Rządowy projekt to już druga w ostatnich miesiącach próba uregulowania kwestii związanych z obrotem gruntami rolnymi. Problem, który był jednym z głównych punktów publicznej debaty przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, odżywa na nowo. Wszystko przez to, że z początkiem maja tego roku kończy się 12-letni okres ochronny, podczas którego wykup ziemi rolnej przez obcokrajowców był, przynajmniej w teorii, bardzo ograniczony. Jeszcze w ubiegłym roku Sejm poprzedniej kadencji przyjął, a prezydent Andrzej Duda podpisał, zainicjowaną przez PSL ustawę, która wprawdzie nie zabraniała, ale ograniczała możliwość sprzedaży ziemi obcokrajowcom. Jednak rząd PiS w swoim projekcie idzie zdecydowanie dalej.
Nieszczelna ochrona
Dotychczas obcokrajowcy chcący kupić ziemię w Polsce musieli otrzymać na taką transakcję zgodę ministra spraw wewnętrznych. Według danych MSW w latach 1990–2014 wydano przeszło 24 tys. zezwoleń dotyczących zakupu nieruchomości gruntowych, których łączna powierzchnia wyniosła niespełna 52 tys. ha. Są to jednak tylko dane oficjalne. Rzeczywista skala zjawiska może być nawet wielokrotnie wyższa.
Mechanizmem umożliwiającym przejęcie przez cudzoziemców praw do gruntów rolnych było nabycie udziałów w spółkach z kapitałem polskim, które były właścicielami ziemi. Odbywało się to legalnie, bo takie transakcje zgody MSW nie wymagają. Inna metoda to kupno „na słupa”, a więc zakup gruntów przez osobę do tego formalnie uprawnioną, za którą jednak stoi gigantczny obcy kapitał. Do tego dochodzi także problem spekulacji i windowania cen, co polskim rolnikom praktycznie uniemożliwia rywalizację w starciu z wielkimi zachodnimi pieniędzmi. Skoro wszystko to odbywa się przy istnieniu formalnych barier dla obcokrajowców, to po ich zniesieniu sytuacja rodzimych potencjalnych nabywców może być jeszcze trudniejsza. Stąd podjęto prawne działania mające tę kwestię uregulować. Ich najnowszą odsłoną jest właśnie rządowy projekt, który choć w założeniu potrzebny, może budzić zastrzeżenia.
Państwo nie sprzeda nikomu
– Największym dobrem w rolnictwie, i to dobrem szczególnym, którego nie da się wyprodukować, jest ziemia. I to zarówno jeśli chodzi o przestrzeń działalności rolniczej, jak i jej wartość wytwórczą, a więc glebę. Dlatego samo uregulowanie choćby tego, aby ziemia rolna była użytkowana zgodnie z przeznaczeniem, jest niezwykle ważne – mówi dr Bożena Karwat-Woźniak z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. W zasobach Agencji Nieruchomości Rolnych tej ziemi jest stosunkowo niewiele, bo około 1,5 mln ha. Stąd konieczne jest odpowiednie nią gospodarowanie. Proponowanym przez rząd sposobem na przeciwdziałanie obcemu wykupowi i spekulacji ma być wstrzymanie na 5 lat sprzedaży ziemi rolnej będącej własnością Skarbu Państwa. Dotyczyć będzie to jednak nie tylko cudzoziemców, ale także obywateli polskich. Z nieruchomości niepodlegających sprzedaży wyłączone miałyby być jednak m.in. te przeznaczone na cele inne niż rolne (np. inwestycje transportowe, budownictwo mieszkaniowe), położone w granicach specjalnych stref ekonomicznych, domy i lokale mieszkalne czy nieruchomości o powierzchni do 1 ha. Pozostałe grunty państwowe mają być rolnikom jedynie dzierżawione. – Użytkowanie ziemi rolnej nie musi być oparte wyłącznie na jej własności. Ziemia może być przecież dzierżawiona. Tak jest w wielu krajach europejskich, gdzie dzierżawy są znaczniej bardziej rozpowszechnione niż u nas i zawierane na długie okresy. Właścicielem ziemi użytkowanej przez rolnika jest zupełnie ktoś inny i nic złego się z tego powodu nie dzieje – przekonuje dr Karwat-Woźniak.
Ziemia tylko dla rolnika
Co do zasady, nabywcami nieruchomości rolnych, także tych prywatnych, mają być tylko rolnicy indywidualni, a więc osoby posiadające kwalifikacje rolnicze, prowadzące osobiście przez co najmniej pięć lat gospodarstwo nie większe niż 300 ha użytków rolnych i zamieszkujące w tym gospodarstwie, a także podlegające pełnemu ubezpieczeniu rolniczemu (chyba że użytki rolne nie przekraczają 20 ha). Z tą definicją „rolnika”, także w zakresie konieczności ubezpieczenia w KRUS, nie zgadza się m.in. Krajowa Rada Izb Rolniczych.
Wprawdzie wymienione wymogi mają nie dotyczyć osób najbliższych zbywcy, a sama ziemia nadal będzie mogła być nabywana w drodze dziedziczenia, zapisu windykacyjnego czy postępowania egzekucyjnego, to jednak pojawiają się tu pewne znaki zapytania. – Rząd zapewnia, że dziedziczenie nieruchomości rolnych przez osoby bliskie nie jest zagrożone. A co w sytuacji, gdy ktoś odziedziczy gospodarstwo zapisane np. przez stryja? Czy ta sytuacja to dziedziczenie od osoby bliskiej? Czy spadkobierca, aby skorzystać z pełnego prawa własności nieruchomości rolnej będzie musiał zamieszkać na terenie danej gminy, mieć kwalifikacje rolnicze? Czy bez tego będzie mógł tą ziemią swobodnie gospodarować i czerpać z niej korzyści? Sprzedać ją? Wydzierżawić? Na te wątpliwości nie znajduję w tej ustawie jasnej odpowiedzi – wskazuje dr Bożena Karwat-Woźniak.
Nieruchomości rolne będą mogły nabywać także inne podmioty, ale zgodę na to wyrazi prezes ANR, a instancją odwoławczą będzie minister rolnictwa. Zgodę na nabycie będzie mogła uzyskać także osoba fizyczna dopiero zamierzająca utworzyć gospodarstwo rodzinne. Jednak do tego nie tylko będzie musiała posiadać kwalifikacje rolnicze, ale też dać rękojmię należytego prowadzenia działalności rolniczej, a także zobowiąże się, że przez pięć lat będzie zamieszkiwać na terenie gminy, na obszarze której położona jest jedna z nieruchomości wchodzących w skład gospodarstwa rodzinnego.
Sporo niejasności
– Ustawa ogranicza dostęp do ziemi i do zawodu rolnika. I choć to dobrze, że ma na celu zatrzymanie nadmiernej koncentracji i ogranicza możliwości tworzenia wielkich gospodarstw, to jednak może utrudnić naturalną koncentrację środka produkcji, jakim są grunty rolne. Proces koncentracji jest niezbędny, by polskie rolnictwo się rozwijało, było konkurencyjne i dochodowe – mówi ekspert z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywieniowej. Część polskich rolników może obawiać się, że wobec ograniczenia w dostępie do ziemi, wartość ich gruntów spadnie. Jednak tych obaw nie potwierdza Krajowa Rada Izb Rolniczych, której zdaniem ceny się ustabilizują.
Kontrowersje może budzić także nie tylko utrzymanie przez ANR prawa pierwokupu ziemi, ale także nadanie jej prawa pierwokupu udziałów w spółkach prawa handlowego będących właścicielami gruntów rolnych. Może to dotyczyć np. banków czy deweloperów. Również w przypadku handlowych spółek osobowych, w których dojdzie do zmiany wspólnika, czy przystąpienia do nich nowego wspólnika, ANR w imieniu Skarbu Państwa, będzie mogła wykupić prawo do takiego gruntu. To z kolei może w jakiś sposób ograniczać organizowanie się rolników w przedsiębiorstwa rolne działające w formie spółek. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze czynnik ludzki i potencjalne nadużywanie tych uprawnień przez urzędników.
O ile ochrona ziemi najbardziej żyznej wydaje się uzasadniona, o tyle pojawia się jednak pytanie o jednakowe traktowanie wszystkich gruntów. – Z ziemi V czy VI klasy może być większy pożytek, jeśli przeznaczy się ją na inne cele niż te uprawne. Chronić trzeba przede wszystkim tę dobrą ziemię, o dużej przydatności rolniczej, i robić to rozsądnie – mówi dr Bożena Karwat-Woźniak. Podobną opinię prezentuje KRIR, zaznaczając, że należy uwzględnić możliwość zakupu mniejszych gruntów, np. tych gorszych klas, mieszkańcom miast.
Zbliżający się koniec okresu ochronnego sprawia, że na wypracowanie sensownych rozwiązań pozostało mało czasu. Pewne jest natomiast to, że te istotne kwestie ekonomiczne i społeczne, do końca rozstrzygać się będą w gorącej politycznej atmosferze.