Ten brąz ma dla Ciebie wartość złota?
– Można tak powiedzieć. Lepszy brąz zdobyty ciężką walką niż srebro po kupionym, jak Katar, miejscu w finale.
Wywołałeś od razu do tablicy Katar. Federacja tego kraju kupiła sobie zawodników z różnych krajów, by reprezentowali ich w tych mistrzostwach. To jest jeszcze sport?
– Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z duchem sportu. Zawodników różnych nacji może kupować klub, a nie reprezentacja. Nie chciałbym się negatywnie wypowiadać na temat zawodników, którzy za pieniądze postanowili reprezentować barwy Kataru. Przyznam tylko szczerze, że brakuje mi słów, by nazwać to, co oni zrobili, śpiewając hymn obcego państwa trzymając rękę na sercu. Za żadne pieniądze bym tego nie zrobił.
A czym jest dla Ciebie gra dla Polski?
– Czymś pięknym. Gra dla barw narodowych, dla naszych rodaków to ogromny zaszczyt. Emocji, które towarzyszą, gdy wychodzisz na każdy mecz, czy to mistrzowski, czy towarzyski, gdy słyszysz Mazurka Dąbrowskiego, nie da się porównać z niczym. Mnie zawsze wtedy przebiegają ciarki po plecach.
Po półfinałowym meczu z gospodarzami nie przechodziły Tobie zapewne ciarki, a jeżyły się włosy na głowie. Czy sędziowie za swój popis nieudolności starali się was przeprosić?
– Kiedy po meczu podeszliśmy do nich i ironicznie biliśmy im brawo, widziałem ich miny. Było im zwyczajnie głupio. Być może skończą już karierę sędziowską, bo pewnie dostali grube miliony za to, co zrobili. Sędziowali więc tak, jak wszyscy widzieli. Kiedy podczas meczu obracaliśmy się w stronę obserwatorów międzynarodowych, ci zasłaniali twarze w reakcji na to, co oni wyprawiali. Słowa „przepraszam” żaden z nich nie powiedział.
Przyznasz, że rzadko się zdarza, by wygrać z wielkimi firmami takimi jak Rosja, Szwecja, Chorwacja czy Hiszpania i nie wejść do finału.
– Nasza droga na tych mistrzostwach od początku nie była usłana różami. Mieliśmy bardzo ciężkie mecze. Grupę mieliśmy nie światową, a europejską. Łatwiejszy mecz był tylko z Arabią Saudyjską, bo nawet Argentyna reprezentowała europejski poziom piłki ręcznej. Na koniec zmagań grupowych był mecz z Danią, który nam nie wyszedł, ale zdołaliśmy się podnieść, by wygrać arcytrudne mecze ze Szwecją i Chorwacją.
Większość spotkań w turnieju rozgrywaliście według sprawdzonego scenariusza: wasze prowadzenie, błędy i prowadzenie rywali, heroiczna walka o ich dogonienie, dramatyczna końcówka i wyszarpane zwycięstwo. Skąd ta siła i wiara, że nawet jak jest beznadziejnie, to się uda?
– Ta nasza determinacja, gra do samego końca to nie był przypadek. Mieliśmy to szczęście, że był z nami w Doha ks. Edward Pleń, duszpasterz polskich sportowców. To nasza wiara i Msze św. przez niego odprawiane dodawały nam sportowego ducha walki. Ks. Edward na takim turnieju był z nami pierwszy raz. Trzeba podziękować Bogu i właśnie księdzu za jego modlitwy.
Mieszkał z wami?
– Ks. Edward mieszkał w innym hotelu, więc musiał do nas dojeżdżać. Każdy, kto wchodził do hotelu, zaraz przy wejściu był przeszukiwany oraz pytan,y co i po co wnosi. Umawialiśmy się z ks. Edwardem tak, że gdy się pojawiał, ja po niego wychodziłem, brałem od niego plecak, w którym był Najświętszy Sakrament i wino mszalne i wracałem do pokoju bocznym wejściem. Na szczęście nigdy żaden z ochroniarzy mnie nie zatrzymał. Ks. Edward w tym czasie po przeszukaniu przez ochroniarzy był wpuszczany głównymi drzwiami. Były obawy, że szejkowie zabiorą nam wino mszalne – bo w Katarze nawet w sklepach nie można sprzedawać alkoholu. Na szczęście się udawało i mogliśmy organizować Msze.
Msze ks. Edward odprawiał w hotelowym pokoju?
– Tak. Początkowo tylko w niedzielę. Potem mieliśmy Msze przed każdym kolejnym meczem.
To była podobno wasza inicjatywa.
– Tak. Przed meczem ze Szwecją mieliśmy pierwszą Mszę. Po kapitalnym spotkaniu stwierdziliśmy, że będziemy się od teraz modlić przed każdym kolejnym spotkaniem. W Mszach uczestniczyła połowa drużyny. Niezwykłe było to, jak Eucharystia wzmacniała naszego ducha w drużynie. Zespół wzmacniają oczywiście zwycięstwa, ale wzmacnia też jedność. Tę jedność budowaliśmy na wspólnej modlitwie.
Nie jest tajemnicą, że jesteś wierzącym człowiekiem. Czym jest dla Ciebie wiara w Boga?
– Jest czymś niesamowitym. Pomaga i w sukcesach, i w porażkach. Kiedy wygrywasz, może odbić tobie sodówka. Wiara wtedy sprowadza cię na ziemię, bo ten, kto wierzy, wie, że sukces to nie jego zasługa. Że jest się tylko małym człowieczkiem, który bez Boga nic nie może. Mówiąc wprost: bez wiary i modlitwy jesteś nikim. Bóg daje nie tylko sukcesy, ale i porażki. Jeśli dałeś z siebie wszystko, ale przegrałeś, to widocznie tak miało być, bo Bóg tak zaplanował i trzeba się z tym pogodzić. To jest ta siła wiary, siła ludzi wierzących.
Niezwykłe jest to twoje świadectwo, że o Bogu mówisz otwarcie, bez wstydu.
– Przecież jesteśmy katolikami, o Bogu musimy mówić. Musimy o Nim dawać świadectwo.
Sławek Szmal – Twój wzór, przyjaciel, konkurent, kapitan też kiedyś w rozmowie ze mną wprost przyznawał się do głębokiej wiary. „Kasa” to postać niezwykła nie tylko sportowo…
– Dokładnie. On jest niezwykłą postacią, wielkim sportowcem, ale i niesamowitym człowiekiem. Kapitanem. Musimy o niego dbać, bo jeżeli on zakończy granie, reprezentacja nie będzie już miała takiego kapitana.
Może jego miejsce zajmie w przyszłości Piotr Wyszomirski?
– Ooo, jeszcze dużo pracy przede mną. To trudne zadanie. Nie mówimy o tym.
Zakończmy piłkarsko i humorystycznie. Po doskonałej interwencji na środku boiska, Sławomira Szmala ochrzczono Manuelem Neuerem piłki ręcznej, a Przemka Krajewskiego po pięknym golu Zlatanem Ibravimovicem. A Ciebie po genialnej obronie twarzą w meczu z Arabią Saudyjską, do którego piłkarza można by porównać?
– Po tym jak Przemek rzucił przepięknego gola powiedziałem, że od dziś nie jest Przemek, a Zlatan. Porównanie do niemieckiego bramkarza interwencji Sławka wymyślili dziennikarze. A moja obrona? Wyszomirski to po prostu Wyszomirski.
…czyli skromny chłopak z charakterem.
– Właśnie.
Piotr Wyszomirski na Facebooku:
Wszyscy się pytają, co się stało? Skąd ten wynik? Niesamowita drużyna, która wygrywa w końcówkach meczów! Skąd taka siła w tej reprezentacji?! Odpowiedź jest na tym zdjęciu (jedno z wielu zdjęć zrobionych po wspólnej modlitwie). Trzeba bardzo serdecznie podziękować naszemu kochanemu kapelanowi polskich sportowców! Był z nami w Katarze i odprawiał nie tylko niedzielne Msze św., ale także przed meczami! To BÓG dodawał sił reprezentacji Polski! Te Msze nas wzmacniały i dodawały wiary! Podnosiliśmy się z kolan po przegranych meczach czy jak niektórzy grali z poważnymi urazami! Dziękujemy jeszcze raz ks. Edwardowi Pleniowi za modlitwę i za ten wspólny czas na katarskiej ziemi!
Ramka:
Piotr Wyszomirski – 27-letni bramkarz polskiej reprezentacji piłkarzy ręcznych, zdobywca brązowego medalu w zakończonych niedawno mistrzostwach świata w Katarze. W bluzie z orzełkiem na piersi gra od 2009 r. Od sezonu 2014/2015 jest zawodnikiem drużyny wicemistrza Węgier Pick Szeged, z którą z powodzeniem walczy w Lidze Mistrzów. Od zeszłego roku żonaty.