Niekiedy zdarza się, że jednej ze stron, albo rzadziej obojgu małżonkom, na tyle zależy na rozwiązaniu konfliktu, że proponują drugiej stronie terapię. Niestety, wtedy okazuje się, że każde z nich uważa, że to nie ono jest problemem, ale małżonek i to on powinien się zmienić. Dochodzimy do impasu.
Najtrudniejsze zadanie
Podstawowe pytanie, jakie zadają sobie ludzie w kryzysie to „jak zmienić tę drugą osobę, by uratować małżeństwo”? Rozumiem, dlaczego takie pytanie się pojawia. Wchodzimy w małżeństwo z miłością, gotowością bycia z drugą osobą do końca życia, wkładamy wysiłek w to, by nasze małżeństwo funkcjonowało jak najlepiej, a tu druga osoba zaczyna się dziwnie zachowywać. Może wynika to z lektury jakichś poradników, może to wpływ znajomych czy nawet rodziny. My co najwyżej byliśmy zbyt dobrzy, zbyt dużo zainwestowaliśmy w małżeństwo, zamiast od początku konsekwentnie stawiać wymagania drugiej stronie. I oto za lata poświęceń, miłości, troski małżonek odpłaca się czymś takim.
Pytanie brzmi – czy aby na pewno mamy pełen ogląd sytuacji? Pamiętajmy, że mamy moc zmieniania drugiej osoby. Ta zmiana zachodzi już od momentu zakochania, a pogłębia się po ślubie. W każdym związku mąż wywiera wpływ na żonę i na odwrót. Często nie dostrzegamy tych zmian, bo następują stopniowo. Z rzeczy błahych – zaczynamy przejmować niektóre sformułowania drugiej osoby, z poważniejszych – na przykład upodobania. Gdy poznałam mojego męża, rower był dla mnie po prostu zwykłym, nudnym, z rzadka wykorzystywanym sprzętem sportowym. Dla niego rower był pasją. W tej chwili wyprawy rowerowe są ważnym i lubianym przez całą naszą rodzinę sposobem spędzania czasu. Zmiany, które wywołujemy w drugiej osobie mogą być jednak też negatywne. Zauważmy, że gdy braliśmy ślub, było to złożenie przysięgi miłości przed Bogiem i ludźmi dwóch wspaniałych, zakochanych w sobie osób. Jeśli druga osoba dziś jest nieprzyjazna wobec Ciebie – to przy Tobie, obcując na co dzień z Tobą taka się stała. Dlatego właśnie najtrudniejszym zadaniem jest przyznanie przed samym sobą, że wina nie leży tylko po tej drugiej stronie. Obie strony miały swój udział w powstaniu problemu.
Nieświadomie i bez złej woli
Jeśli staramy się działać dla dobra drugiej osoby i naszego małżeństwa, ale coś się sypie, to stwierdzamy, że musi to być wina tej drugiej osoby. My daliśmy z siebie wszystko. Niestety, można jednak unieszczęśliwiać drugą osobę bezwiednie i bez złych intencji.
Typowym problemem kobiecym, opisywanym przez Marka Gungora w książce Więcej śmiechu dla dobra małżeństwa, jest oczekiwanie, że mąż domyśli się tego, co dla żony jest oczywiste. Kobiety (co potwierdzają badania naukowe) są zdecydowanie lepsze niż mężczyźni w interpretowaniu mowy ciała. Mężczyźni potrzebują jasnych komunikatów. Nie domyślają się, nie odczytują subtelnych sygnałów niewerbalnych. Stanowi to poważne źródło problemu, bo oczekiwanie „gdyby mnie kochał, to by się domyślił” jest oparte na fałszywym założeniu, że mężczyzna funkcjonuje intelektualnie i emocjonalnie identycznie jak kobieta.
Problem może brać się jeszcze z czegoś innego, mianowicie z próby uszczęśliwiania drugiej osoby na swój sposób. Mąż proponuje rewelacyjną jego zdaniem romantyczną kolację w drogiej restauracji (działa przecież dla dobra związku, stara się), jednak żona nie cierpi jedzenia, które tam serwują i wolałaby na przykład kolację w skromniejszej pizzerii, serwującej jej ulubioną sałatkę. W lepszym dostosowaniu sposobu okazywania miłości do tego, czego naprawdę potrzebuje mąż czy żona mogą pomóc książki Garego Chapmana o pięciu językach miłości.
Rozwiązanie
Przede wszystkim małżonkowie muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać. Problem polega na tym, że w głębokim kryzysie pary z reguły unikają w ogóle wymiany zdań, bo nieuchronnie kończy się to konfliktem. Panuje wroga cisza. Nawet gdy jedna ze stron podejmuje próby rozmowy, jest to automatycznie odbierane jako atak. Dlatego zanim rozpoczniemy rozmowę, zadajmy sobie kilka kluczowych pytań. Pierwsze to: „Co chcę osiągnąć w tej rozmowie?”. Jeśli motywem jest poprawa samooceny, zmuszenie drugiej osoby do czegoś czy bierno-agresywne sprowokowanie do wybuchu – darujmy sobie tę rozmowę. Motywacją powinno być rozwiązanie konkretnego problemu. Dlatego zadajmy sobie drugie pytanie: „Jakbym się zachowywał, gdybym naprawdę chciał to osiągnąć?”.
Przystępując do rozmowy, zadbajmy, by druga osoba czuła się bezpiecznie, by nie odnosiła wrażenia, że chcemy nią manipulować, wykorzystać, sprowokować. Dlatego warto wyszukiwać wspólne cele danej rozmowy, pokazywać, że troszczymy się o nie oraz o potrzeby drugiej osoby. Potrzebne są też wyrazy empatii, wykazywanie gotowości słuchania, powtarzanie własnymi słowami tego, co usłyszeliśmy. Pomocną może być książka Kluczowe rozmowy (autorzy: J. Grenny, R. McMillan, K. Patterson, Al Switzler).
Polecam także sposób, który opisuje J. Kotin w książce Jak zmienić męża (żonę) by uratować małżeństwo. Jest to mianowicie sześć tygodni bez krytyki. Wiele par wpada w błędne koło wzajemnej krytyki, posługując się przy tym sarkazmem, ironią, aluzjami, złośliwymi uwagami w obecności osób trzecich. Sześć tygodni, podczas których przynajmniej jedna ze stron powstrzymuje słowa krytyki, według Kotina gwarantuje zmianę na lepsze. Warto spróbować.