Stan psychiczny osób dotkniętych niepłodnością jest porównywany w literaturze do tego, który przeżywają cierpiący na choroby nowotworowe…
– Tak. Lub do kondycji psychicznej osób cierpiących na ciężkie schorzenia kardiologiczne. Osoby dotknięte niepłodnością doświadczają ogromnej ilości lęku, niepewności, życie niejako zatrzymuje się im w miejscu. To, co do tej pory było dla nich ważne, zostaje zawieszone; bywa, że czują się przytłoczone niepewnością czy i kiedy ta sytuacja zostanie rozwiązana. Jeśli pary nie dotyka bezpłodność, czyli trwała niezdolność do poczęcia potomstwa, lecz niepłodność (czyli niezdolność czasowa) i jeśli nawet rokowania są dobre – to i tak zawsze pozostaje nieprzewidywalny margines, który skupia dość mocno uwagę wielu z nich.
Im osoby starające się o dziecko są starsze, tym psychicznie trudniej?
– Trudność zależy i od wieku, i od nastawienia. Wiadomość o niepłodności jest szczególnie niepokojąca dla par, które przez wiele lat żyły, nie myśląc o dziecku, teraz zbliżają się do czterdziestki i ulegają wątpliwościom, czy zdążą problem rozwiązać, wygrywając wyścig z czasem. Natomiast pary, które o swojej niepłodności dowiadują się nie w wyniku nieudanych prób zajścia w ciążę, ale wskutek utraty dziecka w wyniku poronienia, martwego porodu czy śmierci tuż po porodzie, doświadczają dwóch rodzajów traum: łącząc to, o czym mówiłam z żałobą po stracie bliskiej osoby.
Przeglądając strony internetowe, znalazłam informację, że osoby niepłodne doświadczają społecznego piętna, a nawet wykluczenia. Trudno mi w to uwierzyć. Czy rzeczywiście tak jest?
– Nie wiem. Patrząc okiem psychologa, wiem natomiast, że niekiedy same się wykluczają z grona znajomych, którym rodzą się dzieci i dla których ten temat staje się w rozmowach i sposobie bycia dominujący. Bywa, że pary niepłodne w towarzystwie innych ludzi łatwo przeżywają frustracje, poczucie niesprawiedliwości losu, bycia kimś gorszym. Odsuwają się – chcąc chronić siebie i innych przed zazdrością – która, mimo że niechciana, jednak jest.
Powiedziała Pani: bycia kimś gorszym. Jak niezdolność do posiadania potomstwa może znaczyć, że człowiek jest gorszy?
– Nie może. Jednak te osoby potrafią tak to postrzegać. Bywa, że obwiniają siebie.
Za co?
– Za to, że nie są normalnymi ludźmi, że nie są płodni, twórczy. Szczególnie kobiety – że są niewystraczająco kobiece, gorsze od innych. To pociąga za sobą lawinę skrępowania, wstydu, niekiedy wycofanie z życia społecznego w wewnętrzny świat, w samotność.
A mężczyźni?
– Przeżywają podobnie, mimo że często ukrywają to głębiej. Częściej zaprzeczają, że powód jest w nich, ubierają maskę, że to „nic nie szkodzi”, podchodzą racjonalnie i zadaniowo: skupiając się na rozwiązaniach.
To naturalne: emocjonalne przeżywanie kobiet i bardziej zdystansowany odbiór przez mężczyzn są chyba pogłębiane przez społeczne przekonanie, że to w kobiecie jest powód niepłodności pary.
– Rzeczywiście: mężczyzna wydaje się być stereotypowo chroniony. Mimo że statystyki potwierdzają, że przyczyny leżą mniej więcej po równo: w 40 proc. po stronie kobiety, w 40 proc. po stronie mężczyzny i w 20 proc. po obu stronach lub przyczyny są nieznane, to stereotyp może wpływać na sposób przeżywania niepłodności przez większość przedstawicieli obu płci. Jednak obwinianie siebie wynika w dużej mierze nie z przyczyn zewnętrznych, lecz wewnętrznych. Jest związane z tym, co człowiek o sobie myśli. Niezależnie od tego, czy jest wykształcony, ile ma lat, jak dobrze funkcjonuje w rolach społecznych, każdy z nas jest w trakcie wewnętrznego procesu integracji (budowania tożsamości), scalania, które trwa przez całe życie. Sytuacje zewnętrzne to stymulują; prowokują do refleksji nad sposobem życia. Informacja o niepłodności dociera bardzo często do pary w momencie, gdy wydawało się, że wszystko, o czym marzyli, „mają w garści”. Osiągnęli wyznaczone w przeszłości cele, a gdy decydują, że to odpowiedni czas na dziecko – ono się nie pojawia tak, jak planowali.
Natura wymyka się uporządkowaniu?
– Trochę tak. Albo: w życiu istnieje dynamika pomiędzy przewidywalnym i nieprzewidywalnym. Oczywiście, warto planować rozwój i ten uporządkowany plan wprowadzać w życie. Równocześnie podlegamy ograniczeniom, z którymi czasem konfrontujemy się bardzo mocno. Być może istnieje w nich ukryty sens duchowy – można dzięki nim odkryć, kim jako ludzie jesteśmy: z naszą wielkością i z naszymi słabościami, poznać „właściwą miarę rzeczy”.
Wiemy już, że jesteśmy niepłodni. To boli. Jak rozmawiać o tym ze sobą w związku?
– Cokolwiek o tym nie powiem, będzie uogólnieniem. Ktoś się pod tym podpisze, ktoś powie, że miał inaczej. Jeśli para nauczyła się wczesnej dzielić myślami, uczuciami – zbudowała swój wewnętrzny intymny świat, o wiele łatwiej będzie jej przekazywać informacje o przeżywanym bólu, frustracji, rozczarowaniu, lęku.
A jeśli nie zbudowała?
– Mogę mówić o potrzebie zachowania szacunku, otwartości – bywa jednak, że w praktyce to nie jest takie proste do wykonania. Zbudowanie intymnego świat na zawołanie w momencie kryzysu może być trudne, a nawet niemożliwe. Czasami psychoterapia w takich sytuacjach polega tylko na tym, by pomóc osobie ująć w słowa to, co czuje i myśli. By nienazwane wewnętrzne stany cierpienia i bólu ująć w symbole, metafory, obrazy, słowa. Gdy małżonkowie są w stanie przekazać sobie swój odbiór sytuacji, zaczynają radzić sobie z kryzysem sami.
A kiedy, jak i z kim rozmawiać o tej sytuacji poza związkiem?
– Czy rozmawiać, czy nie zależy od naszych doświadczeń w relacjach emocjonalnych z innymi osobami. O ile są wokół nas ludzie, którzy umieją wysłuchać – zarówno historii radosnych, jak też pełnych cierpienia, i zachować niezbędną dyskrecję – dzielenie odbywa się w sposób naturalny. To jednak sytuacja idealna. Bywa, że wielu rodziców dzieci zmagających się z niepłodnością mimo dobrej woli w trakcie rozmowy nie potrafi lub nie stara się ukryć rozczarowania, powstrzymać łez, popada w dawanie dobrych rad, zaczyna poklepywać po ramieniu. Nie słucha dalej, przerywa w pół zdania i zmienia temat. Młodzi, nie dość że mierzą się z problemem niepłodności, zyskują kolejny: komunikacji z rodzicami, których „trzeba reanimować”. Albo ze znajomymi, którzy stają się nachalni lub reagują niezręcznym milczeniem. Wobec tych słuchaczy, o których wiemy, że trudno im przyjmować bolesne informacje, bądźmy gotowi przejąć inicjatywę: wyjaśnić stanowczo, że nie chodzi o słuchanie rad, wścibskie wypytywanie i śledztwo.
A jaką postawą mogę pomóc parze, która informuje mnie o swojej niepłodności?
– Jeśli ktoś sam z siebie podejmuje ten temat, najbardziej chyba oczekuje życzliwości i zainteresowania. Jak dana para się z tym czuje, co przeżywają? Co dalej? Czy są pod czyjąś opieką lekarską? – to są pytania dość neutralne. Ważne, by zostawić przestrzeń na to, by rozmówca mógł się wypowiedzieć, nie zabrać jej na własne historie, skojarzenia, dobre rady. I równocześnie być otwartym, że być może informacja pełniła funkcję oficjalnego komunikatu, i rozmówca nie będzie mówił dalej. A wobec pary, która nie ma dzieci i nie mówi nic o płodności, może lepiej jest ze zwykłej życzliwości nie zadawać pytań, które mogą być odebrane jako presja, wścibstwo.
Przyczyną niepłodności mogą być czynniki fizyczne, ale też psychiczne.
– Czynniki psychologiczne są bardzo ważne, gdy nie udało się określić konkretnej powodującej bezpłodność przyczyny medycznej. Albo gdy zdiagnozowano taką chorobę, przy której część par zachodzi w ciążę, a część nie. Może być wówczas na przykład tak, że kobieta i mężczyzna na poziomie świadomości chcą dziecka. Ale umysł jest tak zbudowany, że mamy dostęp jedynie do części informacji o sobie, a trudne sytuacje z przeszłości, kompleksy, ambicje nie są dla nas do końca jasne.
Są „schowane” w podświadomości.
– I sterują naszym życiem, trzymając fizjologię w garści.
Jak się do nich dostać?
– Przez psychoterapię. Psychika może mieć schowane na dnie trudne relacje z własną mamą, doświadczenie opuszczenia, zaniedbania w dzieciństwie, lęk, że dziecko mocno mnie życiowo ograniczy czy lęk przed przyjęciem w pełni roli dorosłego. Terapia w takich sytuacjach daje bardzo dobre efekty.
Trudna przeszłość może zatem podświadomie blokować do tego stopnia, że stajemy się niepłodni. Czy odwrotny wariant także działa: czy w pokoleniach naszych dzieci możemy sprzyjać płodności?
– Oczywiście. Małe dzieci słyszą, czy są kochane, są „skarbem mamusi i tatusia”, czy „kulą u nogi”. Niezależnie od tego, że rośnie świadomość społeczna o tym, że dzieci od okresu prenatalnego zachowują w podświadomości to, w jaki sposób zostały przyjęte, jest wiele osób, które przypominają swoim dzieciom, że są przekleństwem, powodem, że nie skończyli studiów, nie dorobili się, nie wyjechali za granicę. Skojarzenie: „dziecko to ciężar, wróg” niszczy życie. Takie przekazy, zapadające w sercu, mogą po latach tworzyć blokadę psychiczną, prowadzącą także do niepłodności. Natomiast wszystkie opowieści rodziców skierowane do córek i synów od najmłodszych lat o tym, jak bardzo uszczęśliwiły rodziców, że dobrze, że są, tworzą pozytywne przesłanie: że swoim urodzeniem dały komuś radość, satysfakcję. Wychowani w takiej atmosferze ludzie chcą mieć dzieci – by szczęścia się mnożyły.
Agnieszka Szymańska
Psycholog kliniczny z ponad 20-letnim doświadczeniem zawodowym, certyfikowany psychoterapeuta Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, wykładowca podyplomowego studium psychoterapii na PWT. Żona, mama trójki dzieci.