Logo Przewdonik Katolicki

Losy

Natalia Budzyńska
Fot.

Pewnego dnia powiedziałam sobie, że już dość, nie będę więcej kupowała i czytała książek o Holocauście. W swojej biblioteczce mam całą półkę o historii ocalenia i nieocalenia, a poza wiedzą o czymś, czego nie przeżyłam, dają mi one tylko cierpienie. I bunt na coś, czego nie mogę pojąć, co mi się nie mieści w głowie: że to aż takie zło i okrucieństwo. W 2002 roku...


Pewnego dnia powiedziałam sobie, że już dość, nie będę więcej kupowała i czytała książek o Holocauście. W swojej biblioteczce mam całą półkę o historii ocalenia i nieocalenia, a poza wiedzą o czymś, czego nie przeżyłam, dają mi one tylko cierpienie. I bunt na coś, czego nie mogę pojąć, co mi się nie mieści w głowie: że to aż takie zło i okrucieństwo.


W 2002 roku Literacką Nagrodę Nobla otrzymał prawie nie znany w swoim kraju węgierski pisarz Imre Kertesz. Natychmiast pojawiła się na polskim rynku księgarskim jego najbardziej znana powieść "Los utracony", której programowo nie kupiłam - jest bowiem o Holocauście. Minął rok i muszę ją przeczytać, bo jestem właśnie po lekturze innej książki Kertesza "Kadysz za nienarodzone dziecko". Zresztą ona też okazała się o Holocauście, od którego nie da się uwolnić, który determinuje całe życie. To oczywiście nie jest wcale prawdą, bo wolność jest możliwa - ale Kertesz o tym nie wie, choć wydaje się, że przeczuwa. Imre Kertesz, który jako nastolatek trafił do Oświęcimia, a potem Buchenwaldu, powiedział: "Gdy myślę o nowej powieści, myślę zawsze o Auschwitz".

Los utracony


"Los utracony" ukazał się na Węgrzech w 1975 roku i prawie nikogo ta pozycja nie zainteresowała. To pierwsza część nieformalnego tryptyku, na który składają się jeszcze "Fiasko" (niedługo pojawi się na rynku polskim) i "Kadysz za nienarodzone dziecko". Naprawdę przeczytałam wiele książek o Oświęcimiu i innych obozach zagłady, ale ta znacznie się od nich różni. W pierwszej chwili może nawet wydawać się nieprzyzwoita w tonie, w jakim mówi o tragedii. Ale jak ma mówić dziecko nastoletnie, które zostaje brutalnie "przeniesione" do innego świata i po prostu musi znaleźć sobie na niego sposób. Do tego stopnia, że w obozie potrafi czuć się szczęśliwe, a wyzwolenie i powrót do rodzinnego Budapesztu nie jest dla niego wcale radością. Życie jego już zostało zdeterminowane i nie ma odwrotu. Teraz czeka tylko cierpienie. "Przecież nawet tam, przy kominach, w przerwach miedzy udrękami, też było coś na kształt szczęścia. Każdy pyta tylko o rzeczy trudne, o "koszmary": choć mnie chyba to przeżycie pozostanie najbardziej w pamięci. Tak, przy najbliższej okazji, kiedy mnie znów zapytają, muszę im opowiedzieć o szczęściu obozów koncentracyjnych. Jeśli zapytają. I jeśli sam nie zapomnę." Szokujące?
Dla Kertesza Auschwitz jest najbardziej realnym doświadczeniem jego życia. Zło, które dla mnie jest niewyobrażalne, dla Kertesza przeciwnie, nie dziwi go wcale. Oświęcim można pojąć, bo wyniknął z czegoś bardzo racjonalnego, jak każde zło które wynika, z czegoś, co łatwo da się wyjaśnić: z jakiegoś instynktu, żądzy zysku, interesu albo szaleństwa. Natomiast pomoc, dzięki której Kertesz przeżył, dobro spotkane w tak ekstremalnie złych warunkach jest całkowicie irracjonalne, niewytłumaczalne, jak każdy cud, dla którego Kertesz nie ma żadnego uzasadnienia. Kertesz jakby sam siebie oszukiwał, twierdząc, że nie wie, skąd cud pochodzi.

Los nieutracony


Losem, którego Kertesz nigdy nie utraci, jest los Żyda. I choć będzie uciekał, ukrywał się, alienował ze wszystkich sił, to nic z tego: Auschwitz nie pozwoli mu o tym zapomnieć. "Kiedy patrzę przed siebie, widzę tylko to, co jest za mną, kiedy spoglądam na papier, spoglądam wyłącznie w przeszłość" - pisze bohater "Kadyszu za nienarodzone dziecko".
Ze względu na język i składnię, pomieszanie wątków, natłok myśli, zdania o długości strony - nie jest to łatwa książka. Trzeba ją czytać uważnie, nie rozpraszać się, bo każde słowo jest ważne. Sam Kertesz sprawnie ją streszcza: "To właściwie historia miłosna o przeżywającym kryzys małżeństwie. Bohaterem jest pisarz, Żyd, który był w Oświęcimiu. Jego żona bardzo chce mieć dziecko, on - nie. Kiedy próbuje wyjaśnić żonie, dlaczego, powracają obozowe wspomnienia". Te obozowe wspomnienia aż denerwują, owo "żydostwo", które go prześladuje, też denerwuje: bo ileż można o tym pisać? Do śmierci, jeśli nie ma wybawienia, do śmierci. Z kart książki przebija bezsens istnienia i całej historii życia rozpacz ubrana w cynizm i krzyk "Nie!" na samą myśl o pojawieniu się dziecka. Bo dziecko byłoby przedłużeniem i zwielokrotnieniem przeżycia, dalszym ciągiem życia... Życia, które czeka na następnego niemieckiego żołnierza, na następny terror, na następny Auschwitz. Na końcu książki pisze: "Ostatkiem zebranych z wielkim trudem sił pokazałem jeszcze moje grzeszne, uparte życie, by potem w dłonie wzniesione wysoko w górę chwycić tobołek tego życia i zanurzyć się choćby w ten ciemny nurt czarnej wody.
"Niech się zanurzę
Mój Boże!
Niechże się zanurzę
Na wieki wieków
Amen"

I wcale nie jest to wołanie o nicość, bo kiedy ktoś prosi Boga - wymawiając Jego Imię - o nicość, to tak naprawdę prosi o życie. Od żydostwa nie da się uciec, to prawda, to nie język i kultura, to krew i dlatego Kertesz odmawia kadysz - modlitwę, która wyraża wiarę w Boga, poddanie się Jego woli i Jego wyrokom.

Imre Kertesz, Los utracony, Kadysz za nienarodzone dziecko. Wydawnictwo WAB, 2003 r.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki