Największy krach ekonomiczny od czasów przedwojennego wielkiego kryzysu wciąż sieje spustoszenie w Europie. Mimo miliardów wpompowywanych w gospodarki poszczególnych państw i raz po raz ogłaszanego przez polityków zakończenia kryzysu – prawdziwego i trwałego końca problemów gospodarczych wciąż nie widać.
Tragedia młodych
W ślad za kryzysem ekonomicznym idzie kryzys społeczny. Problemy ze znalezieniem pracy mają szczególnie młodzi ludzie. Dane z europejskiego rynku pracy mogą przerażać. W Grecji i Hiszpanii pracy nie ma co drugi młody człowiek. W gronie państw o najwyższym bezrobociu wśród osób młodych negatywnie wyróżniają się też Włochy (44,2%) i Chorwacja (43,9%). Europejską średnią zdecydowanie zaniżają Niemcy (7,6%) i Austria (8,2%). W Polsce bez pracy jest 22,8% młodych ludzi. Nic zatem dziwnego, że socjologowie coraz częściej mówią o straconym pokoleniu.
Do tego okazuje się, że za kryzys płacą głównie najbiedniejsi i średnio zamożni obywatele. Przedstawiony w ostatnich dniach w Rzymie raport Caritas zwraca uwagę, że aż 123 mln Europejczyków, to jest 24 proc. ludności, żyje w ubóstwie i w sytuacji wykluczenia społecznego. Stało się ono udziałem 40,4 proc. Rumunów, 35,7 proc. Greków, 28,4 proc. Włochów, 27,8 proc. Cypryjczyków, 27,4 proc. Portugalczyków i 27,3 proc. Hiszpanów.
Bogaci jeszcze bogatsi
Na przeciwnym biegunie znajdują się osoby bardzo zamożne. Mimo kryzysu ich majątki jeszcze wzrosły. Już w przyszłym roku może się okazać, że jeden procent najzamożniejszych ludzi na świecie będzie posiadał więcej niż reszta mieszkańców Ziemi razem wzięta. Opublikowany przed Światowym Forum Ekonomicznym w Davos raport Oxfam International pokazuje, że w 2014 r. światowa elita miała w swoich rękach aż 48 proc. dóbr.
Podobne dane prowadzą do coraz większego radykalizowania się europejskiego społeczeństwa. Do głosu w różnych krajach dochodzą ugrupowania skrajne. Rządy próbują znaleźć receptę, ale najczęściej pomysły te kończą się fiaskiem. Tak było w przypadku wprowadzonego przez Francję 75 proc. podatku dla najbogatszych.
Chrześcijaństwo ma receptę?
W tych warunkach pojawia się pytanie: gdzie popełniono błąd? Czy kryzys, z którym mamy do czynienia, to na pewno tylko kryzys ekonomiczny? A może problem jest znacznie głębszy i dotyczy wartości, relacji międzyludzkich?
Ważnej roli, jaką może i powinna odegrać chrześcijańska nauka społeczna w wyjściu z kryzysu gospodarczego, poświęcona jest książka Kryzys ekonomiczny i kryzys wartości dwójki ekonomistów – Paula H. Dembinskiego i Simony Beretty. Jej warszawską premierę połączono z dyskusją.
– Wydaje mi się, że to, co chrześcijaństwo ma do zaproponowania światu ekonomii i polityki to przypomnienie, że centralnym pojęciem jest dobro wspólne. To jest książka, która stara się powiązać analizę rzeczywistości, ona zaś prowadzi do pytania, w którym momencie asymetria staje się brakiem sprawiedliwości i w którym momencie ta sprawiedliwość wymaga działania naprawczego płynącego nie z czynników rządowych tylko każdego z nas – podkreśla prof. Dembinski, światowej sławy ekonomista i prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia na rzecz Promocji Nauczania Społecznego Kościoła.
Z kolei prof. Beretta przypomina o nauczaniu Kościoła, które mówi o współzależności ludzi, a to z kolei rodzi postulat solidarności. – Źródłem kryzysu jest fakt, że zapomniano o tej współzależności, z czego wyniknął brak solidarności. Ekonomistka podkreśliła, że nauka społeczna Kościoła jest nadal niezwykle aktualna, począwszy od encyklik społecznych papieży. Papież Franciszek wytykał błędy strukturom władzy. Należy pamiętać, że to relacje społeczne pozwoliły wytrwać ludzkości od czasów prehistorycznych, że jest to oś, która organizuje społeczeństwa, a budowanie relacji społecznych jest procesem wymagającym czasów i trudu – tłumaczy specjalizująca się w ekonomii międzynarodowej oraz relacji między polityką a ekonomią prof. Beretta.
Prymas: Trzeba dbać o dobro wspólne
Do udziału w dyskusji zaproszono także prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka, o. Macieja Ziębę, ministra finansów Mateusza Szczurka, członka Rady Polityki Pieniężnej Adama Glapińskiego oraz publicystę Jacka Żakowskiego.
– W obliczu kryzysu, który przetacza się już nie tylko przez Europę i Stany Zjednoczone, lecz dotyka również wiele innych rynków dotąd dynamicznie rozwijających się, konieczne jest swoiste przebudzenie. Wymiana handlowa oparta na egoizmie i nastawiona wyłącznie na kumulowanie zysków nie jest w stanie rodzić i chronić dobra wspólnego. Co więcej, przeczy dobru i stwarza coraz większe obszary nędzy, która bezpośrednio atakuje godność ludzką – zwracał uwagę prymas Polski.
W jego ocenie autorzy publikacji w sposób przekonujący zapraszają do odważnego przyjęcia zasady relacyjności, która na każdym szczeblu życia społecznego przekłada się na postawę solidarności i pomocniczości, wyrażoną w konkretnych decyzjach i zachowaniach.
Dominikanin o. Maciej Zięba podkreślił z kolei, że wolnorynkowa gospodarka powstała w kulturze chrześcijańskiej, w etosie chrześcijańskim, który wskazywał, że ten drugi jest bliźnim, a nie wrogiem.
– Powinniśmy budować pewne relacje ze sobą, polegające na uczciwości, zaufaniu, rzetelności i obliczalności. I to są takie podstawowe, naturalne wartości – dodał. Zaznaczył jednocześnie, że wartości te parują w oczach i tworzy się gospodarkę niebezpieczną. – Nie chcę być czarnym prorokiem, że kolejny kryzys u progu i wydaje mi się, kolejne kryzysy i być może większe – dodawał.
Czy kryzys miał prawo się zdarzyć?
Podobne zdanie wyraża prof. Adam Glapiński. – Innej drogi przed nami nie ma. Jeśli coraz większa sfera finansów wyłączona z regulacji będzie rządzić światem, to nastąpi dramatyczny konflikt, wyrosły z nierówności, z perspektywą ekonomicznej lub gorącej wojny. Polska nie jest w najgorszej sytuacji, nie ma wielkich nierówności społecznych, ale zmierza w złym kierunku, a zapobiec mogą temu zwykli ludzie. Świat zmieniają idee – mówi.
Publicysta Jacek Żakowski przyznał, że „poważne traktowanie drugiego człowieka jako wartości jest efektywne ekonomicznie”. – Po kilkudziesięciu latach fascynacji wszechpotęgą ekonomicznego rozumu zaczynamy szukać równowagi między tym co policzalne a niepoliczalne, tym co przewidywalne i nieprzewidywalne – zauważył.
Żakowski postawił kontrowersyjne pytanie: czy w świecie chrześcijańskim kryzys finansowy miał prawo się zdarzyć? – Gdyby ten świat był chrześcijański, to nie miałby prawa – skonstatował publicysta „Polityki”.
Na skomplikowaną relację na linii państwo–obywatel zwrócił uwagę minister finansów Mateusz Szczurek. – Niechęć płacenia podatków, brak poczucia winy, który wynika z naruszonego poczucia odpowiedzialności za wspólną sprawę, brak jakichkolwiek oporów wobec niewypełniania obowiązków wobec państwa, a nawet żerowanie na nim poprzez przestępstwa czy wyłudzanie podatku VAT na niekorzyść swoich współobywateli są rzeczami, które można ograniczać w pewnych granicach przez politykę państwa, ale nigdy nie będzie to satysfakcjonujące bez apelu do strony moralnej. Dopiero w kombinacji tych dwóch rzeczy możemy osiągnąć to, co chcemy – wyliczał.
Jednak problem ten ma także drugą stronę medalu. Obywatele mają poczucie, że państwo o nich nie dba. Doświadczenia wielu ludzi ze służbą zdrowia, urzędami, infrastrukturą itd. są fatalne.
Nie chodzi o trzecią drogę
Wszystko to rodzi pytanie o to, jaką ścieżką rozwoju powinna podążać światowa ekonomia liberalizmu? Socjalizmu? A może trzecią drogą gdzieś pośrodku?
Wbrew temu co zwykło się często mówić, Kościół głosząc swoją społeczną naukę, nie proponuje żadnej trzeciej drogi. Społeczne nauczanie Kościoła katolickiego, które głosił św. Jan Paweł II, podkreślało, że relacje międzyludzkie, w tym i relacje gospodarcze muszą być oparte na moralności. Wolny rynek wykorzeniony z moralności przeradza się w patologie – podstawą relacji wolnorynkowych jest wzajemne zaufanie, uczciwość i kooperacja – dla których niezbędna jest moralność będąca kapitałem społecznym. Dla Kościoła katolickiego i św. Jan Pawła II wolny rynek zakorzeniony w moralności katolickiej, funkcjonujący zgodnie z nią, był najlepszym narzędziem do zapewnienia powszechnego dobrobytu chroniącego przyrodzoną ludziom godność.
W podobnym duchu wypowiada się papież Franciszek. – Papież kocha wszystkich, bogatych i biednych, ale ma obowiązek, w imieniu Chrystusa, przypominać bogatemu, że musi pomagać biednemu, szanować go, popierać – podkreślał na jednej z ostatnich audiencji Franciszek. Zaapelował o bezinteresowną solidarność i powrót etyki do finansów i ekonomii. Zachęcił ekspertów finansowych i rządzących do tego, by wzięli sobie do serca słowa św. Jana Chryzostoma: „Nie dzielić się z biednymi swoimi dobrami to znaczy ich okradać i odbierać im życie”.