Logo Przewdonik Katolicki

Biało-czerwoni. Presja piłkarskiego cudu

Michał Bondyra
Fot.

Największa impreza sportowa świata, po piłkarskim mundialu i letnich igrzyskach debiutuje w Polsce. Najlepsze jedenastki Starego Kontynentu przez miesiąc będą biły się o Puchar Henriego Delanuaya. Jak długo w wyścigu pozostaną biało-czerwoni?

Największa impreza sportowa świata, po piłkarskim mundialu i letnich igrzyskach debiutuje w Polsce. Najlepsze jedenastki Starego Kontynentu przez miesiąc będą biły się o Puchar Henriego Delanuaya. Jak długo w wyścigu pozostaną biało-czerwoni?

 

Gdy rodak pomysłodawcy Euro, Henriego Delanuaya, Michel Platini, kiedyś znakomity francuski pomocnik, dziś prezydent UEFA, z białej koperty wyciągnął karton z napisem „Poland–Ukraine” w obu krajach niedowierzanie mieszało się z ekscytacją. W Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Gdańsku zaczął się wyścig z czasem. Stadiony mimo różnych większych czy mniejszych komplikacji i wpompowanych gigantycznych pieniędzy pięknie wpisały się w pejzaż miast gospodarzy. Choć mimo czterech lat i wielkich obietnic, dróg i autostrad nie powstało tyle, by szybko i przyjemnie poruszać się po kraju, to kibice bardziej skupiają się nad tym, czy reprezentacja trenera Franciszka Smudy osiągnie historyczny wynik, czy raczej powieli kompromitujący występ sprzed czterech lat wybrańców Leo Beenhakkera. Przypomnijmy, że trzynasty turniej w 2008 r.był dla Polski debiutem w finałach mistrzostw Starego Kontynentu i wtedy, jak na debiutantów, wypadliśmy blado. Zdołaliśmy ugrać jeden punkt ze słabą Austrią i po walce przegrać z Niemcami i Chorwatami.

 

Trzech muszkieterów

Dziś biało-czerwoni stają przed kolejną szansą. Jakże inną od tej z boisk w Szwajcarii i Austrii. Uznawany za piłkarskiego cudotwórcę (mistrzostwo Polski zdobyte w ostatnich sekundach, w podobny sposób wywalczony awans do Ligii Mistrzów czy fazy grupowej Pucharu UEFA z klubami, które prowadził) charyzmatyczny trener swoje „nadprzyrodzone” zdolności chce powtórzyć jeszcze raz. A wydaje się to bardzo możliwe. Szczęście bowiem sprzyjało jego zespołowi już podczas losowania. Zestaw: Grecja, Rosja i Czechy to najłatwiejsza z kombinacji, na jaką biało-czerwoni mogli trafić. Pamiętać trzeba, że na turnieju tej rangi słabeuszy jednak nie ma, a każda z wymienionych ekip smaku medalu Euro już zaznała. Może więc czas teraz na Polskę?

By tak się stało, zawodnicy muszą poradzić sobie z presją nadziei, które pokładają w nich nie tylko wierni fani, ale także ci, którzy na co dzień futbolem się nie interesują. Ale podstawy ku temu, by sądzić, że ćwierćfinał jest w zasięgu ręki, są uzasadnione. Dawno bowiem nie mieliśmy takiej sytuacji, by trzon kadry stanowiły trzy gwiazdy klubowego mistrza Niemiec Borussii Dortmund. Obrońca Łukasz Piszczek, pomocnik Kuba Błaszczykowski i napastnik Robert Lewandowski – w sumie zdobyli 32 gole i mieli 28 asyst, z których te gole padały. Piszczkiem interesuje się wielki Real Madryt, a Lewandowskim – uznanym najlepszym graczem niemieckiej Bundesligi – Manchester United. Jeśli dołożyć do tego utalentowanego młokosa w bramce Arsenalu Londyn – Wojciecha Szczęsnego i mającego polskie korzenie Francuza Ludovica Obraniaka, to mamy podstawy, by od reprezentacji wymagać. Czy jednak medalu?

 

Polska jak Grecja?

Pięćdziesięciodwuletnia historia mistrzostw Europy pokazuje, że nie takie cuda się zdarzały. Któż bowiem w 1992 r. spodziewał się, że przyjeżdżająca na kilkanaście dni przed rozpoczęciem turnieju w Szwecji ekipa Danii, która piłkę w finałach kopać miała tylko i wyłącznie dzięki wykluczeniu graczy Jugosławii (kara za działania zbrojne w Bośni i Hercegowinie) ogra Niemców w finale i sięgnie po tytuł? Czy ktoś mógł przewidzieć, że grupowy rywal Polaków – Grecja, dwanaście lat później turniej w Portugalii zacznie zwycięstwem w meczu otwarcia z gospodarzami, a skończy dopiero po miesiącu z tymi samymi gospodarzami, ogrywając ich w meczu finałowym? „Ósmego czerwca wszystkie 16 drużyn walczy o mistrzostwo”, jak słusznie zaznacza ks. Edward Pleń, krajowy duszpasterz sportowców. Na szczęście faworyci nie zawsze wygrywają, bo co to za mistrzostwa, w których wiadomo, kto wygra – jak trafnie konkluduje znakomity przed laty bramkarz Jan Tomaszewski. Jednak by sensacja na miarę Danii czy Grecji stała się faktem, „nie należy zapomnieć o pokorze i mobilizacji”, o której przypomina też Jerzy Brzęczek – kapitan polskiej reprezentacji, która równo dwadzieścia lat temu zdobyła olimpijskie srebro.

 

 

 


 

Strefa kibiców z Jezusem w tle

 

Choć duże, ponad czterdziestotysięczne, pomieszczą tylko ułamek tych, którzy chcieliby się na nich znaleźć. Alternatywą dla piłkarskich stadionów w Warszawie, Poznaniu Gdańsku czy Wrocławiu będą strefy kibica. A w nich widoczni chrześcijanie… O Strefie Jezusa w stolicy Wielkopolski  mówi przewodniczący Kościelnego Komitetu Euro 2012 w archidiecezji poznańskiej ks. Szymon Nowicki:

– Jezus włącza się w każdą dziedzinę naszego życia. Piłka nie jest wyjątkiem. Chrystus staje przy nas i tylko od nas zależy, czy chcemy z Nim wejść w relację, czy nie. Obecność Strefy Jezusa w strefie kibica jest więc pożądana i naturalna. Wchodzimy w kibicowską rzeczywistość, ale nie w sposób nachalny. Nie będziemy nawracać każdego napotkanego kibica. Dajemy propozycję pokazania, czym jest wiara, kim jest Jezus. I że można żyć Dekalogiem i wynikającymi z niego wartościami.

Nikogo też nie będziemy przyciągać do stref ciszy, które zostały przygotowane w trzech poznańskich kościołach (w farze, u oo. franciszkanów i w kościele pw. Świętej Rodziny). Mamy świadomość, że kibice nie przyjeżdżają do nas na rekolekcje. Oni chcą się pobawić, pokibicować. Będą jednak i tacy, którzy na pewno z naszej oferty skorzystają. Wejdą do kościoła, by posiedzieć, pomyśleć i się pomodlić. Czasem wystarczy chwila na poukładanie sobie pewnych spraw, na pogodzenie się z porażką, na zebranie sił do następnego, być może, zwycięskiego meczu.

Do Poznania przyjeżdżają tradycyjne katolickie nacje. Dlatego dla Chorwatów, Irlandczyków i Włochów przygotowaliśmy Msze w językach narodowych. Informację o tym, gdzie i kiedy będą mogli w nich uczestniczyć znajdą m.in. w przygotowywanej przez nas bezpłatnej gazecie „Strefa Jezusa/Jesus Zone”. Myślę, że zrobią wszystko, by tam być. Usłyszeć swój język i mieć poczucie wspólnoty. Zobaczyć, że my, poznaniacy nie jesteśmy obojętni na ich potrzeby duchowe.

 

Wysłuchał Michał Bondyra

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki