Powierzchnia: 10 mln kilometrów kwadratowych, czyli tyle, ile ma cała Europa. Krajobraz: od pustyń arktycznych, przez zdominowaną przez niskie trawy i krzewy tundrę, iglastą tajgę, po mozaikę lasów liściastych oraz stepów. Obszar różnorodny i pełen kontrastów. A przy tym – ze względu na przynależność do jednego państwa i podobną historię – posiadający wiele cech wspólnych. – To, co zaskakuje przy pierwszym spotkaniu z Syberią, to jej ogrom – mówią zgodnie moi rozmówcy. Siostra Samuela Walczuk, boromeuszka, od 15 lat pracuje jako misjonarka w Krasnojarsku. Ojciec Mirosław Zięba, karmelita, od 8 lat obsługuje parafię w Usolu Syberyjskim, 100 km od Irkucka. Marek Moryń, bankowiec, od 7 lat co roku wyjeżdża na południe: do Republiki Ałtaj i Kraju Ałtajskiego jako przedstawiciel Fundacji Freya, realizując projekty polonijne. – Syberia to ogromne, nawet milionowe miasta, olbrzymie niezamieszkane przestrzenie i wciąż towarzysząca ci świadomość, że wszędzie jest tu daleko – dodają rozmówcy.
Biznes po syberyjsku
– Gdy przyleciałem po raz pierwszy w 2009 r. do miasta Branaul (Kraj Ałtajski), do złudzenia przypominało mi Polskę z pierwszej połowy lat 90., z kiełkującym kapitalizmem – mówi pan Marek. – Na ulicach były już co prawda neony i kolorowe napisy. Otoczenie wciąż jednak wyglądało siermiężnie – dodaje. – W 1992 r. w milionowym Krasnojarsku funkcjonował może jeden większy supermarket, gdzie na półkach przeważał papier toaletowy i papierowe talerzyki – przypomina sobie s. Samuela. – Teraz duże sklepy spożywcze nie różnią się asortymentem od zachodnich. W mieście wyrastają 24-piętrowe biurowce, a ponure blokowiska nabierają barw – konstatuje. Środkowa i południowa Syberia także pod względem zasobności mieszkańców wydaje się przypominać nasze lata 90. – kiedy to zakładając biznes, stosunkowo łatwo można było się dorobić. Pan Marek podkreśla, że w Kraju Ałtajskim – wbrew pozorom – wystarczy być zaradnym i pracowitym, by żyć dostatnio: już przedsiębiorcę, który prowadzi dwa sklepy i hurtownię stać tu na leksusa. Na przykład Irkuck dla osób z Uzbekistanu, Kazachstanu, Tadżykistanu pełni rolę zarobkowego raju: przyjeżdżają tu do pracy przy budowie dróg i w handlu, niczym my na saksy do Niemiec.
Mimo otwierających się nowych możliwości, w miastach jest spora grupa ludzi żyjąca na skromnym poziomie materialnym. W mniejszych miejscowościach i na wsiach bywa wręcz biednie. Tak jak w położonym na wschód od Krasnojarska, około 12-tysięcznym Kańsku, dokąd s. Samuela jeździ co dwa tygodnie kolejką elektryczną. Po drodze mija wioski – zabudowane podobnymi do siebie, drewnianymi domami – gdzie, gdy spadnie deszcz, tonie się po kolana w błocie. – Młodzi, którym uda się wyrwać do miasta, mogą wiele osiągnąć – s. Samuela i pan Marek są co do tego zgodni. – Natomiast wioski zazwyczaj niewiele oferują: nie ma tu domów kultury, w większości nie funkcjonują już kołchozy. Mieszkańcy wiosek w tajdze zarabiają m.in. na wyrębach lasu – teraz już dużo prostszych i szybszych, bo do wycinki używają nowoczesnych narzędzi, a niekiedy nawet wielkich maszyn. Zajmują się też zbieraniem orzechów, grzybów i jagód, hodują krowy i uprawiają zboże, często nadające się jedynie na paszę – bo w tych warunkach klimatycznych zdąży ono wyrosnąć, ale nie zawsze dojrzeć – mówi pan Marek. Siostra Samuela uważa, że w wielu wypadkach mieszkańcy Syberii nie są przyzwyczajeni do zaradności. Część z nich nie podejmuje działań zarobkowych, uważając, że uprawa roślin czy hodowanie bydła im się nie opłaca. Piją. Pan Marek opowiada natomiast o wioskach niemal wymarłych, w których pozostają jedynie starzy ludzie, utrzymujący się z emerytury i dorabiający handlem czy uprawą roli. – W dzikich rejonach Kraju Ałtajskiego i Republiki bywa, że do wioski dojeżdża się kilka godzin nieasfaltowaną leśną drogą – opowiada. – Kilka razy trafiliśmy do miejscowości, w których sprzedawczyni nadal liczyła należność za towary na drewnianym liczydle. Co ciekawe, mimo że nie było tu ani kasy fiskalnej, ani kalkulatora – lody były zapakowane elegancko w celofan, a większość popularnych marek papierosów – dostępna – dodaje. Także niemal wszędzie, nawet w ostępach leśnych, pan Marek miał zasięg telefonii komórkowej.
Zamknięte miasta
Zima na Syberii nie bywa już tak ostra jak za czasów zesłań. Siostra Samuela pamięta, że ostatnie siarczyste mrozy miały miejsce w Krasnojarsku z 2000 na 2001 r. Temperatura spadła wtedy do 50 stopni C poniżej zera. W Kraju Ałtajskim także bywa coraz cieplej – w tym roku w styczniu termometry wskazały… 2 stopnie C powyżej zera. – Mam wrażenie, że tutejsi mieszkańcy lubią zimę. Ci bogatsi chętnie uprawiają sporty: chodzą na nartach biegowych, korzystają z w pełni wyposażonych stoków narciarskich w górach Ałtaju – mówi Marek Moryń. Pan Marek opowiada o nierzadkich tu luksusowych ośrodkach wypoczynkowych. Są w nich i baseny, i chciałoby się powiedzieć: sauna – ale sauna to na Syberii akurat coś zwyczajnego. W tzw. banię są tu wyposażone nawet proste wiejskie domki. Pan Marek mówi o nich żartobliwie, że stanowią nie tylko tradycyjne wyposażenie, lecz są wręcz „dobrem narodowym”.
Sporty w Kraju Ałtajskim uprawiają – jak już wspomniałam – głównie ludzie bogaci, ale czasem – także osoby na wsiach. Mój rozmówca z sympatią wspomina 60-letnią działaczkę społeczną, mieszkankę Zonalnoje w rejonie Troickij, która w sezonie codziennie pokonywała kilka kilometrów na biegówkach. Zimą sporo się tu także wędkuje się i uprawia łowiectwo. Nawet przy 20 stopniach C poniżej zera miasta funkcjonują w miarę normalnie. Gdy temperatura nadal spada, zamyka się przedszkola i szkoły. Nie oznacza to bynajmniej, że dzieci przestają się bawić na dworze. Gdy dochodzi do około 40 stopni C poniżej zera w Kraju Ałtajskim zamyka się całe miasta. – Służby nie wypuszczają z nich ludzi, by nie dopuścić na pustych terenach do nieszczęścia – wyjaśnia pan Marek. – Bo przy tej temperaturze zamarzają silniki w samochodach.
Stalin i cukierki
Na Syberii mieszka 31 mln ludzi. Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini stanowią 89 proc. społeczeństwa. Rdzenne ludy Syberii – około 6 proc. Pozostałe 5 proc. to nierdzenne narody, m.in. potomkowie przesiedleńców z Polski, Niemiec, Tatarzy, Kazachowie, Czuwasze i wielu, wielu innych. W Krasnojarsku mieszka ponad sto różnych nacji. Pod względem wyznania także bardzo się różnią: żyją tu obok siebie prawosławni, protestanci, katolicy, muzułmanie, żydzi, a nawet buddyści i szamaniści. – Podczas wypraw nie spotkałem przedstawicieli rdzennych ludów, którzy praktykowaliby swoją kulturę – mówi pan Marek. Nawet jeśli po rysach twarzy są rozpoznawalni, funkcjonują już zazwyczaj jak Rosjanie.
Wszystkich moich rozmówców zadziwia jedna sprawa: to, że ludzie na Syberii nadal mentalnie żyją jak w Sowieckim Sajuzie. Schemat wygląda mniej więcej tak: media ze swoim hegemonicznym i mijającym się z historycznymi faktami przekazem docierają wszędzie, budując – podobnie jak w innych regionach Rosji – „jedyny słuszny” obraz rzeczywistości. A ludzie w większości niekoniecznie chcą rozumieć ponurą i zagmatwaną przeszłość. Zarówno w Krasnojarsku, jak też w Jakuckim i Ałtajskim Kraju wciąż też wydają się zastraszeni. – Mają typową cechę ludzi z krajów postkomunistycznych: dużo więcej wiedzą i rozumieją, niż chcą powiedzieć – podsumowuje pan Moryń. – Niekiedy udaje się przełamać lody – ale szczególnie starsi nadal boją się rozmawiać. Gdy jeździliśmy po wioskach, rozpytując o potomków Polaków, zaczęła się nami interesować policja. – Dzieci poproście Boga o cukierki – mówiły kilkadziesiąt lat temu nauczycielki w rosyjskich szkołach. Dzieci prosiły. Bezskutecznie. – A poproście o cukierki Stalina – padała komenda. Wystarczyło kilka słów, by z umieszczonego w suficie otworu zaczęły spadać upragnione słodycze.
Być może to jest przyczyną, że u części mieszkańców Syberii religijność łączy się z mechanicznym kultywowaniem komunistycznych tradycji, np. robieniem pamiątkowych zdjęć z rodzinnych uroczystości przy pomniku reżimowego bohatera. U innych – wiarą w przesądy: „czarne koty” i zapewnianie pomyślności przez oddawanie pokłonu Bajkałowi.
W tych zachowaniach domyślić się można głębokiej potrzeby rozwijania duchowości, którą rugowano po rewolucji bolszewickiej. Tak samo jak w tym, że wielu z nich jest w stanie pokonywać dziesiątki kilometrów, by pomodlić się w kościele. – Wyobraź sobie, że ktoś tu wybiera się na Mszę, a najbliższy kościół jest od niego oddalony o 1500 km. Wyobraź sobie, że Polska ma po przekątnej 1000 km – mówiła mi rok temu odwiedzająca Syberię znajoma. – I wyobraź sobie, że ktoś do kościoła jedzie półtorej szerokości Polski, dalej niż z Bieszczad do Szczecina, bo mu na tym zależy.
Na Syberii znajdują się 182 miasta, z czego 32 liczą ponad 100 tys. mieszkańców.
Średnia gęstość zaludnienia to blisko 2,5 osoby na km kw.
62 proc. ludności mieszka w miastach.
Diecezja św. Józefa w Irkucku jest terytorialnie największą na świecie. Pracuje w niej około 40 księży i ponad 60 sióstr zakonnych. Parafie, poza jedną, funkcjonują jedynie w miastach.