Językiem popkultury opisał nękające nas problemy społeczne, obok scen niczym z horroru pokazał przeorany latami komuny smutny pejzaż podmiejskiej antyarchitektury, poważne dysputy ubarwił komizmem i wyszedł z tego całkiem zgrabny twór kryminalny. Książki z prokuratorem Szackim zdobyły szeroką publiczność, także tą bardziej wymagającą, ponieważ nie sposób odmówić im uroku. Miłoszewski potrafi uwodzić i robi to skutecznie, ostatnio także na dużym ekranie. Po tragicznej próbie ekranizacji pierwszej powieści pt. Uwikłanie w reżyserii Jacka Bromskiego, autor sam zajął się scenariuszem do Ziarna prawdy. Efekt można zobaczyć w kinach.
Szeryf Szacki
Trylogię kryminalną Miłoszewskiego łączy postać prokuratora Szackiego. Bohater ma żonę i dziecko, wkrótce jednak rozwodzi się na skutek romansu i potem miewa już tylko kochanki, by w ostatniej części wejść w miarę stały związek. Ważny jest dla niego wygląd, podkreślany za każdym razem szczegółowym opisem, bo to on charakteryzuje jego osobowość: „Miał na sobie, jak to sam nazywał, bondowski zestaw: brytyjska klasyka, która nigdy go nie zawiodła, kiedy chciał zrobić wrażenie. Garnitur w szarym kolorze nieba przed burzą, w prawie niewidoczne jasne prążki, błękitna koszula, wąski grafitowy krawat w delikatny deseń. Poszetka z surowego lnu, wystająca na centymetr z kieszonki marynarki. Spinki i zegarek z matowej stali chirurgicznej. W tym odcieniu, co jego gęste, idealnie siwe włosy. Wyglądał jak ostoja mocy i trwałości Rzeczypospolitej”. Szacki jest szeryfem, dla którego nie ma nic ważniejszego niż prawo zebrane w odpowiednie kodeksy. Wszystko jest w paragrafie, a on wymierza sprawiedliwość. Zmaga się nie tylko ze zbrodniami, a trzeba w tym miejscu przyznać, że intrygi kryminalne poprowadzone są przez Miłoszewskiego niebanalnie i zaskakująco. Szacki zmaga się z polskimi realiami.
Pierwsza książka z cyklu, zatytułowana Uwikłanie (2005 r.) opowiada o morderstwie dokonanym w czasie psychoterapii metodą Hellingera. W trakcie śledztwa Szacki trafia na nowy trop szajki byłych funkcjonariuszy SB, którzy w nowej Polsce świetnie sobie radzą, tworząc coś na kształt mafii. Nierozliczona jasno przeszłość PRL-u wciąż daje o sobie znać. Czy zastraszony prokurator postąpi praworządnie, czy stanie się „uwikłany”? Kolejny tom to Ziarno prawdy (2011): Szacki po rozwodzie przeprowadza się do Sandomierza, niewielkiego miasta znanego całej Polsce z serialu o dzielnym ojcu Mateuszu i z antysemickiego obrazu wiszącego w katedrze. To idealna sceneria do morderstw odpowiednio zaaranżowanych, a Miłoszewski przy okazji rozprawia się ze stereotypami i demonami wciąż według niego straszącymi Polaków złym Żydem. W ostatnim tomie, w Gniewie (2014), Szacki szuka morderców w Olsztynie, przy okazji będąc zmuszonym do postawienia sobie pytania o to, czy jest seksistą i mizoginem. A na koniec odpowie nam wszystkim na pytanie, co wybiera: prawo czy sprawiedliwość poza prawem? Ubecka Warszawa, antysemicki Sandomierz i Olsztyn pełen cichej przemocy domowej to oczywiście uproszczony obraz naszego polskiego świata według Zygmunta Miłoszewskiego.
Nocny Sandomierz
Ziarno prawdy przeniósł na ekran Borys Lankosz, twórca świetnego Rewersu. Powstał niezły polski kryminał z całkiem interesującymi zdjęciami nocnego Sandomierza i z przyzwoitą rolą Roberta Więckiewicza w roli sztywnego Szackiego. Temat odradzającego się antysemityzmu mnie nie przekonuje, a nawet już nudzi, ale przesadzone rozmyślania Szackiego w książce, w filmie na szczęście nie rażą. Film nie chce rozliczać, za to z lekkim przymrużeniem oka ma zamiar zachwiać wszystkimi stereotypami, którymi jesteśmy karmieni w kwestii okołożydowskiej. Mamy więc skrajnego prawicowca, który ma jak najgorsze zdanie o polskim Kościele. Mamy rabina, który mówi o tym, że wielu Żydów pracowało po wojnie w komunistycznych władzach. Mamy księdza katolickiego, który zabłyśnie czarnym humorem. Oczywiście mamy też Sandomierz jako miasto, gdzie w katolickim kościele przez lata wisiał obraz pokazujący mieszkańcom sposób, w jaki Żydzi zabijają chrześcijańskie dzieci i wyrabiają z ich krwi macę. No i zbrodnię, która wykorzystując antysemickie demony i przypominając pewną powojenną historię, powinna być doskonała.
Z kryminałami jest tak, że nie można za dużo powiedzieć, by nie zdradzić rozwiązania zagadki. I książkę Miłoszewskiego, i film Lankosza ratuje udany sarkazm i lekka ironia. Ten dystans sprawia, że ciężkie tematy nabierają lekkości, co sprzyja nie tylko dobrej rozrywce, ale i chęci do refleksji.