Logo Przewdonik Katolicki

Sam wobec historii

Szymon Bojdo
Imre Kertész / fot. PAP

Odszedł kolejny świadek Holokaustu, dzięki któremu następne pokolenia mogły choć w części wyobrazić sobie okrucieństwo Zagłady. Imre Kertész pokazywał także, jak ciężkie jest życie po tym doświadczeniu.

Wydany w latach 70. Los utracony stał się początkiem nieformalnej trylogii, w której Imre Kertész odnosi się do wojennych przeżyć i ich konsekwencji w latach późniejszych. Wydawałoby się, że 30 lat po wojnie będzie to temat wciąż żywy. Tak się jednak nie stało.
 
Ludzie bez losu
W 1975 r., kiedy ukazała się jego pierwsza powieść, przeszła ona praktycznie bez echa. Dla Węgrów, których współpraca z nazistami była tematem bardzo delikatnym, wspomnienia z Holokaustu również nie były zagadnieniem interesującym. Sam pisarz po wojnie nie mógł w pełni odnaleźć się w rzeczywistości brutalnie zagarniętej przez komunizm. Próbował swoich sił jako dziennikarz, by odejść z pracy w 1951 r., gdy gazeta „Világosság” stała się oficjalnym organem aparatu komunistycznego. Dwa lata później zwolniono go również ze służby prasowej w jednym z węgierskich ministerstw. Wtedy zapewne Kertész mógł rozpocząć pracę nad swoją twórczością literacką. Być może to swego rodzaju opóźnienie, w którym nie przedstawiał on swojej relacji na bieżąco, pozwoliło na bardzo oryginalne ukazanie obozowych doświadczeń. W tym czasie pisarz zajmował się również tłumaczeniami z języka niemieckiego i to jemu Węgrzy zawdzięczają przełożenie na madziarski dzieł Freuda, Nietzschego czy Wittgensteina. Co jednak sprawiło, że Los utracony i kolejne jego powieści stały się jednak popularne? Paradoksalnie – Niemcy. To tłumaczenie pierwszej części trylogii na język niemiecki i sukces w RFN przyniosły Kertészowi rozgłos. Był to zresztą sukces, jak inne, które przytrafiały mu się w życiu, z którym nie potrafił sobie poradzić. Pierwsze chłodne przyjęcie książki na Węgrzech sprawiło, iż myślał, że zawsze będzie pisarzem na uboczu, niezauważalnym. Tym bardziej że choć pisał po węgiersku, przez ogromną część swojego życia mieszkał w Berlinie. Poczucie bycia zawsze z boku, braku wpływu na otaczającą rzeczywistość, będzie obecne zarówno w jego twórczości literackiej, jak i esejach i dziennikach. Los przecież został odebrany jemu, jak i milionom ludzi jego pokolenia, a ci, którzy przeżyli, układają swoje życie niczym domek z kart, zdmuchiwany raz po raz wspomnieniem brutalnej przeszłości.
 
Skok w dorosłość
Żyjący w Budapeszcie czternastolatek nie wie nawet do końca co to znaczy być Żydem. Mówi po węgiersku, a nie w języku jidysz, żyje normalnie, jak wielu jego rówieśników. Dramatem staje się dla niego bardziej rozwód rodziców, niż narastający wokół wojenny niepokój. Wydaje się, że wręcz bezwolnie podporządkowuje się kolejnym restrykcjom: przymusowi pracy, noszenia opaski z gwiazdą Dawida. Nawet przyjęcie pożegnalne wyjeżdżającego na roboty ojca nie wzbudza w nim podejrzeń. Ta opowieść, prowadzona wręcz lekko ironicznym tonem, zaczyna nabierać powagi, gdy Gyorgy, główny bohater, zostaje zatrzymany podczas powrotu z pracy. Nie rozumie, co się dzieje, jednak nie próbuje uciekać, jak inni. Ostatecznie trafia do obozu w Auschwitz, by po kilku dniach być przewiezionym do Buchenwaldu i Zeitz. Tam doświadcza brudu, głodu i wreszcie choroby, która doprowadzi go do całkowitego wycieńczenia, które zostaje przerwane wyzwoleniem obozu przez żołnierzy amerykańskich. Gyorgy spędzi w obozach rok, ale już pierwsze spojrzenie w lustro przekonuje go, że stał się innym człowiekiem. Z energicznego chłopca, nastolatka jakich wielu, stał się kimś dorosłym, doświadczonym, samotnym. Po długim powrocie do Budapesztu nikt nie jest w stanie go zrozumieć, tak jak on nie rozumie dlaczego stał się częścią tej okropnej historii. Podobne poczucie wyobcowania będzie miał główny bohater powieści Fiasko, drugiej części trylogii ludzi bez losu, która z kolei poświęcona jest absurdalnym rządom komunistów pod wodzą Jánosa Kádára. Jedyne, co mu pozostaje w coraz mniej zrozumiałej rzeczywistości, to mimowolne wykonywanie powierzonych obowiązków. W końcu bycie więźniem zarówno obozów hitlerowskich, jak i więzień stalinowskich można nazwać kompletnym fiaskiem i tak właśnie odbiera je bohater. Wreszcie Kadysz na nienarodzone dziecko – bolesna historia miłosna o tym, jak bardzo zakorzenione w psychice traumatyczne doświadczenia nie pozwalają ruszyć z miejsca i jak konsekwentnie sabotują one tworzenie czegokolwiek. Za to właśnie Akademia Szwedzka uhonoruje Imre Kertésza Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury. W 2002 r., jako pierwszego i jedynego pisarza piszącego po węgiersku doceniła ona jego twórczość, za „powieści, które przeciwstawiają osobiste doświadczenie jednostki wobec brutalnej bezstronności historii”.
 
Historia jak Bond
Od lat 90. Kertész będzie zajmował się głównie twórczością eseistyczną i diarystyczną. Do rąk czytelników trafi jeszcze jego powieść Likwidacja, ale poza nią pojawiły się Dziennik Galernika, Ja, inny. Kronika przemiany, Język na wygnaniu. Za chwilę w Polsce premierę mieć będzie kolejny tom jego dzienników Ostatnia Gospoda. Zapiski. Przemyślenia noblisty są nie tyle komentarzem do bieżących wydarzeń, ile próbą zmierzenia się z meandrami historii, analizą napotkanej w życiu katastrofy, opisem niepokoju egzystencji, a czasem poczucia niedocenienia. Krytykując obejrzany film o Jamesie Bondzie, zauważa on jednak, że przedstawia on odwieczną prawdę , że historia jest starciem wielkich szaleńców z niebotycznymi gwiazdami. I pośród tego starcia człowiek szuka sensu życia. Nie wiemy, czy Kertesz go znalazł. Zdążył jednak dość pesymistycznie pożegnać się z nami: „Jest druga pięćdziesiąt pięć w nocy. Boję się śmierci, z drugiej strony nie życzyłbym sobie niczego bardziej realistycznego w miejsce tej dziwacznej wegetacji”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki