Logo Przewdonik Katolicki

Aktywista czy artysta?

Natalia Budzyńska
"Pokolorowane wazy" / fot. PAP

O Ai Weiweiu, jednym z najsłynniejszych artystów współczesnych, a przy okazji chińskim dysydencie, znów jest głośno. A to za sprawą najnowszych instalacji, podejmujących aktualny w Europie temat uchodźców.

W świecie sztuki współczesnej największym celebrytą ostatnich lat jest z pewnością 58-leni Chińczyk Ai Weiwei. Ma za sobą długą historię prześladowań i represji, ale niektórzy krytycy sztuki zastanawiają się, czy nie wykorzystuje ich zbyt nachalnie. W swojej twórczości łączy sztukę konceptualną ze sztuką krytyczną, która z założenia komentuje rzeczywistość społeczną. Ai Weiwei odwołuje się do doświadczeń Marcela Duchampa i Andy’ego Warhola, jednocześnie czerpiąc z tradycyjnej sztuki chińskiej, choć  w sposób bardzo kontrowersyjny. Trzeba przyznać, że sprawnie wykorzystuje swój wizerunek, a korzysta ze wszystkich mediów i przekaźników, jakie są współcześnie dostępne.
Jest go mnóstwo w internecie, swoje konto na instagramie wręcz zarzuca fotografiami, twierdząc, że w ten sposób dokumentuje swoją działalność. Podczas niedawnego spotkania ze studentami w Berlinie robił zdjęcia swoim telefonem niemal non stop. Także jego akcja podczas tegorocznego Berlinale spotkała się z krytycznymi uwagami, kiedy internet obiegły zdjęcia celebrytów zebranych podczas gali tego festiwalu filmowego, którym zaproponował okrycie się złotymi kocami pierwszej pomocy. Akcja, która miała symbolizować solidarność z uchodźcami, przypominała cyrk. Zaproszeni goście zajmowali się głównie robieniem sobie zdjęć i natychmiastowym publikowaniem ich, gdzie tylko się dało. Fotografie uśmiechniętych aktorów, reżyserów i ludzi żyjących w świetle reflektorów okrytych złotymi kocami przy suto zastawionych stołach obiegły więc internet. Widać na nich, że całkiem dobrze się bawią. Ai Weiwei tym razem przesadził.
 
Kontrowersje
Ai Weiwei od urodzenia wie co to prześladowania. Jego ojciec był poetą i komunistą, towarzyszem Mao, ale w czasie rewolucji kulturalnej został odtrącony i zesłany do obozu pracy. Powodem był podobno donos. Ai Weiwei spędził więc dzieciństwo na prowincji, mieszkając z rodzicami w ziemiance. W latach 70. rodzina wróciła do Pekinu, gdzie jego ojcu pomogli stanąć na nogi znajomi artyści. Ai Weiwei studiował w Pekińskiej Akademii Filmowej, a w latach 80. mieszkał w Nowym Jorku, gdzie zaczął tworzyć obiekty ready-made, wyraźnie inspirując się Marcelem Duchampem. Do Chin wrócił w 1993 r. z powodu choroby ojca. Od razu zajął się pracą artystyczno-społeczną. Na przykład w ubogiej dzielnicy robotniczej na obrzeżu Pekinu zaangażował się w utworzenie artystycznej społeczności i wydał albumy prezentujące dzieła jej członków.
Kilka lat potem jego akcja zatytułowana „Dropping a Han Dynasty Urn” podzieliła Chińczyków i świat sztuki. Udokumentował wówczas gest rozbicia na kawałki starożytnego naczynia z dynastii Han. W ten sposób sprzeciwiał się oficjalnej wykładni historycznej komunistycznych Chin i dialogował z tradycyjnym chińskim rzemiosłem i historią chińskiej sztuki. Wydumane? A co powiedzieć o kolejnej dekonstrukcji, późniejszej o 10 lat, kiedy to Ai Weiwei namalował logo Coca-Coli na starożytnej wazie, liczącej pięć tysięcy lat? Kilka takich waz zanurzył w puszkach z kolorowymi farbami emulsyjnymi i w ten sposób powstała instalacja zatytułowana Pokolorowane wazy. Artysta twierdzi, że w ten sposób łączy starożytność ze współczesnością, tradycję z nowoczesnością, przeszłość z teraźniejszością. W wyniku tego dialogu powstaje nowy przedmiot, który ma zupełnie inną wartość. Odwrotnym procesem jest jego instalacja w warszawskim parku na Bródnie: potłuczoną kopię starej wazy zakopał jako artefakt dla przyszłych pokoleń. To rzeźba niewidoczna, tworząca miejską legendę. Na tym polega konceptualizm.
Wiek XXI należy bezwzględnie do niego: jego studio projektowe zaczęło odnosić sukcesy, a Ai Weiwei był zapraszany na wystawy oraz angażowany jako kurator. Niektórzy zarzucają mu, że dopóki mógł, korzystał z możliwości, jakie dawała mu chińska władza. Na przykład w 2007 r. zgodził się zostać konsultantem przy budowie Stadionu Narodowego w Pekinie na Letnie Igrzyska Olimpijskie 2008. Potem namawiał do ich bojkotu. Do dziś z tego powodu zarzuca mu się hipokryzję. Jego odpowiedź na te zarzuty nie brzmi szczerze: „Zrobiłem to, bo lubię projektować” – powiedział po prostu.
 
Obrońca praw człowieka
Dopiero teraz Ai Weiwei zdecydował się wprost sprzeciwić się rządom swojego kraju. Po trzęsieniu ziemi w Syczuanie, kiedy władze ze wszystkich sił starały się zamknąć usta mediom na to, co się tam wydarzyło, Ai Weiwei zrobił wszystko, żeby o ofiarach było głośno. W wyniku zaniedbań władz, w Syczuanie zginęło kilka tysięcy dzieci przez niedbale wybudowane szkoły (budynki rządowe tymczasem się nie zawaliły). Artysta stworzył rzeźbę, wykorzystując dziecięce tornistry i stalowe pręty, które wadliwie wykonane nie dały rady przytrzymać stropów. Wyprostowane ręcznie pręty wydobyte z ruin tworzą obiekt nazwany „Straight”, rozciągają się na 6 metrów, tworząc jakby pofałdowany dywan w salach galerii, w których są pokazywane. Ważąca w sumie 150 ton instalacja niektórym przypomina mapę Chin. Syczuańskie dochodzenie w sprawie  prawdziwej listy ofiar trzęsienia ziemi rozzłościło chińskie władze do tego stopnia, że Ai Weiwei został pobity przez policję tak, że musiał przejść w Wiedniu operację mózgu.
Kolejne prace artysty oskarżały Chiny w sposób bezkompromisowy. Instalacja Sunflowers Seeds pokazana w Tate Gallery w 2010 r. składała się z milionów rozsypanych porcelanowych ziaren słonecznika ręcznie malowanych przez wytwórców porcelany z miasta Jingdezhen. Spacerowanie po nich miało przypominać o typowej chińskiej mieszance domowej i masowej produkcji. W tym samym roku zaprezentował Kraby – po chińsku Hexie, słowo, które w potocznym języku stało się synonimem cenzury i uwięzienia. I tak tysiące wspinających się na siebie porcelanowych krabów natychmiast nabrało  politycznego wydźwięku. W rezultacie Ai Weiweiowi nakazano domowy areszt, a jego nowo otwarte studio w Szanghaju zostało przez policję wyburzone. W 2011 r. chińskie władze oskarżyły artystę o niepłacenie podatków i aresztowały go. Po wpłaceniu kaucji został zwolniony, ale przez kilka lat miał zakaz opuszczania Pekinu. Jednak przez ten czas ciężarówki załadowane jego instalacjami jeździły po Europie, a te były pokazywane na licznych wystawach.
 
Pomnik dla uchodźców
Nic dziwnego, że skoro tylko Weiwei otrzymał z powrotem paszport, wyjechał z kraju i zabrał głos w obronie najbardziej dziś uciśnionych, czyli uchodźców z Syrii. Zamknął swoją głośną wystawę w Kopenhadze, protestując przeciwko polityce Danii, która według niego poniża niewinnych i niehumanitarnie postępuje z imigrantami. Chodzi o nowelizację jednej z ustaw dotyczących uchodźców. Powiadomił o tym oczywiście poprzez jeden z najpopularniejszych portali społecznościowych. W lutym podczas festiwalu filmowego Berlinale stworzył instalację, przytwierdzając tysiące kamizelek ratunkowych do kolumn XIX-wiecznego budynku sali koncertowej, gdzie odbywała się gala filmowa. Kamizelki podarował artyście burmistrz wyspy Lesbos, gdzie Weiwei kręcił film dotyczący kryzysu migracyjnego. W ten sposób artysta chce stać przy syryjskich uchodźcach, których wojna zmusza do niebezpiecznej przeprawy przez Morze Egejskie do Europy. Kamizelki i złote koce ratunkowe są dla Ai Weiweia symbolem pragnienia lepszego życia i oczywiście symbolem śmierci w imię wolności. Jedna z gazet opublikowała zdjęcie artysty, na którym pozował w pozie syryjskiego dziecka, którego ciało morze wyrzuciło na brzeg kilka miesięcy temu. Na Lesbos otworzył studio projektowe i ma zamiar postawić tam pomnik upamiętniający ofiary gehenny anno Domini 2015.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki