistką nie trafił do ostatecznej wersji rozmowy po to, aby przekaz był jasny i klarowny. Jak do tego doszło, to chyba jedyny aspekt sprawy, który watykańskie służby medialne powinny wyjaśnić.
Precedens i ostrzeżenie
To, co się stało w związku z filmem Afineevskiego, stanowi niebezpieczny precedens. Trzeba to wydarzenie traktować jako bardzo poważne ostrzeżenie. W tym konkretnym przypadku doszło do sprawnego i wprowadzającego w błąd zmontowania faktycznie wygłoszonych przez papieża Franciszka słów. Jednak istniejące już i wciąż rozwijane możliwości techniczne, na przykład tak zwany deepfake, pozwalają na znacznie trudniejsze do wykrycia manipulowanie treścią. Przy użyciu sztucznej inteligencji już dziś można w materiałach wideo włożyć w czyjeś usta wypowiedzi, których nigdy ta osoba nie wygłosiła. Dziś ten potencjał wykorzystywany jest głównie do zabawy, ale nic (poza prawdomównością przyzwoitością i uczciwością) nie stoi na przeszkodzie, aby użyć go do sfałszowania czyjegoś przekazu w jakiejś bardzo ważnej sprawie. Na przykład do rozpowszechnienia fałszywej wypowiedzi następcy św. Piotra w sprawach dotyczących wiary i moralności.
Epizod złożonej z „wycinanek” rzekomej bulwersującej wypowiedzi papieża Franciszka pokazał z całą jaskrawością nasilające się w świecie masowej komunikacji międzyludzkiej zjawisko. Nie chodzi tylko o to, że nieprawdziwa wiadomość o domniemanej zmianie nauczania Kościoła w istotnej sprawie błyskawicznie obiegła cały świat. Chodzi o to, że bez jej sprawdzenia u źródła mnóstwo ludzi, zarówno zawodowych komentatorów i ekspertów od kościelnego nauczania, jak i samozwańczych znawców, zaczęło upubliczniać daleko idące wnioski. Dotyczy to również Polski. Co gorsza, nawet wtedy, gdy już stało się jasne, że mamy do czynienia z fake newsem, niektóre media wciąż ignorowały fakty, podsycając emocje i nadal kolportując nieprawdę.
Bez zmiany
Kolejny raz pojawiła się jeszcze jedna bardzo ważna sprawa dotycząca przekazu w Kościele. Media w pogoni za jak największą liczbą odbiorców starają się (nie tylko w odniesieniu do następcy św. Piotra) zrównywać pod względem znaczenia oficjalne wystąpienia i wypowiedzi z wywiadami, rozmowami czy wręcz pogaduszkami na przykład na pokładzie samolotu. To nadużycie, któremu bardzo trudno przeciwdziałać. Dlatego ważne jest, aby przynajmniej w samym Kościele umacniać świadomość różnicy pomiędzy swobodną rozmową czy uwzględniającą różne poglądy dyskusją a rzeczywistym nauczaniem i stanowiskiem we wszystkich ważnych kwestiach wiary i moralności. Emocjonalne, daleko idące reakcje na wyrwane z kontekstu jedno czy drugie zdanie papieża lub jakiegoś przedstawiciela Kościoła, zasłyszane i nagłośnione w mediach, nie tylko nie pomagają w utrzymaniu klarowności ewangelizacyjnego przesłania, ale je zaciemniają.
Papież Franciszek nie tylko nie zmienił nauczania Kościoła katolickiego w kwestii osób homoseksualnych, ale bardzo mocno się go trzyma. Pod każdym względem. Zarówno pod względem oceny aktów homoseksualnych, jak i w kwestii unikania wobec osób o takich skłonnościach jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji oraz traktowania ich z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Gdyby wszyscy to rozumieli, być może o wiele trudniej byłoby o takie incydenty jak ten wokół najnowszego filmu poświęconego papieżowi Franciszkowi.
Służby medialne Stolicy Apostolskiej w tej sprawie nie ogłosiły żadnego komunikatu ani wyjaśnienia. Nic dziwnego. To nie Kościół powinien się w tym przypadku tłumaczyć.